Nocny telefon do Putina. "Otworzyli nowy front wojny"
Ciężka artyleria, coraz ostrzejsze walki i kolejne ofiary. Eksperci są przekonani, że atak Azerbejdżanu na Armenię, który miał miejsce w ostatnich godzinach, jest nieprzypadkowy. – Azerowie widzą, że Rosjanie ponoszą porażki na froncie w Ukrainie, więc idą za ciosem. Postanowili wykorzystać fakt, że Władimir Putin jest zajęty i "świetnie mu idzie". To też ponura lekcja dla Ormian, z której wynika, że stawianie wyłącznie na Rosję jest dużym błędem – mówią nam eksperci ds. międzynarodowych.
"Azerbejdżan używa artylerii, moździerzy i dronów, uderza w infrastrukturę wojskową i cywilną" - przekazał w poniedziałek wieczorem minister obrony Armenii Drastamat Kanajan.
Pod ogniem azerbejdżańskich artylerzystów miały znaleźć się pozycje wojsk armeńskich na kierunkach miast: Goris, Dżermuk, Kapan, Wardenis, a także wsi: Sotk, Artanish, Ishkhanasar. Według Armenii, ostrzał był kontynuowany do wtorkowych godzin porannych, kiedy pojawiły się informacje o możliwości osiągnięcia porozumienia w sprawie wstrzymania ognia. Sytuacja znów się zaogniła, bowiem Azerbejdżan miał stwierdzić, iż porozumienie zostało bardzo szybko zerwane przez działania Armenii.
Trwa ładowanie wpisu: twitter
Według Azerbejdżanu, atak na armeńskie miejscowości był odpowiedzią na ormiańskie prowokacje. Według Armenii, była to niesprowokowana agresja ze strony Azerbejdżanu.
Jeszcze w nocy premier Armenii Nikol Paszynian wykonał w nocy pilny telefon do Władimira Putina. Ocenił działania strony azerbejdżańskiej jako "nie do zaakceptowania" i podkreślił znaczenie "odpowiedniej reakcji społeczności międzynarodowej". Zgodnie z umową Organizacji Układu o Bezpieczeństwie Zbiorowym, atak na Armenię oznacza atak na wszystkie państwa będące członkami organizacji (Białoruś, Rosję, Kazachstan, Kirgistan i Tadżykistan). Przed rozpoczęciem lutowej agresji Rosji na Ukrainę w Armenii przebywało około 3800 rosyjskich żołnierzy. Obecnie nie wiadomo, ilu dokładnie ich stacjonuje.
Przypomnijmy, że między obydwoma krajami co pewien czas następuje wymiana ognia. Chodzi o sporny teren Górskiego Karabachu należącego do Azerbejdżanu, lecz zamieszkanego przez większość ormiańską, do którego roszczą sobie prawa zarówno Armenia, jak i Azerbejdżan. W 2020 roku doszło do pełnoskalowego konfliktu zbrojnego w Górskim Karabachu, który pozwolił wojskom Azerbejdżanu na uzyskanie pewnych korzyści terytorialnych.
Tym razem jednak Azerbejdżan zaatakował na terytorium samej Armenii, poza spornym terytorium. Według ostatnich doniesień, w walkach miało zginąć 49 ormiańskich żołnierzy.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Zobacz też: "Nie wiemy, co jeszcze wymyśli Putin". Jest tylko jedno wyjście
"Azerowie widzą, jak idzie Putinowi w Ukrainie"
- Po tym, jak Azerbejdżan wygrał konflikt z Armenią o górny Karabach w 2020 roku, pozycja tego państwa bardzo się wzmocniła – podkreśla w rozmowie z Wirtualną Polską Adam Balcer, dyrektor programowy Kolegium Europy Wschodniej, specjalista ds. EuroAzji.
Ekspert dodaje, że rosyjskie siły rozjemcze, które tam stacjonują, nie mogą działać tak, jakby działały w normalnych warunkach.
- Uwagę Moskwy absorbuje wojna w Ukrainie. To nie przypadek, że właśnie teraz – kiedy Rosjanie ponoszą porażki w Ukrainie – Azerowie idą za ciosem. Widzą, jak Putin jest zajęty i jak "świetnie mu idzie". Wcześniej badali sytuację, przesuwali linię możliwych ataków i swoje strategiczne pozycje. Uprawiali też wobec Rosji zdecydowaną retorykę, wiedząc, że Moskwa jest w stanie jedynie wydać oświadczenie w tej sprawie – ocenia Balcer.
Z kolei Jerzy Marek Nowakowski, były ambasador RP w Armenii i na Łotwie, zwraca uwagę na bezprecedensowość azerskiego ataku.
- Azerbejdżan uderzył na niekwestionowane terytorium Armenii i to na bardzo długim odcinku frontu, liczącym ponad 100 kilometrów. To próba tego, na czym Azerom od dawna zależało, czyli stworzenia korytarza terytorialnego Azerbejdżan-Nachiczewan na terytorium Armenii. Po tym, jak Ormianie praktycznie zgodzili na oddanie Górnego Karabachu Azerom, od 2020 roku Azerbejdżan krok po kroku próbuje przejąć korytarz lądowy, przesuwając się stopniowo w głąb Armenii – mówi WP Nowakowski.
Trwa ładowanie wpisu: twitter
Obaj eksperci podkreślają, że Azerbejdżan ma mocne wsparcie Turcji w konflikcie.
