Londyńczycy wracają do domów na piechotę
Tysiące mieszkańców Londynu przemierzały wieczorem na piechotę ulice centrum miasta i mosty na
Tamizie, usiłując dostać się do domów.
W związku z porannymi atakami terrorystycznymi w metrze londyńskim w mieście panował chaos komunikacyjny. Zamknięto całą sieć metra, a w centrum nie kursują autobusy.
Według najnowszych danych policji w atakach zginęło 37 osób - 35 w wyniku trzech eksplozji w metrze i dwie w wybuchu w autobusie linii nr 30 na Tavistock. Władze usiłują zaradzić problemom z transportem.
Uruchomiono dodatkowe linie autobusowe poza centrum, działają również koleje naziemne, ale pociągi ze stacji w centrum kursują w jedną stronę - z Londynu.
Krótko przed godz. 16.00 miejscowego czasu otwarto stację kolejową Liverpool Street, w pobliżu której nastąpiła rano pierwsza eksplozja. Później otworzono też stację kolejową King Cross, gdzie także doszło do eksplozji.
Wiele osób, które mieszkają pod Londynem, zdecydowało się zostać w mieście na noc, by uniknąć problemów z dotarciem do pracy w piątek. Podróż samochodem nie jest rozwiązaniem. Już w czwartek wieczorem na autostradach wokół Londynu utworzyły się korki. Telewizja BBC pokazała zdjęcia zakorkowanych dróg ze śmigłowca. Widać na nich, że niektórzy kierowcy zostawiają samochody na poboczach i idą dalej na piechotę.
Na stronach internetowych przedsiębiorstwa transportowego utworzono specjalną kolumnę dla właścicieli samochodów, którzy gotowi są zabrać pasażerów, oraz dla osób poszukujących możliwości transportu.
Londyńczycy obawiają się, że w piątek miasto będzie wciąż sparaliżowane. Jednak przedstawiciel przedsiębiorstwa transportowego zapewnił w telewizji BBC, że w piątek pociągi metra będą kursować na większości linii. Codziennie londyńskim metrem podróżują 3 mln pasażerów.
Wielu mieszkańców stolicy przemieszczało się w czwartek statkami pływającymi po Tamizie, z których zazwyczaj korzystają turyści.
Szkoły w Londynie były w czwartek czynne do wieczora, tak by rodzice mogli odebrać dzieci. W piątek uczniowie większości londyńskich szkół zostaną w domach.
Anna Widzyk