Kolejne 48 godzin dla Darfuru
Termin zawarcia porozumienia między stronami konfliktu w sudańskiej prowincji Darfur został przesunięty o kolejne 48 godzin - ogłosili mediatorzy Unii Afrykańskiej (UA).
03.05.2006 | aktual.: 03.05.2006 09:17
Dotychczasowy termin upłynął we wtorek o północy. Wówczas zgodę na podpisanie 85-stronicowego porozumienia zaproponowanego przez UA wyraził rząd Sudanu, natomiast reprezentujące stronę przeciwną trzy ugrupowania rebelianckie odmówiły podpisania. Były bowiem niezadowolone z propozycji dotyczących kwestii bezpieczeństwa, podziału władzy i podziału bogactw naturalnych.
Wtorkowy termin również nie był pierwszy, poprzedni upłynął w niedzielę o północy - wówczas to porozumienie odrzuciły frakcje dwóch głównych grup rebelianckich w Darfurze - Sudańskiej Armii Wyzwolenia oraz Ruchu Sprawiedliwości i Równości. Nowy termin upłynie w czwartek o północy, o jego wyznaczenie poprosił osobiście prezydent Nigerii Olusegun Obasanjo, który jest gospodarzem negocjacji pokojowych.
Do tego czasu kontynuowane będą rokowania, a jednocześnie w stolicy Nigerii Abudży rozpocznie się konferencja z udziałem szefów państw kilku krajów afrykańskich, których obecność - jak się oczekuje - może dopomóc w przełamaniu impasu. Działania mediacyjne zapowiedział przybyły do Abudży zastępca sekretarza stanu USA Roberta Zoellicka. Wysokich rangą przedstawicieli wysłały do Abudży także W.Brytania i Libia.
Główny negocjator z ramienia UA Salim Ahmed Salim, zapytany przez dziennikarzy, co będzie, jeśli mimo to nie uda się zawrzeć porozumienia pokojowego, odparł: wówczas zabijanie będzie nadal trwać, a dotychczasowe cierpienia i zniszczenia nie ustaną.
Konflikt w Darfurze, rozpoczęty ponad trzy lata temu, po znalezieniu tam złóż ropy naftowej, kosztował już życie dziesiątki tysięcy ludzi. Około dwa miliony rdzennych mieszkańców tej pustynno - stepowej krainy, prawie dwa razy większej od Polski, musiało opuścić swe siedziby i szukać schronienia za granicą, uciekając przed atakami wspieranych po cichu przez rząd arabskich bojówek ("dżandżawidów", czyli "jeźdźców").
Rebelianci, którzy nie potrafią obronić własnej ludności, oskarżają władze w Chartumie o zaniedbywanie regionu i jego czarnoskórych mieszkańców. Tragedii humanitarnej nie potrafią również zapobiec specjalnie przysłane, ale nieliczne oddziały pokojowe Unii Afrykanskiej, liczące zaledwie 7 tys. żołnierzy, które w przyszłości mogłyby być zastąpione przez liczniejsze oddziały pokojowe ONZ.