- Azerbejdżan nie jest sam. Stoi za nim Turcja, która prowadzi swoją grę z Rosją. W Polsce relacje obu państw postrzegamy przez pryzmat klepania się po plecach Putina z Erdoganem. Często nie dostrzegamy, że obaj politycy "mają w kieszeni noże i mogą co jakiś czas się nimi dźgać". To nie jest relacja przyjaciel-przyjaciel, a przyjaciel-wróg. W tym przypadku Azerbejdżan ma zielone światło od Turcji. A Ankara wykorzystuje obecną sytuację, by zagrać ostrzej z Putinem, tak, żeby coś zyskać w innym miejscu – komentuje Balcer z Kolegium Europy Wschodniej.
Według Nowakowskiego, Rosji zależałoby, żeby Turcja w konflikcie Armenia-Azerbejdżan była neutralna. Ale jak zaznacza - to pobożne życzenia Kremla.
- Erdogan postawił się Putinowi na Morzu Czarnym i wspiera sprzętem ukraińską armię. To mogło być zarzewiem konfliktu, ale - jak widzimy - nie jest. Rosja nie wejdzie więc w ostry spór z Turcją, akurat w obronie Armenii. A dodatkowo Azerbejdżan ma w ostatnim czasie bardzo dobre relacje z Unią Europejską. Ma zastąpić Rosję w dostawach gazu i ropy do Europy. W czerwcu podpisano w Baku w tej sprawie odpowiednie porozumienie. Z wizytą pojawiła się osobiście szefowa Komisji Europejskiej Ursula von den Leyen. Pozycja Azerbejdżanu zrobiła się bardzo mocna – ocenia Nowakowski.
"Putin jak Poncjusz Piłat"
Obaj eksperci przyznają również, że kluczowa dla działań Azerbejdżanu jest obecna sytuacja na froncie w Ukrainie, gdzie od kilku dni sukcesy osiąga ukraińska kontrofensywa.
- Dla Rosji, to, co się dzieje w Ukrainie, jest znacznie ważniejsze od tego, co się dzieje w Armenii. Erewań może liczyć tylko na ograniczoną pomoc ze strony Putina. Jeśli już, to może prowadzić zakulisowe rozmowy z Azerbejdżanem. A w sprawie Armenii Rosja będzie się zachowywać jak Poncjusz Piłat. Będzie umywać ręce, wyznaczając Azerom nieprzekraczalną granicę: podbój Armenii i atak na rosyjskie wojska – mówi Balcer, ekspert ds. euroazjatyckich.
I - jak przypomina - dwa lata temu Azerowie "popychali czerwoną linię" w Górskim Karabachu do przodu, długo nie słuchając Rosji w sprawie rozejmu.
- W tym przypadku może być podobnie. Najbardziej radykalnym scenariuszem jest całkowita klęska Armenii w wojnie. Bardziej realnym jest zdecydowane wzmocnienie przewagi Baku poprzez odbicie kilku ważnych regionów z rąk Armenii i zmuszenie ją do dalszych ustępstw przy stole negocjacji. Azerbejdżan ma poczucie, że Rosja słabnie, także gospodarczo. Dodatkowo zdaje sobie sprawę, że w obliczu wojny w Ukrainie, Unia Europejska i NATO będą raczej przymykać oko na ich atak na Armenię. Perspektywa Azerbejdżanu jest jak w pokerze - na stole są trzy dobre karty i trzeba grać dalej - ocenia Balcer.
Trwa ładowanie wpisu: twitter
Według Nowakowskiego, wojna w Ukrainie niesłychanie osłabiła rosyjskie wpływy na całym obszarze postsowieckim.
- Armenia-Azerbejdżan to najgorętsze miejsce konfliktu. Ale wcześniej już dochodziło do starć między Tadżykistanem a Kirgistanem. Do tego dochodzą plany Kazachstanu i Uzbekistanu, które zabiegają o bezpośredni eksport ropy i gazu na Zachód przez terytorium Azerbejdżanu. Putin na razie przegrywa w Ukrainie absolutnie wszystko. Przegrywa całą, geopolityczną rolę Rosji na obszarze postsowieckim. Paradoks. I zachowuje się jak odwrócony Midas. To, czego się nie dotknie, nie zamienia się w złoto, tylko rozsypuje - uważa Nowakowski.
"Azerbejdżan otworzył linię frontu wojny w Ukrainie"
Jego zdaniem, atak azerski na armeńskie miejscowości to "część ukraińskiej ofensywy na froncie".
- Warto pamiętać, że relacje ukraińsko-azerskie były zawsze bardzo dobre. Oba państwa były przed laty filarami instytucji, o której w Polsce prawie się nie pamięta. A mianowicie GUAM: Gruzja, Ukraina, Azerbejdżan i Mołdawia. Wszystkie te państwa łączyła współpraca w zakresie ucieczki spod rosyjskiej dominacji – przypomina Nowakowski.
W jego ocenie, Azerbejdżan wybrał idealny moment na atak ormiańskich pozycji.
– Mają liczniejsze wojsko. Armenia jest wewnętrznie bardzo mocno podzielona. Rosja przegrywa na wojnie w Ukrainie. Jakość rosyjskich wojsk stacjonujących w Armenii uległa pogorszeniu po tym, jak spora część ich brygady spadochronowej z Górnego Karabachu trafiła na wojnę z Ukrainą. To kolejna ponura lekcja dla Ormian, że stawianie wyłącznie na Rosję jest głębokim błędem. Putin nie zareaguje. Dla niego ważniejszy jest jego interes, nie Armenii – kończy Nowakowski.
Sylwester Ruszkiewicz, dziennikarz Wirtualnej Polski
WP Wiadomości na:
Wyłączono komentarze
Jako redakcja Wirtualnej Polski doceniamy zaangażowanie naszych czytelników w komentarzach. Jednak niektóre tematy wywołują komentarze wykraczające poza granice kulturalnej dyskusji. Dbając o jej jakość, zdecydowaliśmy się wyłączyć sekcję komentarzy pod tym artykułem.
Redakcja Wirtualnej Polski