Nie mógł zostać z synem w szpitalu, bo jest... ojcem
Od półtora roku sam wychowuje 5-letniego syna chorego na autyzm. Wiedział, że łatwo nie będzie. Wszak w naszym kraju panuje kult matki Polki, a samotny ojciec jest wielką rzadkością - czytamy w "Polsce". Piotr K. zmaga się z problemami, które zwykle nie dotyczą samotnych matek. Ma problemy z opieką nad synem nawet w szpitalu.
Mężczyzna nie dostaje alimentów na syna. Jedyne, na co może liczyć z opieki społecznej, to 150 zł dodatku pielęgnacyjnego. Przekonanie różnych urzędniczek, że powinny pomóc mu wyegzekwować zasądzone od żony alimenty, zajęło mu kilka miesięcy. Panie skrupulatnie sprawdzały i dopytywały, czy to na pewno właśnie on sprawuje opiekę nad dzieckiem.
Tyle samo trwało poszukiwanie lokum, w którym mógłby zamieszkać z pięcioletnim Kubą. Samotny ojciec pukał od drzwi do drzwi i wszędzie słyszał, że na pomoc może liczyć samotny rodzic pod warunkiem, że jest... samotną matką.
Małego Kubę trudno namówić na rozmowę. W swoim pokoju w skupieniu ogląda taśmę z lekcjami u logopedy, na które raz w miesiącu do Krakowa zawozi go tata. Nie zauważa obecności innych. - Czasem ma lepsze dni. Wtedy nawet powie, co robił w przedszkolu. A czasem zamyka się w sobie i trudno do niego dotrzeć - tłumaczy zachowanie synka jego tata.
To, że jest przypadkiem odosobnionym, Piotr K. odczuwa na własnej skórze ciągle. Choćby ostatnio, przy meldunku w nowym, TBS-owskim mieszkaniu w Trzebini. - Urzędniczka była zaskoczona. Dopytywała, czy aby na pewno nie mam ograniczonych praw rodzicielskich - opowiada poirytowany.
Po raz pierwszy z tego typu sytuacją zetknął się jeszcze przed rozwodem. Konieczny był wyjazd na tydzień do szpitala w Ligocie. Chodziło o zdiagnozowanie choroby syna. Piotr chciał towarzyszyć Kubie. Ale okazało się, że w szpitalu z dziećmi nocują tylko matki. "Ojciec? No nie wiem, czy inne matki się zgodzą na to..." - zdziwiony głos pracowniczki szpitala dał mu do zrozumienia, że tatuś raczej powinien pozostać w domu. Albo nocować na trawniku przed szpitalem.