Nocny telefon do Putina. "Otworzyli nowy front wojny"

Ciężka artyleria, coraz ostrzejsze walki i kolejne ofiary. Eksperci są przekonani, że atak Azerbejdżanu na Armenię, który miał miejsce w ostatnich godzinach, jest nieprzypadkowy. – Azerowie widzą, że Rosjanie ponoszą porażki na froncie w Ukrainie, więc idą za ciosem. Postanowili wykorzystać fakt, że Władimir Putin jest zajęty i "świetnie mu idzie". To też ponura lekcja dla Ormian, z której wynika, że stawianie wyłącznie na Rosję jest dużym błędem – mówią nam eksperci ds. międzynarodowych.

Po tym, jak Azerbejdżan rozpoczął zakrojony na szeroką skalę artyleryjski ostrzał Armenii, premier tego kraju, Nikol Paszynian, wykonał w nocy pilny telefon do Władimira Putina
Po tym, jak Azerbejdżan rozpoczął zakrojony na szeroką skalę artyleryjski ostrzał Armenii, premier tego kraju, Nikol Paszynian, wykonał w nocy pilny telefon do Władimira Putina
Źródło zdjęć: © PAP | ALEXEI NIKOLSKY / SPUTNIK / KREMLIN POOL
Sylwester Ruszkiewicz

13.09.2022 | aktual.: 13.09.2022 19:49

"Azerbejdżan używa artylerii, moździerzy i dronów, uderza w infrastrukturę wojskową i cywilną" - przekazał w poniedziałek wieczorem minister obrony Armenii Drastamat Kanajan.

Pod ogniem azerbejdżańskich artylerzystów miały znaleźć się pozycje wojsk armeńskich na kierunkach miast: Goris, Dżermuk, Kapan, Wardenis, a także wsi: Sotk, Artanish, Ishkhanasar. Według Armenii, ostrzał był kontynuowany do wtorkowych godzin porannych, kiedy pojawiły się informacje o możliwości osiągnięcia porozumienia w sprawie wstrzymania ognia. Sytuacja znów się zaogniła, bowiem Azerbejdżan miał stwierdzić, iż porozumienie zostało bardzo szybko zerwane przez działania Armenii.

Według Azerbejdżanu, atak na armeńskie miejscowości był odpowiedzią na ormiańskie prowokacje. Według Armenii, była to niesprowokowana agresja ze strony Azerbejdżanu.

Jeszcze w nocy premier Armenii Nikol Paszynian wykonał w nocy pilny telefon do Władimira Putina. Ocenił działania strony azerbejdżańskiej jako "nie do zaakceptowania" i podkreślił znaczenie "odpowiedniej reakcji społeczności międzynarodowej". Zgodnie z umową Organizacji Układu o Bezpieczeństwie Zbiorowym, atak na Armenię oznacza atak na wszystkie państwa będące członkami organizacji (Białoruś, Rosję, Kazachstan, Kirgistan i Tadżykistan). Przed rozpoczęciem lutowej agresji Rosji na Ukrainę w Armenii przebywało około 3800 rosyjskich żołnierzy. Obecnie nie wiadomo, ilu dokładnie ich stacjonuje.

Przypomnijmy, że między obydwoma krajami co pewien czas następuje wymiana ognia. Chodzi o sporny teren Górskiego Karabachu należącego do Azerbejdżanu, lecz zamieszkanego przez większość ormiańską, do którego roszczą sobie prawa zarówno Armenia, jak i Azerbejdżan. W 2020 roku doszło do pełnoskalowego konfliktu zbrojnego w Górskim Karabachu, który pozwolił wojskom Azerbejdżanu na uzyskanie pewnych korzyści terytorialnych.

