Media o inauguracji prezydentury Donalda Trumpa
Brytyjska premier Theresa May zapowiedziała w wywiadzie dla "Financial Times" (wydanie weekendowe), że spodziewa się "bardzo szczerych" rozmów z nowym prezydentem Stanów Zjednoczonych Donaldem Trumpem, m.in. dotyczących przyszłości Unii Europejskiej i NATO.
21.01.2017 | aktual.: 21.01.2017 07:05
Rozmawiając z "FT" w dniu zaprzysiężenia Trumpa jako 45. prezydenta Stanów Zjednoczonych, May podkreśliła, że szczerość będzie jej zdaniem kluczowym elementem tradycyjnie "bardzo specjalnej relacji" pomiędzy oboma krajami.
Szefowa brytyjskiego rządu podkreśliła, że o ile w obliczu wyjścia Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej zależy jej na zawarciu szybkiego porozumienia regulującego przyszły handel ze Stanami Zjednoczonymi, to ma świadomość różnic pomiędzy nią a amerykańskim prezydentem.
May zwróciła uwagę m.in. na to, że nie zgadza się z nowym prezydentem w sprawie pesymistycznej oceny przyszłości Unii Europejskiej.
"Chcemy, żeby Unia Europejska była silna i chcemy utrzymać z nią bliskie, strategiczne relacje. To szczególnie istotne z powodu polityki bezpieczeństwa: patrząc na zagrożenia, z którymi się mierzymy to nie jest moment na rozluźnienie współpracy" - podkreśliła premier.
Jak dodała, jest pewna, że Trump "uznaje znaczenie i wagę NATO", a nowa amerykańska administracja uszanuje "znaczenie współpracy w Europie, która pozwala na zapewnienie wspólnotowego bezpieczeństwa i obronności".
Pytana o to, czy jej relacja z nowym amerykańskim prezydentem mogłaby przypominać bliską współpracę Ronalda Reagana i Margaret Thatcher, którzy rządzili w Stanach Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii w latach 80., May powiedziała, że "nie jest kimś, kto próbuje powtarzać model z przeszłości". Jak jednak dodała, "jest pewna, że możemy sprawić, że to będzie bardzo specjalna relacja" pomiędzy oboma krajami.
Zapytana, czy dobrym relacjom między nią a Trumpem mogą zaszkodzić seksistowskie i rasistowskie komentarze amerykańskiego przywódcy wygłaszane w toku kampanii wyborczej, brytyjska polityk podkreśliła, że "jasno mówiła, kiedy czuła, że jego uwagi były nieakceptowalne". Jak zaznaczyła, Trump przeprosił za swoje komentarze.
Oficjalna data wizyty premier May w Stanach Zjednoczonych nie została jeszcze ogłoszona. Według spekulacji mediów dojdzie do niej jeszcze w pierwszym kwartale br.
Brytyjscy dziennikarze krytycznie ocenili w piątek wieczorem inauguracyjne wystąpienie nowego prezydenta Stanów Zjednoczonych Donalda Trumpa. Uznali, że przemówienie było agresywne i przypominające stylem te wygłaszane w toku kampanii wyborczej.
Szczególną uwagę zwracali na protekcjonistyczny ton uwag dotyczących amerykańskiej gospodarki, który ich zdaniem może zapowiadać trudne negocjacje ws. przyszłej umowy o wolnym handlu między USA i Wielką Brytanią po jej wyjściu z Unii Europejskiej.
Publicysta dziennika "Financial Times" Simon Schama ocenił na Twitterze, że "głównym przesłaniem przemówienia było: "USA do reszty świata: mamy was gdzieś".
W podobnym tonie wystąpienie opisał na Twitterze komentator tygodnika "The Economist" Jeremy Cliffe, którego zdaniem słowa Trumpa to "jednostronny, protekcjonistyczny, izolacjonistyczny lament". "Specjalne traktowanie dla Wielkiej Brytanii po Brexicie? Zapomnijcie o tym" - dodał.
Michael Deacon na stronach konserwatywnego dziennika "Daily Telegraph" odniósł się m.in. do słów Trumpa o konieczności zerwania z tzw. establishmentem i "oddania władzy klasie pracującej". "On oczywiście mówił już takie rzeczy w trakcie kampanii, ale to wymaga czasu, żeby przyzwyczaić się do takich słów ze strony nowojorskiego właściciela hoteli, miliardera, gwiazdy telewizyjnego reality show i byłego właściciela kasyna" - podsumował.
