PolskaMarcin Wolski: między obłędem a miłością

Marcin Wolski: między obłędem a miłością

Ale się zakotłowało! Kontrowersyjny historyk Piotr Zychowicz postanowił przelicytować sam siebie. No i ma to, co ma. Najpierw radził Beckowi układać się z Ribbentropem, teraz, w kolejnej książce, zaproponował Armii Krajowej stać z bronią u nogi. Walczyć co najwyżej z komunistami i forpocztami Armii Czerwonej. I nie daj Bóg zaczynać powstania. Jak wytknęli mu dyskutanci od Tomasza Łysiaka po Piotra Semkę, argumenty klasyfikujące insurekcję 1944 jako zbiorowy obłęd nie są nowe – używała ich okupacyjna prasa gadzinowa, komuniści w PRL-u, i niewielka część emigracji z paroma agentami wpływu na czele – pisze w felietonie dla Wirtualnej Polski Marcin Wolski.

Marcin Wolski: między obłędem a miłością
Źródło zdjęć: © PAP/CAF


Moim skromnym zdaniem powstanie jako rezultat pięciu lat okupacji i konsekwencja zbudowania gigantycznego Państwa Podziemnego było nieuchronne, a pomysł, żebyśmy brali wzór z Czechów - nietrafiony.

Nasze przekleństwo polega na tym, że jako naród jesteśmy za mali na bycie Francją, a za duzi jak na Republikę Szwejków. W dodatku leżymy, gdzie leżymy. Nie dość tego Hitler nie dał nam szansy nawet na kolaborację i po prostu byliśmy następni w kolejce do wytępienia.

W dodatku przywódcy Polski Podziemnej niezależnie od imponderabiliów w rodzaju honoru itp. postąpili racjonalnie. To ich wrogowie zachowali się jak kretyni.

Wstrzymanie ofensywy przez Stalina na Wiśle prawdopodobnie uratowało zagarnięcia całych Niemiec przez Sowiety jeszcze przed zimą. Podobnie Hitler wycofując się z Warszawy zostawiłby w rękach Rosjan odbezpieczony granat i dylemat – rżnąć Polaków ryzykując rozpad Wielkiej Koalicji, czy zgodzić się na suwerenną Warszawę z nienaruszoną polską armią na swych tyłach. Być może Führer nawet uszedłby sam z życiem, a jego następcy wynegocjowali jakiś pokój na Zachodzie.

A gdyby jednak liderzy AK iluminowani przez Opatrzność posłuchali Zychowicza? Warszawa jako zbiór budynków pewnie by ocalała, choć skutków nieuchronnego powstania antysowieckiego nie sposób przewidzieć (Natomiast mieszkańcy?...Elity, burżuazja, inteligencka młodzież...?). Syberia jest wielka, a możliwości NKWD nieograniczone.

W 1944/45 roku nie było dobrych wariantów dla Polaków– zgnojono nas by szybciej albo trochę później, ale stalinizm był nieuchronny, a 17. republika prawdopodobna. Pewnie o rozmiarach Księstwa Warszawskiego.

I nie byłoby legendy – legendy odżywającej przy kolejnych Czerwcach, Sierpniach, Grudniach. Legendy dającej zachętę również innym zniewolonym ludom.

300 Spartan w Termopilach poległo ale uratowało resztę Grecji i pozwoliło na demokratyczny cud V wieku przed Chrystusem, z którego światła czerpiemy do dziś. Wybito do nogi obrońców Fortu Alamo w Teksasie, ale narodził się nowoczesny amerykański patriotyzm.

Cena często bywa straszliwa - ale co zrobiłby na miejscu „Bora”,Montera” Niedźwiadka”, dysponując wiedzą współczesną? Może opóźniłby Powstanie o parę dni. Poczekał, aż Sowieci znajda się faktycznie na Pradze i rozpoczną forsowanie Wisły...„Burza” musiała nadejść. W interesie późnych wnuków!

Specjalnie dla WP.PL Marcin Wolski

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (427)