Tym razem jednak Azerbejdżan zaatakował na terytorium samej Armenii, poza spornym terytorium. Według ostatnich doniesień, w walkach miało zginąć 49 ormiańskich żołnierzy.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Zobacz też: "Nie wiemy, co jeszcze wymyśli Putin". Jest tylko jedno wyjście

"Azerowie widzą, jak idzie Putinowi w Ukrainie"

- Po tym, jak Azerbejdżan wygrał konflikt z Armenią o górny Karabach w 2020 roku, pozycja tego państwa bardzo się wzmocniła – podkreśla w rozmowie z Wirtualną Polską Adam Balcer, dyrektor programowy Kolegium Europy Wschodniej, specjalista ds. EuroAzji.

Ekspert dodaje, że rosyjskie siły rozjemcze, które tam stacjonują, nie mogą działać tak, jakby działały w normalnych warunkach.

- Uwagę Moskwy absorbuje wojna w Ukrainie. To nie przypadek, że właśnie teraz – kiedy Rosjanie ponoszą porażki w Ukrainie – Azerowie idą za ciosem. Widzą, jak Putin jest zajęty i jak "świetnie mu idzie". Wcześniej badali sytuację, przesuwali linię możliwych ataków i swoje strategiczne pozycje. Uprawiali też wobec Rosji zdecydowaną retorykę, wiedząc, że Moskwa jest w stanie jedynie wydać oświadczenie w tej sprawie – ocenia Balcer.

Z kolei Jerzy Marek Nowakowski, były ambasador RP w Armenii i na Łotwie, zwraca uwagę na bezprecedensowość azerskiego ataku.

- Azerbejdżan uderzył na niekwestionowane terytorium Armenii i to na bardzo długim odcinku frontu, liczącym ponad 100 kilometrów. To próba tego, na czym Azerom od dawna zależało, czyli stworzenia korytarza terytorialnego Azerbejdżan-Nachiczewan na terytorium Armenii. Po tym, jak Ormianie praktycznie zgodzili na oddanie Górnego Karabachu Azerom, od 2020 roku Azerbejdżan krok po kroku próbuje przejąć korytarz lądowy, przesuwając się stopniowo w głąb Armenii – mówi WP Nowakowski.

Obaj eksperci podkreślają, że Azerbejdżan ma mocne wsparcie Turcji w konflikcie.

- Azerbejdżan nie jest sam. Stoi za nim Turcja, która prowadzi swoją grę z Rosją. W Polsce relacje obu państw postrzegamy przez pryzmat klepania się po plecach Putina z Erdoganem. Często nie dostrzegamy, że obaj politycy "mają w kieszeni noże i mogą co jakiś czas się nimi dźgać". To nie jest relacja przyjaciel-przyjaciel, a przyjaciel-wróg. W tym przypadku Azerbejdżan ma zielone światło od Turcji. A Ankara wykorzystuje obecną sytuację, by zagrać ostrzej z Putinem, tak, żeby coś zyskać w innym miejscu – komentuje Balcer z Kolegium Europy Wschodniej.

Według Nowakowskiego, Rosji zależałoby, żeby Turcja w konflikcie Armenia-Azerbejdżan była neutralna. Ale jak zaznacza - to pobożne życzenia Kremla.

- Erdogan postawił się Putinowi na Morzu Czarnym i wspiera sprzętem ukraińską armię. To mogło być zarzewiem konfliktu, ale - jak widzimy - nie jest. Rosja nie wejdzie więc w ostry spór z Turcją, akurat w obronie Armenii. A dodatkowo Azerbejdżan ma w ostatnim czasie bardzo dobre relacje z Unią Europejską. Ma zastąpić Rosję w dostawach gazu i ropy do Europy. W czerwcu podpisano w Baku w tej sprawie odpowiednie porozumienie. Z wizytą pojawiła się osobiście szefowa Komisji Europejskiej Ursula von den Leyen. Pozycja Azerbejdżanu zrobiła się bardzo mocna – ocenia Nowakowski.