Odnosząc się do zapowiedzi Trumpa, że na każdej decyzji handlowej skorzystać mają amerykańscy pracownicy, brytyjski komentator napisał: "Nie mogę się w takim razie doczekać tego porozumienia handlowego, które nam obiecał".
W podobnym tonie inauguracyjną mowę Trumpa ocenił redaktor naczelny konserwatywnego "Spectatora". "Zamiast podjęcia próby zainspirowania lub zjednoczenia kraju wystąpienie Trumpa było długim marudzeniem o wolnym handlu i o tym, jak Stany Zjednoczone na tym wiele straciły" - napisał na stronie tygodnika.
Szukając pozytywów, dziennikarz zaznaczył jednak, że "wybór Trumpa jest oznaką powrotu protekcjonizmu (...), tworząc ogromny wakat na stanowisku światowego lidera w wolnym handlu: to miejsce, które może być zajęte przez Wielką Brytanię".
W "Guardianie" Julian Borger ocenił, że Trump "swoim przemówieniem dał światu znać, że będą mieli teraz do czynienia ze Stanami Zjednoczonymi, które w znacznie mniejszym stopniu są chętne robić coś dla innych państw". "Wyraził się jasno, że podejście +Ameryka przede wszystkim+ będzie w samym centrum jego polityki zagranicznej i bezpieczeństwa, zastępując multilateralizm, który był symbolem Białego Domu za czasów Obamy" - zaznaczył Borger.
Jak dodał, mimo niedawnych komentarzy Trumpa, że NATO jest "przestrzałe", w wystąpieniu nie było nic, co sygnalizowałoby chęć opuszczenia organizacji. "Zasugerował jednak, że będzie szukał innych sojuszy, które w większym stopniu będą skupione na zwalczaniu terroryzmu" - napisał Borger na stronie internetowej "Gurdiana".
Komentując przemówienie Donalda Trumpa na inauguracji jego prezydentury, konserwatywny niemiecki dziennik "Die Welt" ocenił, że zwiastuje ono przyjęcie przez USA zdecydowanie konfrontacyjnej postawy na arenie międzynarodowej.
"Zapowiedź "starcia islamskiego radykalnego terroryzmu z oblicza ziemi" brzmi niebezpiecznie. Nie dlatego, by Państwo Islamskie było dobre, lecz dlatego, że cel ten jest treściowo tak nieostry, jak ostry jest retorycznie. Do celu tego może się przymierzać, ale kontrolę nad nim będzie miał tylko w razie interwencji wojskowej na Bliskim Wschodzie i w innych regionach" - ostrzega "Die Welt".
Zdaniem gazety sformułowanie Trumpa, iż obok obrony wojskowej "najważniejsze jest to, że będziemy chronieni przez Boga", oznacza rozszerzenie walki z terroryzmem "o wymiar religijny, którego George W. Bush w odniesieniu do Osamy bin Ladena i Saddama Husajna starannie unikał".
"Nie narzucamy nikomu naszego stylu życia" - było to bardzo ekscytujące krótkie podsumowanie Trumpa w sprawie polityki zagranicznej. Żegna się on z dziesięcioleciami amerykańskiego, przede wszystkim republikańskiego przekonania, że USA są awangardą wolności i demokracji w świecie. To jedno zdanie, skierowane przede wszystkim do Rosji i Chin, kończy erę. Ameryka Trumpa staje się państwem narodowym jak każde inne" - wskazuje "Die Welt".
Niemiecki tygodnik "Der Spiegel" uznał przemówienie Trumpa za wzbudzające obawy nie tylko tych Amerykanów, którzy nie chcieli się przyłączyć do jego ruchu, ale całego świata.
"Agresywność prezydenta, jego zapowiedź rygorystycznego przeorientowania państwa, są niepokojące. Nie dlatego, że kolejny raz wystąpił ze wspaniałymi obietnicami bez zapowiadania konkretnych kroków politycznych. O wiele bardziej niepokoi w jego przemówieniu resentyment. Nadszedł dziś dzień, w którym naród w końcu odzyskał władzę - to groźba. Zapowiedź, że nie będziemy się już martwić o obronę lub dobrobyt innych narodów - to groźba. A groźba brzmi: my wam to pokażemy" - pisze "Der Spiegel".
"Podczas gdy dotychczasowym inauguracjom zawsze towarzyszyły pojednawcze tony, tutaj mieliśmy dokładną odwrotność: deklarację walki ze wszystkimi przeciwnikami, radykalny odwrót od wszystkich dotychczasowych pewności, demonstrację własnej przemożnej siły bez liczenia się z resztą świata, bez oglądania się na historię, wciąż tylko do przodu. Ten prezydent nie będzie szedł na żadne kompromisy" - wskazuje niemiecki tygodnik.
