Michał Tusk był jednocześnie dziennikarzem i PR‑owcem OLT
Michał Tusk (syn premiera) pracował jako PR-owiec linii lotniczej OLT (należały do Amber Gold) i jednocześnie był dziennikarzem "Gazety Wyborczej" - podaje najnowszy tygodnik "Wprost". "Mamy prawo czuć się oszukani" - napisał w oświadczeniu szef "Gazety Wyborczej Trójmiasto".
13.08.2012 | aktual.: 13.08.2012 16:10
Autorom artykułu "Złoty syn premiera Tuska" Michał Tusk mówi m.in., że ojciec przestrzegał go przed współpracą z OLT i że się nie posłuchał. Chciał iść własną drogą. Niezależnie od ojca. Narobił problemów i sobie, i premierowi. "Napiszcie, że jestem debilem" - prosi Michał Tusk w rozmowie z Sylwestrem Latkowskim i Michałem Majewskim.
Dziennikarze "Wprost" Michał Majewski i Sylwester Latkowski napisali, że Michał Tusk rozpoczął pracę PR-owca linii lotniczej należącej do Amber Gold jeszcze w czasie, gdy był dziennikarzem "Gazety Wyborczej Trójmiasto". Tygodnik podaje, że Tusk jako dziennikarz zadawał pytania dyrektorowi OLT Jarosławowi Frankowskiemu, na które potem sam pisał odpowiedzi, jako doradca tegoż dyrektora.
Pytany dziś przez "GW" o rozmowę z dyrektorem Frankowskim odpowiada: "Nie było tak, że ułożyłem wszystkie pytania. Dałem innemu dziennikarzowi swoje propozycje pytań, a on zredagował swoje i dołożył nowe wątki. Później przygotowałem propozycje odpowiedzi i wysłałem to do dyrektora Frankowskiego. Zdaję sobie sprawę z tego, że to może wyglądać nieprofesjonalnie, ale ostatecznym autorem był podpisany dziennikarz".
"Mamy prawo czuć się oszukani" - pisze Jan Grzechowiak, szef gdańskiej redakcji "Gazety Wyborczej Trójmiasto" i dalej tłumaczy: "Stanowczo zaprzeczam, jakoby Michał Tusk sam napisał pytania i odpowiedzi do wywiadu z dyrektorem OLT. Pomysłodawcą i autorem tekstu jest nasz redakcyjny ekspert od komunikacji i ówczesny przełożony Tuska Michał Jamroż. A opublikowana rozmowa to rzetelna analiza rynku krajowych przewozów lotniczych po wejściu OLT. Jaki był w tym udział Tuska? Zajmując się w redakcji transportem lotniczym, współuczestniczył w układaniu pytań i został zobowiązany do przekazania ich dyrektorowi linii Jarosławowi Frankowskiemu. Teraz dowiadujemy się, że nas oszukał i sam napisał odpowiedzi. Po siedmioletniej niemal idealnej współpracy z Michałem trudno mi w to uwierzyć. Albo więc dziennikarze 'Wprost' zniekształcili jego wypowiedź, albo syn premiera, nasz niedawny kolega, kompletnie się pogubił. Ani przełożeni, ani nawet jego najbliżsi redakcyjni koledzy nie wiedzieli, że jeszcze przed kwietniowym
pożegnaniem z 'Gazetą' rozpoczął w marcu współpracę z OLT. Co prawda ostatnie jego teksty o lotnictwie ukazały się przed tym, ale i tak mamy prawo czuć się oszukani" - kończy Grzechowiak.
Michał Tusk jako pracownik Portu Lotniczego w Gdańsku miał przekazywać tajne informacje szefostwu OLT. Marcin Plichta, prezes Amber Gold, właściciel linii lotniczych OLT, twierdzi, że syn premiera przekazywał m.in. informacje o cenach za obsługę pasażerską, jaką gdańskie lotnisko pobiera od konkurencji OLT - WizzAir. Tusk zarzuty te odpiera - twierdzi, że przekazywał tylko ogólnodostępne informacje.
Według komentatorów Michał Tusk powinien być ostrożniejszy. - Każdy powinien mieć wrażliwość wobec tego, co wolno, a czego nie. Szczególnie dotyczy to dzieci polityków. Ta wrażliwość powinna być większa - powiedziała Dorota Warakomska. Według Andrzeja Stankiewicza z "Wprost" zachowanie Michała Tuska jest naiwne. - Mówi, że wiedział, że Marcin Plichta zmienił nazwisko, że miał wyroki. Pogrąża się, opowiadając, co robił dla firm, w których pracował - dodał.