Milicyjny fotograf: teren po pacyfikacji "Wujka" nie był zabezpieczony
Milicyjny fotograf, który po pacyfikacji
strajku w Kopalni "Wujek" robił zdjęcia na miejscu tragedii,
zeznał przed sądem, że teren, na którym zabito górników,
nie został odpowiednio zabezpieczony.
Przed Wojskowym Sądem Okręgowym w Warszawie technik kryminalistyki Andrzej S. zeznał w trwającym od kwietnia procesie trzech byłych prokuratorów wojskowych, oskarżonych o utrudnianie na początku lat 80. śledztwa w sprawie pacyfikacji kopalni "Wujek", że na miejscu nie było ekipy standardowo zabezpieczającej ślady "zdarzeń ze skutkiem śmiertelnym". Teren nie był też odgrodzony, a na miejscu tragedii było wiele osób - zeznał.
Podczas pacyfikacji strajkujących kopalń 16 grudnia 1981 roku zginęło dziewięciu górników z "Wujka", a kilkudziesięciu zostało rannych.
Fotograf powiedział, że dostał od swego przełożonego polecenie zrobienia zdjęć i pojechał tam samochodem z wojskowymi prokuratorami. Podał przed sądem, że byli pułkownikami, występowali w wyjściowych mundurach. Jeden miał mieć mundur zielony, a drugi stalowy. Świadek powiedział, że to nie oskarżeni w procesie jechali z nim wtedy do kopalni. Jeden z nich na pewno był grubszy - mówił, patrząc na szczupłych prokuratorów siedzących na ławie oskarżonych (dwóch z trzech prokuratorów) - Witolda K. i Janusza B.
Oskarżeni oświadczyli, że podczas czynności służbowych nosili mundury polowe. W tym czasie na teren kopalni pojechali natomiast prokuratorzy Naczelnej Prokuratury Wojskowej, którzy w wyjściowych mundurach przyjechali z Warszawy - płk Tomczak, który nosił mundur zielony, i płk Waldemar Wilk, który miał mundur lotniczy - stalowy - podali sądowi.
Oprócz fotografa sąd przesłuchał prof. Władysława Nasiłowskiego, który w zakładzie medycyny sądowej Śląskiej Akademii Medycznej prowadził sekcje zwłok zabitych górników. Profesor przekazał sądowi wykonane przez siebie fotografie pocisku wyjętego podczas sekcji jednego z górników - Zbigniewa Wilka.
Wyniki sekcji tego mężczyzny i innych zabitych 16 grudnia lub zmarłych w wyniku ran górników wskazywały, że strzały zostały oddane z daleka. Według zeznań profesora opinia po sekcji zwłok była jedynie wstępną oceną. Świadek powiedział, że zdziwiło go, że prokuratorzy nie chcieli uzupełnienia jej, ani że nie przeprowadzono innych badań - np. z dziedziny balistyki.
Ten pocisk i inne rzeczy górników przekazał prokuratorowi obecnemu podczas sekcji zwłok - Karolowi Kochowi. Pokazał dokument podpisany przez Kocha, w którym potwierdza odebranie pocisku i rzeczy.
Zeznający po prof. Nasiłowskim prokurator Koch powiedział, że uczestniczył w sekcjach zwłok chyba wszystkich górników zabitych w "Wujku", jednak nie pamięta, by otrzymał pocisk i nie wie, komu go przekazał. Wtedy za drzwiami czekały rodziny górników, była duża presja - tłumaczył. Pytany, komu standardowo przekazałby takie materiały, odparł, że prowadzącemu sprawę lub swojemu przełożonemu, którym wtedy był jeden z oskarżonych Witold K.
K. odpowiedział pytaniem, od kiedy w stanie wojennym był jego przełożonym i kierującym jedną z czterech siedzib gliwickiej prokuratury wojskowej. Koch przyznał, że grupa, która była w Katowicach, została tam zakwaterowana dopiero ok. 20 grudnia, a pierwsze sekcje - z których pochodził pocisk - prowadzono 17 grudnia. Zeznał też, że przed stanem wojennym był jednym z aplikantów w prokuraturze wojskowej, którymi zajmował się K.
Witoldowi K., Januszowi B. i Romanowi T. z Wojskowej Prokuratury Garnizonowej w Gliwicach pion śledczy Instytutu Pamięci Narodowej w Katowicach zarzucił niedopełnienie i przekroczenie obowiązków. Polegało ono na niepodjęciu działań w celu zebrania wszystkich dowodów związanych ze śmiercią górników, protestujących przeciwko wprowadzeniu stanu wojennego.
Zdaniem IPN, prokuratorzy celowo i świadomie utrudniali śledztwo, by milicjanci, którzy strzelali do górników, uniknęli odpowiedzialności. Oskarżonym grozi do 3 lat więzienia. Wszyscy trzej odrzucają zarzuty.
IPN oskarżył ich w 2004 r. Początkowo ich sprawy umorzono z powodu przedawnienia. IPN zaskarżył tę decyzję do Sądu Najwyższego, argumentując, że dopuścili się oni zbrodni komunistycznej, która przedawnia się dopiero w 2010 r. Ostatecznie umorzenia uchylono; zarzuty dotyczą właśnie "zbrodni komunistycznej".
16 grudnia 1981 r. w czasie pacyfikacji kopalni "Wujek" - strajkującej w proteście przeciw wprowadzeniu stanu wojennego - od strzałów MO zginęło dziewięciu górników. Postępowanie w tej sprawie prokuratura wojskowa umorzyła po miesiącu "z uwagi na brak ustawowych znamion przestępstwa"; przyjęto bowiem tezę o obronie koniecznej milicjantów.
Proces milicjantów pacyfikujących kopalnię toczy się przed katowickim sądem już po raz trzeci. Oba wyroki, uniewinniające 22 byłych milicjantów lub umarzające wobec nich postępowania, uchylał potem Sąd Apelacyjny w Katowicach. Trzeci proces, który objął 17 oskarżonych, rozpoczął się we wrześniu 2004 r.
Nie wiadomo, czy i kiedy ruszy ponowny, trzeci proces szefa MSW z lat 80. gen. Czesława Kiszczaka, oskarżonego o przyczynienie się do śmierci górników. Ostatnio Sąd Okręgowy w Warszawie na wniosek obrony zarządził nowe badania lekarskie 81-letniego Kiszczaka. W procesie, który trwa od 1994 r., Kiszczak raz był uniewinniony, a raz skazany na 2 lata więzienia w zawieszeniu. Oba wyroki zostały potem uchylone.
Sąd za zgodą trzeciego oskarżonego - Romana T. - prowadził rozprawę pod jego nieobecność. Termin kolejnej wyznaczono na 14 grudnia. Sąd zaplanował przesłuchanie następnych trzech świadków.