Petro Poroszenko w "Washington Post": otwartej wojny z Rosją nie będzie
Prezydent Rosji Władimir Putin nie zdecyduje się na otwartą wojnę i wysłanie wojsk lądowych na Ukrainę, ale może destabilizować wschód tego kraju, płacąc ekstremistom i zbrojąc ich - uważa faworyt majowych wyborów prezydenckich na Ukrainie Petro Poroszenko.
W wywiadzie opublikowanym w niedzielnym wydaniu "Washington Post" Poroszenko przewiduje, że do otwartego konfliktu, z przekroczeniem przez rosyjskie wojska granicy z Ukrainą, nie dojdzie, ponieważ zwykli Rosjanie nie poprą takiej "prawdziwej wojny". - Ale Rosja wysyłająca siły specjalne w celu zdestabilizowania sytuacji, płacąca ekstremistom i terrorystom, dostarczająca broń i przekupująca milicjantów - to jest możliwe - ostrzegł.
Poroszenko, który według najnowszych sondaży może wygrać wybory prezydenckie na Ukrainie 25 maja już w pierwszej turze, podkreślił, że celem Rosji jest zdyskredytowanie tego głosowania. - Jedynym sposobem, aby pokazać, że Rosja jest zwycięzcą, a Ukraina przegranym, jest zdestabilizowanie sytuacji, abyśmy nie mogli przeprowadzić wyborów. Jeśli będą mogli powiedzieć, że Ukraina nie ma prawomocnego prezydenta, wtedy będą mogli kwestionować legalność naszego rządu - tłumaczył.
Pytany o oczekiwania wiązane z porozumieniem z Genewy, zawartym 17 kwietnia między USA, Rosją, Ukrainą i UE, oświadczył, że liczył na "rozbrojenie terrorystów zajmujących budynki administracji" na wschodzie Ukrainy, a także na wysłanie przez Rosję obserwatorów na majowe wybory. - Jak mogą twierdzić, że wybory nie są sprawiedliwe, jeśli nie mają obserwatorów - zapytał.
Wyraził też przekonanie, że Rosja próbuje przedstawić całą sprawę jako "konflikt rosyjsko-ukraiński", a tymczasem Ukraina stała się celem agresji, co stanowi "brutalne pogwałcenie prawa międzynarodowego".
W rozmowie z waszyngtońskim dziennikiem Poroszenko zdecydowanie wykluczył federalizację Ukrainy, mówiąc, że taki scenariusz oznaczałby "Krym numer dwa". Wyjaśnił, że nastąpi za to decentralizacja władzy, co w praktyce będzie oznaczało "finansową autonomię - wybór języka, jakim można mówić, jakie pomniki budować". - Tego potrzebują ludzie - wskazał.
Na pytanie "WP", czy jako prezydent będzie nadal utrzymywał stosunki z Moskwą, odpowiedział twierdząco, wyjaśniając, że "bez bezpośredniego dialogu z Rosją niemożliwe byłoby tworzenie systemu bezpieczeństwa".
Zapewnił, że jeśli wygra wybory to w kraju będzie "równowaga władzy (między prezydentem a premierem), ale władza powinna być zdecentralizowana".