Trwa ładowanie...
12-05-2015 20:01

Nieludzkie kary w rodzinnym domu dziecka. "To było takie obrzydliwe"

W rodzinnym domu dziecka w Świerklańcu (woj. śląskie) dzieci musiały klęczeć nago, były krępowane i obrzucane odchodami. Takie kary stosowali opiekunowie za złe zachowanie. - Jak gadałem przy jedzeniu, zaklejali taśmą buzię i musieliśmy jeść. A że nie umieliśmy, to nie jedliśmy. Potem pampersy zakładaliśmy i tak szliśmy spać. Nie wiem, dlaczego je zakładaliśmy. Ciocia tak kazała. To było takie obrzydliwe - mówi jeden z małych wychowanków domu dziecka.

d26fm1o
d26fm1o

Rodzinny dom dziecka w Świerklańcu funkcjonuje od 12 lat. Prowadzony jest przez małżeństwo 56-latków. Ostatnio pod ich opieką było ośmioro dzieci w wieku od 18 miesięcy do 17 lat. W większości wychowankowie pochodzą z rodzin z problemami. U państwa P. mieli znaleźć ciepły i bezpieczny dom.

- Przeżyłam załamanie nerwowe. Zmarł ojciec, później tragicznie brat. Następnie mama. Wpadłam w złe towarzystwo, alkohol. Odwiedzałam dzieci przez trzy lata co sobotę. Jak pytałam Dominika, czy jest mu dobrze, to odpowiadał, że tak. Bał się powiedzieć. Zawsze było podsłuchiwanie pod drzwiami - mówi biologiczna matka Dominika.

Po ponad dwóch latach pobytu w rodzinnym domu dziecka w Świerklańcu dwóch braci wróciło do swojej biologicznej rodziny. Wtedy już nie mieli żadnych obaw i o tym, co ich tam spotkało, opowiedzieli najpierw rodzicom, potem kuratorowi.

- Kurator przyszedł i miał takie podejście psychologiczne. Już wiedział, że tam coś się dzieje i wszystko zaczęło się sypać. Kara za karą - opowiadali. O klęczeniu na grochu z rękoma na górze - mówi matka chłopców.

d26fm1o

- Dominik był kopnięty przez tę panią i spadł ze wszystkich schodów. Dzieci były zamykane w pokoju, załatwiały się do wiaderka. Jak się śmiały, wylała odchody i moim synem i jeszcze jednym chłopcem wycierała te odchody. Jak karała dzieci, robiła zdjęcia, wrzucała je do komputera. Później pokazywała je dzieciom i miały sobie wybierać, jaką chcą karę - opowiada druga biologiczna matka.

Prokuratura zabezpieczyła kilkadziesiąt takich zdjęć z komputerów opiekunów. Choć zostały usunięte, to policyjnym specjalistom udało się je odzyskać.

- Zabezpieczone przez nas zdjęcia są drastyczne, dlatego nie mogą zostać upublicznione. Przedstawiają dzieci, które klęczą nago z rękami uniesionymi do góry. Widać dzieci zapłakane, które mają wypisane różnego rodzaju obraźliwe sformułowania na czole czy innych częściach ciała. Mają ręce i nogi zaklejone taśmą klejącą. Opiekunowie nie przyznali się do popełnienia zarzucanych im czynów. Swoje zachowanie tłumaczyli tym, że były to metody wychowawcze, aby te dzieci zdyscyplinować i zobligować do właściwego zachowania - mówi Beata Huras z Prokuratury Rejonowej w Tarnowskich Górach.

Ta bulwersująca sprawa wyszła na jaw dzięki determinacji kuratora społecznego. To on poinformował prokuraturę o tym, że dzieciom może dziać się krzywda. Wcześniej o swoich obawach informował też Powiatowe Centrum Pomocy Rodzinie, które wprawdzie przeprowadziło w rodzinnym domu dziecka kontrolę, ale nie wykazano żadnych nieprawidłowości.

d26fm1o

- Dzieci odnosiły się do naszych pytań, a ich odpowiedzi często były sprzeczne. Część dzieci potwierdziła informacje o karach, część dzieci zaprzeczyła. Staraliśmy się być obiektywni. Całą dokumentację przekazaliśmy do sądu - wyjaśnia Klaudia Zyśk z Powiatowego Centrum Pomocy Rodzinie w Tarnowskich Górach.

Przez kilkanaście lat w rodzinnym domu dziecka w Świerklańcu mieszkało około 40 podopiecznych. Małżeństwo ma także nastoletniego adoptowanego syna. Anna P. z wykształcenia jest pielęgniarką, jej mąż kiedyś pracował w kopalni, obecnie prowadzi myjnię samochodową. Za opiekę nad ośmiorgiem dzieci co miesiąc otrzymywali prawie 18 tysięcy złotych.

- Niefajnie tam było. Nie chciałbym tam wrócić - mówi jeden z podopiecznych.

d26fm1o

Dzieci zostały odebrane rodzinie i przebywają już w innych placówkach. Natomiast z opiekunami nadal mieszka ich 13-letni syn i 18-letnia była podopieczna, która nie chciała opuścić ich domu. Prokuratura zastosowała wobec Anny i Wiktora P. środek zapobiegawczy w postaci dozoru. Dwa razy w tygodniu muszą oni stawiać się na policji. Mają też zakaz zbliżania się do byłych wychowanków. Za psychiczne i fizyczne znęcanie się nad dziećmi grozi im kara do pięciu lat pozbawienia wolności.

d26fm1o
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

WP Wiadomości na:

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d26fm1o
Więcej tematów