Koronawirus. Brytyjskie miasto znów zamknięte. Polacy o sytuacji w Leicester
Większość sklepów i szkół w Leicester zostanie zamknięta, nie otworzą się również puby i restauracje. Miasto zostało objęte lokalną blokadą, bo liczba nowych przypadków koronawirusa wzrosła w ostatnim czasie drastycznie. Choć mieszkańcy mówią, że dramatycznej sytuacji nie odczuwają, to jednak miasto znów opustoszało.
Powrót obostrzeń w Leicester ogłoszono w poniedziałek. Już na drugi dzień, we wtorek, większość sklepów została zamknięta, a szkoły przestaną działać w czwartek. Władze apelują do mieszkańców, żeby pozostali w domach. Odradzają też podróży do miasta. - Będziemy uważnie śledzić przestrzeganie zasad społecznego dystansu i podejmiemy dalsze kroki, jeśli będzie to konieczne - zapowiedział minister zdrowia Matt Hancock.
BBC podaje, że 10 procent wszystkich nowych przypadków koronawirusa w Wielkiej Brytanii pochodzi właśnie z Leicester, miasta liczącego nieco ponad 300 tysięcy mieszkańców. Od początku pandemii potwierdzono w nim 3216 przypadków, z czego 944 przez ostatnie dwa tygodnie. Stąd decyzja brytyjskiego rządu o przywróceniu obostrzeń w mieście, mimo że reszta kraju wraca do normalności.
Koronawirus. Polka z Leicester: Nie jest tak źle, jak pokazują
Jednak Polacy, którzy mieszkają w Leicester nie uważają, że sytuacja w mieście jest tak dramatyczna. - Nie jest tak źle, nie ma takiej tragedii, jak u nas pokazują. Nikt z moich znajomych nie choruje, sklep mam otwarty. Tylko dzieciaki do szkoły nie chodzą - mówi pani Iza, która pracuje w jednym ze sklepów. - Prawdę mówiąc, to nikt u nas nawet w maseczkach nie chodzi, szpitale też nie są przepełnione - dodaje.
- Moim zdaniem teraz to jest na wyrost, przesadzili z zamknięciem jednego miasta - przyznaje kolejny z Polaków, który również prowadzi sklep spożywczy. - Chociaż widzę lekką panikę wśród klientów, przestrzegają wszystkich zasad, przychodzą w maskach i rękawiczkach. Każdy ma przy sobie płyn odkażający, ludzie są ostrożni. Taka panika jest z resztą w całym kraju - mówi dalej.
Władze zalecają, aby do Leicester nie podróżować. Jednak nasi rozmówcy nie słyszeli o kontrolach, które prowadzi się na rogatkach miasta. Podkreślają jednak, że obostrzenia wróciły niedawno, więc trudno przewidzieć, co jeszcze zmieni się w najbliższych dniach. Zauważają również, że ludzi było dzisiaj na ulicach mniej, niż jeszcze parę dni wcześniej.
- Odkąd Wielka Brytania się zamknęła, to nigdy nie było tłumów w centrum - opowiada nasz rozmówca. - Ostatnio było nieco więcej ludzi, bo otwarto wszystkie sklepy. Ale też bez szału, bez większych kolejek. Teraz było mało ludzi, w końcu znów wszystko jest zamknięte - stwierdza.
W brytyjskich mediach pojawiają się również zarzuty wobec rządu, że działania w związku z pandemią koronawirusa podjął za późno. Nie tylko w samym Leicester, ale i całym kraju. - Czy za późno podjęto działania? - zastanawia się pani Iza. - Zgodziłabym się, wszystko powinno być wcześniej zrobione, przynajmniej o miesiąc. Chodzi mi o zamknięcie szkół i inne restrykcje - stwierdza.
Koronawirus w Polsce. Też mogą wrócić "pewne zakazy"
Czy obostrzenia wrócą również do Polski? Takiego scenariusza nie wyklucza nawet minister zdrowia Łukasz Szumowski. - Pewne formy obostrzenia mogą być ponownie wprowadzane - powiedział w zeszłym tygodniu w rozmowie z Wirtualną Polską. - Lockdownu nie da się wprowadzić ponownie, widzimy, jakie to są skutki dla gospodarki - dodał. I zaznaczył, że należy uwzględniać również inne choroby i zgony z innych przyczyn
Szumowski powiedział, że na jesieni, o ile zostanie odnotowany wzrost zakażeń, mogą wrócić takie obostrzenia, jak noszenie maseczek. - Zwykle sezon grypy zaczynamy w październiku, w związku z czym myślę, że to będzie październik, listopad i grudzień - doprecyzował. Zaapelował również, aby zaszczepić się przed sezonem grupy. To również mogłoby pomóc w złagodzeniu skutków drugiej fali epidemii.