"Donald Trump widzi siebie jako zwiastuna nowych czasów, widzi siebie jako przywódcę - nie - jako wodza ludowego ruchu. Zapowiedział wpływanie na losy Stanów Zjednoczonych przez wiele lat - i nie tylko na ich losy, lecz na losy całego świata. Otworzył w ten sposób nową erę nadziei: desperackiej nadziei, że jego obietnice nie staną się rzeczywistością" - konkluduje "Der Spiegel".
Komentatorzy największych niemieckich gazet nie zostawiają suchej nitki na Donaldzie Trumpie, komentując jego przemówienie podczas zaprzysiężenia na prezydenta. Było ich zdaniem nacjonalistyczne i obnażyło "pełen nienawiści" charakter polityka, który ma zadęcie na rewolucjonistę.
"Sueddeutsche Zeitung" nazywa Trumpa "rewolucjonistą". Jest "prezydentem nieobliczalnym", co powoduje, że jest tak potężny, ale równocześnie tak niebezpieczny. "Trump narzuci światu nowe reguły" - przewiduje autor komentarza Stefan Kornelius.
Wizja, jaką Trump przedstawił w przemówieniu na Kapitolu, "składała się z epitetu i jednego nasączonego szowinistycznym nacjonalizmem zdania: +America first+" - czytamy w komentarzu. "Epitet skierowany był do wszystkich, którzy nie wybrali Trumpa i dotąd ponosili odpowiedzialność za kraj. Zdaniem nowego prezydenta wszyscy oni zawiedli, są częścią skorumpowanego, zbutwiałego układu składającego się z wtajemniczonych i bogacących się egomanów" - tłumaczy Kornelius.
Prezydent w ciągu 20 minut na schodach Kapitolu dostarczył "ostatecznego dowodu na swój skarlały, pełen nienawiści charakter" - pisze Kornelius, wyjaśniając, że Trump nazwał swoich przeciwników wrogami kraju, a resztę świata wrogami Ameryki.
Autor komentarza zauważa, że w każdym z dotychczasowych prezydentów tkwiła cząstka któregoś z poprzedników: Hamiltona, Jeffersona, Jacksona czy Wilsona. "Ale nie w Trumpie" - zaznacza.
Trump jest "wytworem ducha czasu" - symbolizuje troski tej połowy Amerykanów, "dla których polityka jest zbyt skomplikowana, a świat pełen lęków". Jego zwolennicy uważają się za dyskryminowanych lub wręcz zapomnianych - pisze Kornelius. "Trump jest dla nich ze swoimi przeciwnościami, swoją nieszczerością i wulgarnością wzorem, jest zmaterializowaną wściekłością na świat" - czytamy w "SZ".
Zdaniem Korneliusa Trump nie jest racjonalnym decydentem, lecz "działa impulsywnie pod wpływem emocji". "Irracjonalność jest najważniejszym źródłem jego siły, co wywołuje dreszcz nawet u geopolitycznych oportunistów w Moskwie i Pekinie" - pisze komentator.
"Żywiołem Trumpa jest spór, a nie kompromis, co powoduje, że ma on zadatki na rewolucjonistę. Narcyz w Białym Domu w Waszyngtonie dopiero poznaje nowy świat. Chce uformować go na swoje kopyto" - konkluduje Kornelius w "Sueddeutsche Zeitung".
"Frankfurter Allgemeine Zeitung" nazywa Trumpa "najbardziej nieprawdopodobnym prezydentem USA" w najnowszej historii kraju. Przemówienie nowego prezydenta było "wypowiedzeniem wojny" - establishmentowi, Waszyngtonowi, globalizacji i wszystkim, którzy "wysysają amerykański naród". Przemówienie było "nacjonalistyczne w formie i w treści" - ocenia autor Klaus-Dieter Frankenberger.
Europejczycy będą mieli do czynienia z prezydentem, który nie ma ochoty na wymianę grzeczności, lecz pragnie "regime change" w Waszyngtonie. "Nic nie pomogą skargi i ostrzeżenia przed apokalipsą" - pisze komentator. Europa i Niemcy powinny potraktować Trumpa jako bodziec do mobilizacji, by zwiększyć swoją zdolność do działania. "Ameryka kierowana przez Trumpa będzie inną Ameryką" - stwierdza Frankenberger.
Zobacz także: De Niro znowu krytykuje Trumpa: "On mówi, że nasz kraj jest wysypiskiem śmieci. Serio?"