Uratował sąsiada w Niemczech. Potem bohaterski Polak dostał propozycję
31-letni Maciej Biernat z Polski został w niemieckich mediach okrzyknięty bohaterem. Nic dziwnego, bo jego 70-letni sąsiad zawdzięcza mu życie. Nie dość, że wyniósł go z płonącego mieszkania, to jeszcze ugasił pożar.
Ostatni czwartek zapowiadał się zwyczajnie. Po kolacji pan Maciej obejrzał z żoną film, potem poszli spać. Około godziny 23 do ich mieszkania zaczęła dobijać się sąsiadka, mówiąc, że wyczuwa na klatce dym.
- Szybko się ubrałem i wyszedłem. Usłyszałem czujkę u sąsiada naprzeciwko. Dało się też wyczuć wyraźny zapach dymu. Wiedziałem, że sąsiad ma problemy z poruszaniem się. Zacząłem dzwonić do drzwi. W końcu usłyszałem "już idę". I nagle głucha cisza - opowiada pan Maciej.
Sytuacja wymagała natychmiastowej reakcji, dlatego nie zawahał się wyważyć drzwi silnym kopnięciem.
- Otwieram, a w środku już ściana dymu. Sąsiad leżał na podłodze. Paliły się papiery, kartony, jakieś ubrania. Wyciągnąłem pana na korytarz, sprawdziłem jego stan. Był nieprzytomny, ale miał zachowane funkcje życiowe - relacjonuje.
W międzyczasie ktoś zadzwonił po straż pożarną. 70-letni sąsiad był już w bezpiecznym miejscu, ale ogień w mieszkaniu się rozwijał, więc pan Maciej postanowił dalej działać. Dodaje, że na korytarzu w bloku nie było żadnej gaśnicy. Wrócił więc do swojego mieszkania i chwycił za wiadro.
- Zacząłem nalewać wodę i goniłem z jednego mieszkania do drugiego. Cały czas obserwowałem też poszkodowanego sąsiada, czy nic się z nim nie dzieje - opowiada.
W tym samym czasie żona pana Macieja wyprowadziła ich psy z mieszkania i czekała przed blokiem na strażaków, żeby szybko im wskazać, gdzie dokładnie się pali. Kiedy ratownicy pojawili się na miejscu, pozostało im już tylko dogasić ogień i przewietrzyć mieszkanie.
Dzięki działaniu pana Macieja udało się uratować życie sąsiada, ale również uchronić mieszkanie przed większymi stratami. Gdyby nie szybka reakcja, pożar mógłby się przenieść nawet na inne mieszkania.
- Na koniec dowódca akcji zapytał się, skąd wiedziałem, co mam robić. Odpowiedziałem, że jestem strażakiem ochotnikiem w Polsce. Pogratulował mi, podał rękę, inni strażacy także podziękowali za współpracę. Powiedzieli, że gdyby nie ja, to mogłoby się to tragicznie zakończyć - relacjonuje pan Maciej.
Niemieccy strażacy dziękują panu Maciejowi
Pewnie o całej akcji niewiele osób by się dowiedziało, gdyby nie wpis w mediach społecznościowych monachijskich strażaków. "Młody mężczyzna sam podjął działania podczas pożaru i w ten sposób uratował swojego sąsiada" - napisali w piątek przed południem na Facebooku.
Pod wpisem od razu zaroiło się od pozytywnych komentarzy. Wiele osób nazwało 31-letniego Polaka bohaterem. "Super, że są jeszcze sąsiedzi którzy nie odwracają wzroku" - napisała jedna z internautek.
Wieści szybko dotarły do Polski. 31-letni Maciej Biernat od sześciu lat pracuje w branży budowlanej i mieszka razem z żoną Kariną w Monachium. Ale pochodzi z Ponic koło Rabki-Zdroju i kiedy tylko może, na święta i urlopy, wraca w rodzinne strony. Jest odpoczynek, spotkania z bliskimi, ale zdarza się, że kiedy zawyje syrena alarmowa, wbija się w strażacki mundur i rusza na akcję.
Nic dziwnego, że koledzy pana Macieja z OSP Ponice po jego wyczynie pękali z dumy i gratulowali. "Maciek, dzięki Twojej odwadze i szybkiemu działaniu, uratowałeś życie. Czapki z głów!" - napisali.
Dzięki druhom z OSP informacja szybko obiegła także polskie media. - Byłem w szoku. Kiedy dostałem telefon, byłem akurat w pracy. Zadzwonił kuzyn, że słyszał o mnie w radiu. A ja mówię, że to była normalna sytuacja, zadziałał instynkt - opowiada skromnie pan Maciej.
Monachijska straż pożarna zaprasza
Po wpisie monachijskich strażaków jedna z komentatorek podpowiedziała, aby przyjąć polskiego bohatera w szeregi niemieckiej straży pożarnej, "aby mógł robić więcej takich rzeczy". Co ciekawe, strażacy odpowiedzieli, że oczywiście, zapraszają go do zgłoszenia się do nich. Pan Maciej jednak z tej propozycji nie skorzysta.
- Nie wiążemy swojej przyszłości z Niemcami. Planujemy odłożyć trochę pieniędzy i zbudować dom. Ale w Polsce - uśmiecha się.
Maciej Biernat przyznaje, że pasję do ratownictwa zawdzięcza wujkowi, który był w OSP. Już jako mały chłopak często kręcił się koło remizy.
- Miałem wtedy 9-10 lat. Wyła syrena, starsi koledzy wyjeżdżali, a my czekaliśmy na swój czas. Kiedy wracali z akcji, my im pomagaliśmy, trzeba było samochód przygotować, węże pomyć. To były czasy, które bardzo miło wspominam - mówi.
Dodaje, że najpiękniejsze w byciu strażakiem jest to, że można pomagać innym ludziom. Pożar, powódź, katastrofy, to chwile, kiedy strażacy ochotnicy ruszają do akcji, niezależnie czy są u siebie w domu, czy tak jak pan Maciej, daleko od ojczyzny.
- My mówimy "Bogu na chwałę, ludziom na ratunek". To jest strażackie przykazanie, któremu jestem wierny - kwituje pan Maciej.
Paweł Buczkowski, dziennikarz Wirtualnej Polski
Napisz do autora: pawel.buczkowski@grupawp.pl