Partie zabiegają o poparcie polskich autorytetów
Lider partyjnej listy na wyborczym plakacie ze znanym profesorem, były premier otwierający listę wyborczą w Warszawie. To marzenia większości ugrupowań - informuje "Życie Warszawy".
08.09.2007 | aktual.: 08.09.2007 03:38
Na giełdzie nazwisk mile widzianych na partyjnych listach wyborczych najczęściej pojawiają się: były premier Kazimierz Marcinkiewicz, który przegrał walkę o prezydenturę stolicy, były minister obrony narodowej Radosław Sikorski oraz profesor Władysław Bartoszewski. Wszystkimi trzema interesuje się PSL. Stronnictwo chciałoby wielkim nazwiskiem otworzyć swoją warszawską listę - mówi nieoficjalnie jeden z posłów. - Interesują się nimi i inne partie. Zabiega o nich także PO - dodaje.
Prof. Bartoszewski to jeden z nielicznych żyjących autorytetów dla ogromnej większości Polaków. Marcinkiewicz i Sikorski są dobrze oceniani przez Polaków. Gdy Marcinkiewicz był premierem ufało mu prawie 70% społeczeństwa. Po odwołaniu Radosława Sikorskiego z szefowania MON Pentor przeprowadził dla "Życia Warszawy" sondaż prezydencki. Sikorski z 16,5% głosów znalazł się zaraz za Lechem Kaczyńskim.
Politycy Platformy wylewnie witali wczoraj w Sejmie Kazimierza Marcinkiewicza. Oficjalnie o transferze byłego premiera mówić nie chcieli. On sam twierdzi, że decyzji jeszcze nie podjął.
Takie nazwiska przyciągają uwagę wyborców - uważa dr Marek Migalski, politolog. Umieszczenie ich na liście lub choćby zasygnalizowanie, że są to osoby, które tę listę popierają, może być istotne dla części wyborców. Szczególnie dla tych niezdecydowanych, na co dzień niepopierających żadnej partii. A według różnych badań, ta grupa to od kilkunastu do ponad dwudziestu procent elektoratu. Jest więc o co walczyć.