Miotłą po urzędzie
W ciągu sześciu tygodni nowy marszałek wymienił 10 dyrektorów. Andrzej Łoś poszedł w ślady swoich poprzedników. Podobnie jak oni, nowy szef wymienia kierownictwo swojego urzędu. Zaskakujące jest jedynie błyskawiczne tempo zmian.
23.01.2007 09:42
Sześć tygodni minęło od chwili, gdy Andrzej Łoś (Platforma Obywatelska) przejął władzę na Dolnym Śląsku. Przez ten czas do urzędu marszałkowskiego trafiło dziesięciu nowych dyrektorów. Opozycja nie zostawia na nowym szefie urzędu suchej nitki. – Zanim został marszałkiem, mówił, że przeprowadzi zewnętrzne audyty, będzie przyglądał się pracy poszczególnych dyrektorów. A tu minął ledwie miesiąc i zmienił sporą część kadry– mówi Paweł Wróblewski z Prawa i Sprawiedliwości, poprzedni marszałek województwa. – Przychodzą ludzie Andrzeja Łosia, zostają pełniącymi obowiązki dyrektorów, a dotychczasowym dyrektorom proponuje się, żeby zostali ich zastępcami. Przecież to dla nich uwłaczające– dodaje. Kiedy rok temu pracowników urzędu wojewódzkiego zwalniał Krzysztof Grzelczyk (PiS), jego przeciwnicy polityczni głośno mówili o czystkach w urzędzie.
Teraz nowy marszałek Andrzej Łoś robi to samo u siebie. Wymienia przede wszystkim dyrektorów, których na zajmowane obecnie stanowiska ściągnął jego poprzednik Paweł Wróblewski. Dyrektorem departamentu spraw społecznych został Robert Banasiak, były szef wrocławskiego ośrodka TVP. Zmienił się też dyrektor generalny urzędu – został nim Rafał Jurkowlaniec, który pracował we wrocławskim urzędzie miejskim jako koordynator ds. projektu Euro 2012. Wcześniej szefował radiowej „Jedynce”.
Nowe twarze u marszałka to również: Dariusz Kowalczyk, były prezes Dolnośląskiego Związku Koszykówki, który kieruje wydziałem kultury fizycznej, sportu i rekreacji oraz Dionizy Pacamaj, radny miejski PO, od środy dyrektor gabinetu marszałka. To nie wszystko. Wydziałem kultury kieruje już Rafał Bubnicki, były dziennikarz „Rzeczpospolitej”, a Jolanta Bogusz jest szefem wydziału informacji i promocji. Wiele lat przepracowała w firmach Leszka Czarneckiego, i to jako dyrektorka odpowiedzialna za marketing. Natomiast Jarosław Maroszek, dotychczasowy dyrektor biura sportu we wrocławskim magistracie, a wcześniej wydziału zdrowia – u Andrzeja Łosia zajmuje się opieką medyczną. Czystka, czyli co?
– To, co się dzieje w urzędzie marszałkowskim, to czystka. Ze względu na skalę tego zjawiska. Dla porównania, z urzędu wojewódzkiego zwolniony został jeden dyrektor, a kilku odeszło na własną prośbę. Ale po pierwsze, osoby, które ich zastępowały, pochodziły z urzędu. Miały więc dobre przygotowanie merytoryczne, tylko wcześniej blokowano im awanse. Po drugie, wymiana kadr trwała rok – mówi Krzysztof Grzelczyk, wojewoda dolnośląski. Jak wyglądają po roku urzędowania jego zmiany? Do tej pory w gmachu przy pl. Powstańców Warszawy pracuje tylko dwóch polityków PiS: Piotr Babiarz, szef klubu miejskich radnych partii i Paweł Hreniak, szef klubu w sejmiku wojewódzkim. Ten drugi jest jednak doradcą politycznym wojewody, a nie dyrektorem.
Reszta nominacji nie jest partyjna i po roku pracy nikt już nie zarzuca Grzelczykowi czystek. Ale takie zarzuty odrzuca także nowy marszałek województwa, który w miesiąc wymienił tylu ludzi, co wojewoda przez rok. – Mówienie o czystkach to wolne żarty, zwłaszcza z ust polityków PiS, którzy zwolnili w czwartek ostatniego prezesa dużej firmy państwowej, który nie był znajomym braci Kaczyńskich– mówi Andrzej Łoś, marszałek województwa. – Zwolniłem tylko dwóch dyrektorów. Reszta odeszła za porozumieniem stron. Lepiej zmienić ludzi od razu i zacząć pracę w nowym zespole, żeby szybciej mieć dobre efekty – dodaje.
Z „określonych środowisk”
Wątpliwości budzi nie tylko tempo zmian, ale również klucz doboru nowych dyrektorów urzędu marszałkowskiego. Większość z nich opozycja wiąże z osobą Grzegorza Schetyny, sekretarza generalnego PO i politycznego protektora Andrzeja Łosia. Wymienia się głównie Roberta Banasiaka i Rafała Jurkowlańca, którzy byli związani m.in. z Radiem Eska i firmami mu podległymi, gdy rozgłośnią zarządzała Kalina Rowińska-Schetyna. – Osoby, które zatrudnia marszałek, pochodzą z określonego środowiska politycznego. Większość z nich nie ma wymaganego doświadczenia w samorządach – mówi Krzysztof Grzelczyk. – Zarzucanie mi, że nominowani są ludźmi „z określonych środowisk”, to typowy język niedopowiedzeń PiS-u – ripostuje Andrzej Łoś. – Zatrudniłem doświadczonych menedżerów, którzy mogą wnieść nową jakość do pracy urzędu. Klucz partyjny nie ma znaczenia. Przecież na najważniejsze stanowisko, dyrektora departamentu rozwoju regionalnego, wraca Zbigniew Dynak. Ostatnio był wiceministrem w PiS-owskim rządzie, a teraz będzie dzielił
pieniądze unijne – dodaje. Właśnie podział sześciu miliardów złotych z UE będzie najważniejszym testem nowej ekipy marszałka. Dopiero on pokaże, jakie kadry w błyskawicznym tempie Łoś sprowadził sobie do urzędu marszałkowskiego.
PiS wziął spółki Przypominamy, że w czwartek rada nadzorcza największej polskiej firmy, PKN Orlen, odwołała Igora Chalupca ze stanowiska prezesa. Zastąpił go Piotr Kownacki, wiceprezes w PKN Orlen, wcześniej wiceprezes Najwyższej Izby Kontroli i bliski współpracownik Lecha Kaczyńskiego. Zmiany dokonano, mimo że politycy PiS chwalą Chalupca jako dobrego menedżera. PKN Orlen to ostatnia duża spółka, w której państwo ma udziały, gdzie obecny rząd wymienił prezesa na swojego. Wcześniej prezesem PKO BP został Sławomir Skrzypek (obecnie szef NBP), PZU – Jaromir Netzel, KGHM – Krzysztof Skóra, a PGNiG – Bogusław Marzec.
Bartłomiej Knapik