Minister Wasserman walczy o dobre imię z 76‑letnią kobietą
Przedsiębiorca budujący dom dla ministra Zbigniewa Wassermanna i dziennikarz, który chciał opublikować artykuł na temat rozliczeń budowy, byli kolejnymi świadkami obrony w procesie Wandy Gąsior, oskarżonej prywatnym aktem oskarżenia o znieważenie ministra.
08.05.2006 | aktual.: 08.05.2006 16:39
Obaj zeznawali za zamkniętymi drzwiami w toczącym się przed Sądem Rejonowym dla Krakowa-Nowej Huty procesie o zniesławienie, który minister koordynator ds. służb specjalnych Zbigniew Wassermann wytoczył 76-letniej emerytowanej nauczycielce historii z Nowej Huty, Wandzie Gąsior.
Sprawa dotyczy nieprawidłowości i nieporozumień przy budowie domu Wassermanna przez zięcia oskarżonej kobiety. Sam minister ma być przesłuchany na rozprawie 18 maja.
Wykonawca domu Janusz D. powiedział przed wejściem na salę rozpraw, że w czasie budowy domu dla ministra budował także sąsiedni dom i budowa ta zakończyła się bez nieporozumień z inwestorem.
Jak poinformował, publikację na temat jego kłopotów z rozliczeniem budowy dla ministra przygotowywał dla lokalnej prasy dziennikarz Jerzy P., jednak publikacja ta - jak stwierdził Janusz D. - została wstrzymana. Jerzy P. także został przesłuchany przez sąd.
Akt oskarżenia powstał, gdy w 2004 roku do Wassermanna, wówczas posła PiS, dotarły pisma, które Wanda Gąsior wysłała do dziennikarki TVP Elżbiety Jaworowicz i prezesa Telewizji Polskiej. Kobieta pisała w nich o gnębieniu prywatnych przedsiębiorców przez nieuczciwych zleceniodawców i jako przykład podawała budowę domu przez jej zięcia Janusza D. dla posła Wassermanna.
Proszony przez TVP o ustosunkowanie się do zarzutów poseł uznał się za pomówionego przez kobietę i sporządził przeciw niej prywatny akt oskarżenia, dołączając kopie innych listów, które Wanda Gąsior wysłała do osób publicznych. Akt oskarżenia trafił do sądu w Warszawie, a następnie, po kilku miesiącach, do Sądu Rejonowego dla Krakowa-Nowej Huty.
Sprawę przekazano do postępowania mediacyjnego, które nie zakończyło się sukcesem. Trzykrotnie na wyznaczany termin mediacji nie stawiał się Wassermann, który w końcu przysłał do sądu pismo, że rezygnuje z mediacji.
Sama oskarżona przyznała dziennikarzom, że w listach nazwała ministra "oszustem", opisując kłopoty swojego zięcia z wyegzekwowaniem należności od posła za budowę domu. Stwierdziła, że była chętna do mediacji, która mogłaby się zakończyć "przeproszeniem jej przez pana ministra", sama jednak, "za tyle krzywd", nie ma zamiaru przepraszać.
W sprawie budowy domu dla ministra krakowska prokuratura postawiła już przedsiębiorcy Januszowi D. zarzuty narażenia rodziny Wassermannów na niebezpieczeństwo utraty życia lub doznania uszczerbku na zdrowiu oraz oszustwa na kwotę 30 tys. zł. Pięciu innym osobom zarzuciła nieumyślne narażenie na niebezpieczeństwo utraty życia lub zdrowia. Podejrzanymi są podwykonawca i jego pracownicy oraz dwie osoby, które przeprowadzały kontrolę instalacji elektrycznej przed dopuszczeniem jej do użytkowania.
Powodem postawienia zarzutów jest zarówno wadliwa instalacja wanny z hydromasażem, co mogło spowodować porażenie prądem, jak też inne usterki wykazane przez biegłych w kilku ekspertyzach, m.in. wadliwa i niezgodna z projektem konstrukcja i pokrycie dachu oraz usytuowanie wjazdu do garażu. Jak podawała prokuratura, zdaniem biegłych, łączny koszt usuwania stwierdzonych wad przekracza 120 tys. zł.
Na polecenie Prokuratury Krajowej śledztwo w tej sprawie przeniesiono pod koniec ubiegłego roku do Prokuratury Okręgowej Warszawa-Praga. Jak informował prokurator krajowy, Janusz Kaczmarek, choć Prokuratura Krajowa nie znalazła żadnych nieprawidłowości w postępowaniu krakowskiej prokuratury, to sprawa trafi do innej jednostki, by "uniknąć zarzutu stronniczości". Wassermann jest prokuratorem z Krakowa.