PolskaKurczuk: nie zgadzam się, że moje oświadczenie było kpiarskie

Kurczuk: nie zgadzam się, że moje oświadczenie było kpiarskie

Minister sprawiedliwości Grzegorz Kurczuk
powiedział, że w swoim oświadczeniu w sprawie afery Rywina z 31
grudnia zeszłego roku, opublikowanym w "Rzeczpospolitej", zawarł
wszystko, co najważniejsze. Przyznał jednak, że być może powinno
być ono bardziej wyczerpujące.

Chodzi o oświadczenie Kurczuka, komentujące ówczesne informacje na temat tzw. afery Rywina, po opublikowaniu w "Gazecie Wyborczej" tekstu Pawła Smoleńskiego "Przychodzi Rywin do Michnika", w którym minister pisał m.in.: "jedno zdanie dziennikarki, oparte na krótkiej notce opublikowanej na stronie kpiarsko-satyrycznej jednego z tygodników to za mało, by wszczynać postępowanie i być może wystawić prokuraturę na ośmieszenie; (...) mamy być może do czynienia z czymś na podobieństwo nowej wersji słynnej propozycji handlowej Sienkiewiczowskiego pana Zagłoby, który postanowił 'sprzedać Niderlandy'; (...) nie jest obowiązkiem ministra czy prokuratora generalnego reagowanie na każdą plotkę, którą słyszy się w warszawskich kawiarniach".

Kurczuk, który zeznaje w piątek przed sejmową komisją śledczą, powołaną do wyjaśnienia afery Rywina, odpowiadał na pytania Jana Rokity (PO). Minister przyznał, że przed publikacją "Gazety Wyborczej" rozmawiał na temat wizyty Rywina w Agorze m.in. z Leszkiem Millerem, Adamem Michnikiem oraz przewodniczącym Rady Nadzorczej Agory Stanisławem Sołtysińskim.

Rokita dociekał, dlaczego w takim razie w swoim oświadczeniu w "Rzeczpospolitej" nie powołał się na te rozmowy. "Z tego, co pan zeznaje rozumiem, że od Leszka Millera wiedział pan o konfrontacji 22 lipca i tych dwóch nazwiskach, które Lew Rywin wymieniał jako osoby, które go ewentualnie mogły przysłać; od szefa Rady Nadzorczej Agory wiedział pan, że stanowisko rady spółki jest takie, że sprawą powinien się zająć prokurator; a od Adama Michnika wiedział pan, że materiał jest zbyt ważny i sensacyjny" - powiedział poseł.

Rokita pytał, dlaczego w tym stanowisku Kurczuk chciał poinformować opinię publiczną o tym, że znał sprawę z plotek, które słyszy się w warszawskich kawiarniach, a nie podał do wiadomości, iż znał sprawę od premiera, szefa "Gazety Wyborczej" i szefa Rady Nadzorczej Agory. Kurczuk zarzucił Rokicie, że dokonuje nieuprawnionej zbitki informacji zawartych w oświadczeniu. "To jest po prostu manipulacja" - dodał minister.

Minister wyjaśniał, że jego ówczesna wypowiedź była "natychmiastową, wieczorną reakcją na artykuł w 'Rzeczpospolitej', gdzie próbowano postawić zarzut, że wiedząc o wszystkim we wrześniu, prokuratura i ja na sprawę nie zareagowaliśmy".

"Zanim to oświadczenie opublikowałem, zadzwoniłem do redaktora Łukasiewicza (redaktor naczelny "Rzeczpospolitej"), było dość późno i miejsca w gazecie było tyle ile było, w związku z tym zawarłem tam to, co uważałem za najistotniejsze w odpowiedzi na artykuł" - argumentował Kurczuk.

Rokita odpowiedział na to, by Kurczuk nie żartował z komisji, że z braku miejsca w "Rzeczpospolitej" uznał, iż w swoim jedynym oświadczeniu w tej sprawie może pisać o Niderlandach, które chciał przehandlować Sienkiewiczowski Zagłoba, o warszawskich kawiarniach i plotkach oraz kpiarsko-satyrycznych informacjach w tygodniku, a nie znalazł miejsca, by poinformować opinię publiczną o wiedzy zaczerpniętej od prezesa Rady Ministrów, szefa gazety i szefa Rady Nadzorczej spółki.

Kurczuk odpowiedział, że w swoim oświadczeniu napisał też o wielu innych ważnych kwestaich. "Informuję w nim, że odbyłem rozmowę w tej sprawie z Adamem Michnikiem, od niego dowiedziałem się, że jest toczone śledztwo dziennikarskie, że artykuł właśnie się ukazał i wreszcie jest wystarczająca podstawa do zainteresowania się problemem przez prokuratora" - wyjaśniał Kurczuk.

Rokita pytał Kurczuka "dlaczego zatem, czytając oświadczenie odnosi się wrażenie, że jego intencją jest wytworzenie wrażenia ironii, pewnego szyderstwa z tej sprawy". Poseł dopytywał się, czy minister uważa za swój błąd "ten kpiarsko-ironiczny sposób przedstawienia swojej wiedzy opinii publicznej w grudniu 2002 r.".

Minister nie zgodził się, że tekst jest kpiarski i nie zawiera ważnych informacji. "Dziś może, po pewnych przemyśleniach, treść tego oświadczenia byłaby inna. Wtedy pisałem go na gorąco, w odpowiedzi na artykuł Luizy Zalewskiej z 27 grudnia" - powiedział. "Piszę tam też o tle politycznym całej sprawy, o tym, że moje wątpliwości budziła i budzi cała atmosfera ją otaczająca" - powiedział minister. Jego zdaniem z powodu jednego zdania nie można dyskwalifikować całości oświadczenia.

Rokita pytał także ministra, kiedy i od kogo dowiedział się o tym, że Rywin pojawił się w Agorze z propozycją wymuszenia pieniędzy za ustawę. "Pełną informację, pozwalającą mi jako prawnikowi podjąć decyzję, która w języku prawniczym nazywa się uzasadnionym podejrzeniem o popełnieniu przestępstwa, uzyskałem - podobnie jak wszyscy siedzący na tej sali - dopiero po publikacji w grudniu ubiegłego roku (w 'Gazecie Wyborczej')" - powiedział Kurczuk.

Minister zapewniał, że wcześniej nie znał zasadniczego dowodu w tej sprawie, jakim jest nagranie rozmowy Adama Michnika z Lwem Rywinem. Kiedy Rokita naciskał, by Kurczuk przypomniał sobie, kto pierwszy powiedział mu o tym, że Rywin przyszedł z propozycją łapówki do Agory, ten stwierdził, że nie potrafi odpowiedzieć na to pytanie.

"Ta wiedza, a na początku niejasność, niepewność, potem domniemanie i przypuszczenie, a dopiero na końcu uzasadnione podejrzenie, narastało stopniowo" - zeznał Kurczyk. "Coś w rozmowie powiedziała mi redaktor Monika Olejnik, później rozmawiałem z panem premierem Millerem" - dodał.

Jak podkreślił Kurczuk, kolejne rozmowy stopniowo rozświetlały mu całe zdarzenie. "Dziś mogę powiedzieć, że pierwszym sygnałem była notatka we 'Wprost', choć napisana w taki sposób, że jej analiza prawnicza nie pozwalała w ogóle uprawdopodobnić tego zdarzenia" - powiedział Kurczuk.

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)