Koronawirus. Epidemia w Nowej Zelandii opanowana? Został tylko jeden chory
Mieszkańcy nie musieli nosić maseczek, w szpitalach nie brakowało kombinezonów, a władze ogłosiły właśnie, że w całym kraju na COVID-19 choruje tylko jedna osoba. Nowej Zelandii udało się niemal całkowicie zwalczyć epidemię. - Napięta atmosfera się uspokoiła - opowiada nam Agnieszka, Polka, która mieszka w Nowej Zelandii.
Licznik nowych zakażeń w Nowej Zelandii zatrzymał się na 1504 przypadkach. Nowego przypadku nie potwierdzono od tygodnia, a w szpitalach nie ma ani jednego zakażonego. Od początku pandemii przez COVID-19 zmarły 22 osoby. Wyzdrowiało 1481 zakażonych. Obecnie choruje tylko jedna osoba.
Nowa Zelandia stała się tym samym zieloną wyspą na światowej mapie pandemii. Wkrótce może być pierwszym krajem, w którym nie będzie żadnego chorego. Nie oznacza to jednak, że władze zniosły wszystkie obostrzenia. Pomimo bardzo dobrej sytuacji, wiele z nich nadal obowiązuje.
Nowa Zelandia pokonała koronawirusa? "Atmosfera się uspokoiła"
- Czy czuć, że jeszcze jest pandemia? - zastanawia się Maja, jedna z Polek mieszkających w Nowej Zelandii. - I tak, i nie. Wszystko jest otwarte, sklepy, restauracje, galerie i tak dalej, ale wciąż musimy się wszędzie "meldować". Przed wejściem trzeba zeskanować kod QR, a po wyjściu należy się "odmeldować" - tłumaczy.
Kody umieszczone są przed wejściem do sklepu czy restauracji, a klienci, po ich zeskanowaniu, muszą wpisać w aplikacji swój numer telefonu, imię, nazwisko i adres. Po wyjściu znów muszą kod zeskanować. Gdyby okazało się, że w tym samym miejscu i czasie była osoba zakażona, władze będą mogły natychmiast skierować na kwarantannę tych, którzy mogli mieć z nią kontakt.
- Wszyscy cały czas boją się, że możemy mieć więcej przypadków, wiec granice wciąż są zamknięte - opowiada dalej Maja. - Mają się otworzyć te z Australią, ale wciąż nie wiemy, kiedy to się stanie. Dużo osób straciło pracę, ale rząd zapewnia im przez dwanaście tygodni zasiłek, który wypłaca co tydzień - dodaje.
Władze Nowej Zelandii bardzo szybko wprowadziły restrykcyjne ograniczenia. Ale Polacy zauważają, że obecnie atmosfera wśród mieszkańców jest luźniejsza, niż była wcześniej. - Napięta atmosfera z pewnością się uspokoiła - mówi Agnieszka, kolejna z Polek. - Ale procedury nadal są przestrzegane, szczególnie przez różne instytucje i sklepy - dodaje.
Koronawirus w Nowej Zelandii. Radykalne środki od początku
Prezes stowarzyszenia "POLANZ" Andrzej Jakimiuk mówi, że Nowa Zelandia wprowadziła rygorystyczne środki ostrożności na samym początku pandemii. Mieszkańcy musieli ich przestrzegać od początku marca, gdy w kraju było ledwie kilku zakażonych. - Rząd od razu zamknął granice, nie mogliśmy wychodzić z domu przez pięć tygodni - opowiada. - Dzisiaj życie toczy się normalnie, nie można tylko podróżować za granicę. Ludzie przestali się przejmować - ocenia.
Poza tym Nowa Zelandia nie zmagała się z takimi problemami, jak brak maseczek, kombinezonów czy środków do dezynfekcji w szpitalach. - Mieliśmy bardzo mało ludzi w szpitalach. Nigdy nie musieliśmy chodzić w maseczkach, do dzisiaj bardzo mało osób je zakłada - opowiada Jakimiuk. - Mieliśmy cały kraj zamknięty, myślę, że to pozwoliło zwalczyć wirusa - dodaje.
Pojawiają się jednak głosy krytyczne od osób, które nie wierzą w to, że podawane przez rząd dane są prawdziwe. - Znakomita większość społeczeństwa kieruje się wyłącznie emocjami, zazwyczaj fanatyczną miłością do pani premier, nie mają dla nich znaczenia żadne argumenty ani fakty - oburza się jeden z Polaków, który wolał pozostać anonimowy.
Masz newsa, zdjęcie lub film? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl
Zapisz się na nasz specjalny newsletter o koronawirusie.