Polska"Julia Pitera to nadmuchana postać"

"Julia Pitera to nadmuchana postać"

Tajemnicze telefony i podpalenie auta Julii
Pitery umacniają jej wizerunek niezłomnej tropicielki korupcji.
Nie wszyscy jednak w to wierzą. To postać nadmuchana, która nigdy
niczego nie wykryła - mówi "Życiu Warszawy" były prezydent
stolicy Paweł Piskorski.

"Julia Pitera to nadmuchana postać"
Źródło zdjęć: © PAP

08.12.2007 | aktual.: 08.12.2007 08:02

Jak wiele nastolatek Pitera marzyła o karierze aktorskiej i złożyła papiery do PWST. Nie dostała się. Trafiła na polonistykę. Na ostatnim roku wyszła za mąż. Wkrótce urodziła im synka, a w styczniu 1981 roku Julia znalazła pracę dokumentalistki w Instytucie Badań Literackich.

W latach 80. instytut był przystanią solidarnościowych opozycjonistów knujących przeciw reżimowi Jaruzelskiego. To właśnie tam Pitera poznała Jarosława Kaczyńskiego. Znajomość zaowocowała w 1990 roku, gdy Kaczyński zaproponował jej pracę w Kancelarii Prezydenta Wałęsy. Zapisała się do Porozumienia Centrum, kierowanego przez braci.

Pracowała dla kilku rządów solidarnościowych, a w 1994 roku postanowiła wystartować w wyborach samorządowych z listy... UPR Janusza Korwina-Mikkego. W Radzie Warszawy dała się poznać jako tropicielka afer i przekrętów. Przetarg na kasowniki, płatne parkowanie, zniżki na auta dla radnych, obrót mieszkaniami komunalnymi - sprawy, w które wściubiała nos trudno zliczyć.

Nie popuszczała też kolegom partyjnym, w rezultacie czego pożegnała się z UPR. W 1998 roku kandydowała z listy Ligi Republikańskiej. Potem znalazła się w Akcji Wyborczej Solidarność. Zasłynęła, gdy odmówiła wsparcia dla kandydatury Piskorskiego na prezydenta Warszawy, uzgodnionej już przez AWS i Unię Wolności. W efekcie Piskorski został wybrany dzięki porozumieniu UW - SLD, a Pitera zaczęła z nim walkę na czele nowo powstałego klubu Zgoda Warszawska. Zarzucała Piskorskiemu, że wciągnął do samorządów znajomych biznesmenów i razem kręcą lody.

AWS-owcy wyklęli ją za zdradę, a dla nowych władz stolicy była niczym natrętna mucha, która gryzie, gdzie tylko może.

Na początku nowego stulecia znalazł się jednak hak i na samą Piterę. Okazało się, że władze Mokotowa odmówiły Piterom sprzedaży, po korzystnej cenie, ich zaadaptowanego na mieszkanie strychu. Urzędnicy stwierdzili, że mieszkanie jest większe, niż napisano w dokumentach (83 metry kw., a nie 66 metrów), a poza tym zostało przebudowane niezgodnie z prawem budowlanym. Julia Pitera rozpoczęła wtedy walkę z władzami dzielnicy i wicedyrektorem Wiktorem Czechowskim. Sprawa trafiła do Piskorskiego, który stanął po stronie władz. W mediach zaczęły się pojawiać opinie, że walka Pitery z układem warszawskim to po prostu jej osobista zemsta na prezydencie.

Coraz liczniejsi zwolennicy radnej twierdzili z kolei, że upubliczniono zwykły konflikt o lokal, by skompromitować działaczkę zasłużoną w walce z korupcją jak nikt inny. Ona sama przygotowywała się tymczasem do wyborów na prezydenta Warszawy. Wystartowała z niezależnego Komitetu Wyborczego Julii Pitery. Zajęła czwarte miejsce, prezydentem został Lech Kaczyński.

W 2003 roku dokonano nowej ekspertyzy mieszkania radnej, która tym razem okazała się dla niej korzystna. Jej przeciwnicy od razu zaczęli twierdzić, że to dzięki Kaczyńskiemu. Można było oczekiwać, że Pitera zwiąże się teraz z PiS, ona jednak zaskoczyła po raz kolejny - wybrała PO.

21 listopada Pitera kandydowała w wyborach w Płocku. Wygrała. Zgodnie z przewidywaniami, premier Tusk powierzył jej walkę z korupcją. Została pełnomocnikiem rządu. Ostatnio co i rusz jest bohaterką niepokojących zdarzeń.

Najpierw do prezesów państwowych firm LOT i Ciech dzwoniła jakaś pani i - podając się za Julię Piterę - żądała pracy dla "siostrzenicy premiera Tuska". Co ciekawe, tajemnicza kobieta znała dobrze sytuację w Ciechu, podawała m.in. nazwiska zatrudnionych w konkretnych biurach. Szefowie firm poinformowali o telefonach Piterę, a policja wszczęła w tej sprawie śledztwo, powierzając je specjalnej grupie operacyjnej.

Zdążyło o tym ucichnąć, a już gruchnęła wiadomość o pożarze samochodu pełnomocniczki. Kto podpalił auto? Tego na razie nie wiemy. Jednego możemy być jednak pewni. To nie był ostatni raz, gdy nazwisko Pitery pojawia się na czołówkach gazet - przewiduje "Życie Warszawy". (PAP)

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)