Niemieccy Romowie i Sinti doczekali się pomnika ofiar nazizmu w Berlinie
Po 20 latach starań pomnik upamiętniający pół miliona ofiar nazizmu wśród narodowości Romów i Sinti zostanie odsłonięty w Berlinie. Romowie mają nadzieję, że nie tylko przypomni on straszną historię, ale będzie przestrogą przed współczesnym rasizmem.
23.10.2012 | aktual.: 23.10.2012 16:39
- Jesteśmy przekonani, że odsłonięcie pomnika w Niemczech będzie również sygnałem dla Europy i całego świata, że ludobójstwo popełnione na 500 tysiącach Romów i Sinti w okupowanej przez nazistów Europie nie było tylko dodatkiem do zagłady Żydów, ale miało całkiem odrębny wymiar. Dwie trzecie niemieckich Romów i Sinti padło ofiarą tego ludobójstwa - powiedział zagranicznym dziennikarzom w Berlinie przewodniczący Centralnej Rady Romów i Sinti w Niemczech Romani Rose.
Dodał, że pomnik nie ma służyć temu, by za czyny sprawców zbrodni obwiniać ich wnuki i prawnuki. - Republika Federalna Niemiec bierze na siebie odpowiedzialność wobec naszej mniejszości, by wymierzony w nas rasizm potępiać tak samo ostro, jak przejawy antysemityzmu - podkreślił.
Spory opóźniły powstanie pomnika
Pomnik zaprojektowany przez izraelskiego artystę Daniego Karavana stanie na polanie tuż obok siedziby niemieckiego parlamentu. Pośrodku okrągłego ciemnego zbiornika znajduje się wyłaniający się z wody kamień, który każdego dnia ma być przyozdobiony świeżą różą, symbolizującą życie. Na tablicy wyryto wiersz "Auschwitz" Santino Spinellego oraz ważne daty i cytaty związane z ludobójstwem Sinti i Romów oraz uznaniem tej zbrodni przez władze współczesnych Niemiec.
Decyzję o postawieniu pomnika niemiecki rząd podjął już 20 lat temu, ale budowa rozpoczęła się dopiero w 2008 r. i kosztowała 2,8 mln euro. W szybkiej realizacji planów przeszkodziły spory m.in. o treść napisu na monumencie czy o dopuszczalność porównania ludobójstwa na Romach i Sinti z Holokaustem, a także niesnaski między projektantem pomnika a wykonawcą, władzami Berlina.
Jak przypomniał Romani Rose, dopiero w 1982 r. ówczesny kanclerz RFN Helmut Schmidt uznał zbrodnię ludobójstwa popełnioną ze względów rasowych na narodowości Sinti i Romów. Wcześniej dwunastu działaczy organizacji romskich, w tym Rose, przeprowadziło w Dachau strajk głodowy, domagając się uznania zbrodni przez władze niemieckie. - Mamy nadzieję, że ten pomnik będzie też pewnym zadośćuczynieniem dla ofiar, które przez wiele lat musiały same poradzić sobie ze swoim cierpieniem i czuły się zapomniane - dodał.
"Z Romów robi się kozły ofiarne"
Centralna Rada Sinti i Romów w Niemczech ma nadzieję, że berliński pomnik będzie przypominać o nauce, jaka płynie z tragicznej historii: że prawa człowieka i prawa mniejszości narodowych wymagają ciągłej troski. Jak ocenił Rose, również współcześnie z Romów robi się kozły ofiarne.
- Jesteśmy odpowiedzialni za bezrobocie, za kłopoty gospodarcze w Europie, za przestępczość... Ten rasizm nie jest niczym nowym, znamy to już z historii. To przerażające - powiedział. - To, czego jesteśmy świadkami, wymierzone jest w demokrację, a zatem w całe nasze społeczeństwa.
Jego zdaniem kraje wschodniej Europy "nigdy nie rozliczyły się w własną odpowiedzialnością" historyczną. - To jest przyczyną rasizmu, nienawiści rasowej i antysemityzmu w tych krajach - powiedział Rose. Według niego od upadku żelaznej kurtyny w Czechach zginęło 19 Romów, a na Węgrzech - 11. - Także w innych krajach, jak Rumunia czy Słowacja, niemal codziennie dochodzi do aktów przemocy (przeciw Romom). Przeraża też populizm, który widzimy na Zachodzie, we Francji czy Włoszech - dodał.
Niemieccy Romowie liczą na to, że Niemcy, jako kraj o ważnej pozycji w Europie, będą wywierać presję na te kraje, w których dochodzi do dyskryminacji Romów.
W uroczystym odsłonięciu pomnika w środę wezmą udział kanclerz Niemiec Angela Merkel i prezydent RFN Joachim Gauck, jak również około 100 ocalałych z zagłady Romów i Sinti.