PolskaKto się boi Palikota?

Kto się boi Palikota?

W najnowszym felietonie Michał Sutowski zauważa, że rozterki Janusza Palikota, dotyczące jego ewentualnego odejścia z Platformy, znów stały się głównym newsem dnia. Zdaniem politologa jeśli kontrowersyjny poseł pociągnie za sobą ludzi, dla "których kulturowy prowincjonalizm, dominacja Kościoła w życiu publicznym, barbarzyńskie prawo aborcyjne czy nekrofilska martyrologia są nie do zniesienia", polskiej socjaldemokracji grozi klęska.

Kto się boi Palikota?
Źródło zdjęć: © PAP

22.09.2010 | aktual.: 22.09.2010 15:01

Wyjdzie? Nie wyjdzie? Już wie, ale nie powie. Tzn. powie, ale później. Rozterki Palikota znów urastają do rangi newsa dnia. Schetyna liczy na „aksamitne odejście” posła z Lublina, Tusk woła: „zostań!”. Platforma po raz kolejny toczy radosny spór sama ze sobą.

Zupełnie jak na wiosnę, gdy cała Polska obgryzała paznokcie z wrażenia: Sikorski czy Komorowski? Również wówczas to PO stawiała problem i PO sobie sama odpowiadała. Prezydent z wąsami czy bez wąsów? Oto było pytanie. Dzisiaj brzmi ono: wielka Platforma z Palikotem w środku czy mniejsza Platforma bez Palikota z „młodzieżowym” klonem obok? Tylko czy to ma jakieś znaczenie?

Warto zacząć od tego, kto już nie ma znaczenia. Prawo i Sprawiedliwość jest ostatnią ucieczką i ostatnią obroną sfrustrowanej prawicy. „Bronek, nie darujemy krzyża” – to wyczerpuje obecny pomysł Jarosława Kaczyńskiego na politykę. Wymazane sprayem hasło na grobie rosyjskich żołnierzy w Ossowie w zupełności streszcza PiS-owską wizję tego, o co warto jeszcze w Polsce walczyć.

PSL pali się grunt pod nogami – wybory samorządowe mogą stanowić łabędzi śpiew partii, którą coraz więcej Polaków uważa za po prostu zbędną. Skutecznie dobija ją m.in. postępująca kompromitacja premiera Pawlaka przy okazji umowy gazowej z Rosją – i to być może jedyna korzyść z nadchodzącego monopolu Gazpromu, który w obszarze energetyki dostaje właśnie szansę miłościwie nam panować przez najbliższą ćwierć wieku. Opinia publiczna długo tolerowała jawny nepotyzm, arogancję i partyjny lobbing na rzecz jednej branży (biopaliwa). Jednak pomysłu wojny z UE o „suwerenne” prawo do podporządkowania całej branży obcej korporacji nawet cierpliwe społeczeństwo polskie może nie zdzierżyć i w końcu wyśle PSL na zasłużoną emeryturę (tą z KRUS oczywiście).

To, czy Palikot wyjdzie z Platformy czy poprzestanie na budowie silnej frakcji, interesować powinno głównie Grzegorza Schetynę i premiera Tuska. Od tego zależy rozmiar ich osobistych wpływów – mówiąc krótko, jak wielki folwark będzie pod ich całkowitą kontrolą. Naprawdę istotne jest co innego: czy Palikot pociągnie za sobą wszystkich tych, dla których kulturowy prowincjonalizm, dominacja Kościoła w życiu publicznym, barbarzyńskie prawo aborcyjne czy nekrofilska martyrologia są nie do zniesienia. Jeśli mu się uda, polskiej socjaldemokracji – tej w sejmie i tej poza nim – grozi klęska.

Ewentualny sukces Palikota oznacza kolejny „dwupodział” Polski: tym razem na liberalnych konserwatystów i libertarian. Ich wspólny mianownik to wolny rynek – podatek liniowy, elastyczny kodeks pracy, dalsze osłabienie związków zawodowych. Pospierają się o aborcję, eutanazję, in vitro, religię w szkołach, w najlepszym razie o opodatkowanie Kościoła. Można by powiedzieć, że to dobrze, bo dotychczas się nie spierali. Coś drgnęło – biskupi przestali być świętymi krowami, a rządowo-kościelna Komisja Majątkowa nie jest już nietykalna. Problem w tym, że wojna czysto „kulturowa” zamknie nas na powrót w błędnym kole – światły liberalizm kontra konserwatywny populizm, z którego od lat nie może się wydobyć polska inteligencja. Tym razem zamknie się w nim cały system.

Doświadczenie amerykańskie pokazuje, że lewica czysto „kulturowa”, obojętna na sprawy socjalne, wpycha wszystkich „niepewnych” (niekoniecznie najbiedniejszych) w ramiona populistów. A „niepewnych” przy elastycznym kodeksie pracy i demontażu państwa opiekuńczego jest coraz więcej. Zamiast socjaldemokratycznej klasy średniej walczącej o system, w którym pierwsza dekoniunktura nie spycha człowieka pod most, otrzymamy zalęknionych drobnomieszczan – wrogów imigrantów czy bezrobotnych. A przy dobrym PR prawicy – także gejów i liberałów. Dzięki czemu, przy poważniejszym kryzysie, Palikotowskie „społeczeństwo otwarte” trafi szlag.

Globalny kres starych dogmatów w ekonomii i lokalny bunt przeciw aberracjom polskiego konserwatyzmu dają niepowtarzalną szansę lewicy. Jeśli ta jej nie wykorzysta, Palikot wyreżyseruje nam spektakl, w którym światli liberałowie po raz kolejny będą mogli okazać wyższość ciemnemu ludowi. Swego ukochanego Gombrowicza zna na wylot – i na pewno rozumie, że taki pojedynek na miny świata nie zmienia. Bo tu nie o świat, tylko o dobre samopoczucie chodzi. A Palikot czuje się ze sobą wspaniale.

Michał Sutowski specjalnie dla Wirtualnej Polski

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)