Kidawa-Błońska o swastyce przy swoim domu. "Jakbym dostała policzek"
Na ogrodzeniu domu Małgorzaty Kidawy-Błońskiej ktoś czarnym sprayem namalował dużą swastykę. Marszałek Senatu nie kryje oburzenia, twierdząc, że czuje się, jakby dostała policzek. - To jest pokłosie słów, które padają nie tylko w tzw. mediach publicznych - mówi senatorka.
Małgorzata Kidawa-Błońska została zapytana przez dziennikarzy o akt wandalizmu, jakiego dopuścił się nieznany sprawca na ogrodzeniu jej domu. Marszałek Senatu nie uważa, by było to działanie celowo w nią wymierzone. Jej zdaniem sprawca nie był świadomy, do kogo należało ogrodzenie wybrane jako miejsce skandalicznego malunku.
"Maksymalne obrażenie"
Zapytana o to, czy czuje się bezpiecznie, senatorka zapewniła, że zawsze tak było. Jednak "brutalnie namalowana na płocie domu" swastyka okazała się dużym przeżyciem zarówno dla niej, jak i całej rodziny.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
- Spotykamy się z różnymi napisami na płotach, ale swastyka na czyimś domu to jest coś takiego, jakbym dostała policzek od kogoś. To jest takie obrażenie maksymalne - stwierdziła Kidawa-Błońska.
"Zatrzymać falę hejtu"
Senator uznała, że takie akty wandalizmu w dużej mierze wynikają z informacji przekazywanych przez media publiczne. Odpowiedzialni są też jej zdaniem niektórzy politycy, którzy używają mowy nienawiści.
- Ja uważam, że to jest pokłosie tych słów, które padają nie tylko w mediach tzw. publicznych, ale które padają z mównicy sejmowej, u wielu polityków - stwierdziła Kidawa-Błońska, dodając, że trzeba koniecznie zatrzymać falę hejtu i nienawiści, płynącą z mediów publicznych oraz mównicy sejmowej. Inaczej "nie uda nam się niczego pozytywnego zbudować".
Polityk dodała, że sprawca wandalizmu został zarejestrowany przez kamerę monitoringu, a sprawą zajmuje się policja.