"Parasolkowa rewolucja" w Hongkongu - trwają prodemokratyczne protesty
Trwają prodemokratyczne protesty w Hongkongu, nazywane "parasolkową rewolucją". Tysiące demonstrantów nadal blokowało finansową dzielnicę miasta. Doszło do kolejnych starć z policją.
Protesty rozszerzyły się także na inne części Hongkongu. Demonstranci zablokowali m.in. wiele ważnych arterii komunikacyjnych.
Doszło też do kolejnych starć z policją. Wczesnym popołudniem lokalne władze wycofały z ulic, po trzech nocach starć, oddziały policji do rozpędzania demonstracji. Rząd hongkoński zaapelował do protestujących o zachowanie spokoju i "jak najszybsze" rozejście się. Zdementował pogłoski, jakoby poprosił chińską armię o pomoc w przywróceniu porządku w mieście.
Chin przeciwne wsparciu z zewnątrz dla protestów
MSZ w Pekinie oświadczyło także, że Chiny sprzeciwiają się wszelkiemu wspieraniu przez zewnętrzne siły "nielegalnych ruchów" takich jak Occupy Central. Ruch ten jest organizatorem trwających od tygodnia prodemokratycznych protestów w Hongkongu.
Władze Chin występują także przeciwko wszelkim próbom ingerowania w wewnętrzne sprawy kraju przez inne państwa - zaznaczyła rzeczniczka resortu Hua Chinying.
Parasolki do ochrony
W nocy z niedzieli na poniedziałek doszło do kolejnych starć prodemokratycznych demonstrantów z policją, która przeciwko nim użyła m.in. gazu łzawiącego i pałek. Rannych zostało 38 osób.
Zmęczeni demonstranci spali na chodnikach, osłonięci przed słońcem parasolkami, które stały się symbolem protestów, nazwanych "parasolkową rewolucją". Parasolki służą nie tylko do ochrony przed żywiołami, ale także jako niewielka choć osłona przed gazem pieprzowym.
Według organizatorów protesty w nocy z piątku na sobotę zgromadziły ok. 80 tys. ludzi; liczby tej nie można było potwierdzić z niezależnych źródeł.
"Jeden kraj, dwa systemy"
Protesty, głównie studentów i wykładowców akademickich, rozpoczęły się tydzień temu. Demonstranci domagają się demokratycznych reform. Protestują także przeciwko narzuconym przez Pekin zasadom wyboru szefa lokalnej administracji w 2017 r. Hongkongowi, który w 1997 r. został zwrócony Chinom przez Wielką Brytanię, obiecano szeroki zakres autonomii, w tym politycznej, w ramach ukutej przez byłego przywódcę ChRL Denga Xiaopinga zasady "jeden kraj, dwa systemy". Tymczasem hongkońscy zwolennicy demokracji ostrzegają, że Pekin stara się stopniowo zacieśniać kontrolę polityczną nad regionem.
Jednym z tego przejawów ma być ich zdaniem sposób wybierania szefa lokalnej administracji w 2017 roku. Po raz pierwszy w historii mieszkańcy Hongkongu będą mogli wyłonić szefa administracji w wyborach powszechnych, działacze wskazują jednak, że wybór będzie zawężony do dwóch-trzech kandydatów zatwierdzonych uprzednio przez wierny władzom w Pekinie komitet nominacyjny.
Utrzymywanie kontroli nad domagającym się swoich praw Hongkongiem staje się dla rządu centralnego sporym wyzwaniem - zauważa Reuters. Pekin obawia się, że prodemokratyczne apele w Hongkongu i pobliskim Makau (należącej do Chin dawnej portugalskiej kolonii) rozszerzą się na część kontynentalną kraju, zagrażając władzy partii komunistycznej.
Reakcja Wielkiej Brytanii
Brytyjskie MSZ w oświadczeniu poinformowało, że z uwagą śledzi wydarzenia w Hongkongu. Podkreślono, że podstawą "zamożności i bezpieczeństwa" tego regionu są fundamentalne prawa, w tym prawo do demonstracji.
"Dla Hongkongu ważne jest zachowanie tych praw, a dla mieszkańców Hongkongu korzystanie z nich w ramach przewidzianych przepisami" - zaznaczyło Foreign Office. Według resortu dyplomacji "najlepszą gwarancją tych swobód jest przejście do powszechnego prawa wyborczego" i dlatego zaapelowano do wszystkich stron o "konstruktywne zaangażowanie się w debatę" o "znaczącym postępie dla hongkońskiej demokracji".
Źródła: PAP, CNN Newsource/x-news.