"Putin jak Poncjusz Piłat"

Obaj eksperci przyznają również, że kluczowa dla działań Azerbejdżanu jest obecna sytuacja na froncie w Ukrainie, gdzie od kilku dni sukcesy osiąga ukraińska kontrofensywa.

- Dla Rosji, to, co się dzieje w Ukrainie, jest znacznie ważniejsze od tego, co się dzieje w Armenii. Erewań może liczyć tylko na ograniczoną pomoc ze strony Putina. Jeśli już, to może prowadzić zakulisowe rozmowy z Azerbejdżanem. A w sprawie Armenii Rosja będzie się zachowywać jak Poncjusz Piłat. Będzie umywać ręce, wyznaczając Azerom nieprzekraczalną granicę: podbój Armenii i atak na rosyjskie wojska – mówi Balcer, ekspert ds. euroazjatyckich.

I - jak przypomina - dwa lata temu Azerowie "popychali czerwoną linię" w Górskim Karabachu do przodu, długo nie słuchając Rosji w sprawie rozejmu.

- W tym przypadku może być podobnie. Najbardziej radykalnym scenariuszem jest całkowita klęska Armenii w wojnie. Bardziej realnym jest zdecydowane wzmocnienie przewagi Baku poprzez odbicie kilku ważnych regionów z rąk Armenii i zmuszenie ją do dalszych ustępstw przy stole negocjacji. Azerbejdżan ma poczucie, że Rosja słabnie, także gospodarczo. Dodatkowo zdaje sobie sprawę, że w obliczu wojny w Ukrainie, Unia Europejska i NATO będą raczej przymykać oko na ich atak na Armenię. Perspektywa Azerbejdżanu jest jak w pokerze - na stole są trzy dobre karty i trzeba grać dalej - ocenia Balcer.

Według Nowakowskiego, wojna w Ukrainie niesłychanie osłabiła rosyjskie wpływy na całym obszarze postsowieckim.

- Armenia-Azerbejdżan to najgorętsze miejsce konfliktu. Ale wcześniej już dochodziło do starć między Tadżykistanem a Kirgistanem. Do tego dochodzą plany Kazachstanu i Uzbekistanu, które zabiegają o bezpośredni eksport ropy i gazu na Zachód przez terytorium Azerbejdżanu. Putin na razie przegrywa w Ukrainie absolutnie wszystko. Przegrywa całą, geopolityczną rolę Rosji na obszarze postsowieckim. Paradoks. I zachowuje się jak odwrócony Midas. To, czego się nie dotknie, nie zamienia się w złoto, tylko rozsypuje - uważa Nowakowski.

"Azerbejdżan otworzył linię frontu wojny w Ukrainie"

Jego zdaniem, atak azerski na armeńskie miejscowości to "część ukraińskiej ofensywy na froncie".

- Warto pamiętać, że relacje ukraińsko-azerskie były zawsze bardzo dobre. Oba państwa były przed laty filarami instytucji, o której w Polsce prawie się nie pamięta. A mianowicie GUAM: Gruzja, Ukraina, Azerbejdżan i Mołdawia. Wszystkie te państwa łączyła współpraca w zakresie ucieczki spod rosyjskiej dominacji – przypomina Nowakowski.

W jego ocenie, Azerbejdżan wybrał idealny moment na atak ormiańskich pozycji.

– Mają liczniejsze wojsko. Armenia jest wewnętrznie bardzo mocno podzielona. Rosja przegrywa na wojnie w Ukrainie. Jakość rosyjskich wojsk stacjonujących w Armenii uległa pogorszeniu po tym, jak spora część ich brygady spadochronowej z Górnego Karabachu trafiła na wojnę z Ukrainą. To kolejna ponura lekcja dla Ormian, że stawianie wyłącznie na Rosję jest głębokim błędem. Putin nie zareaguje. Dla niego ważniejszy jest jego interes, nie Armenii – kończy Nowakowski.

Sylwester Ruszkiewicz, dziennikarz Wirtualnej Polski

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie