PolskaJamie Stokes: któż nie lubi pieniędzy?

Jamie Stokes: któż nie lubi pieniędzy?

Moje doświadczenia pokazują, że trudność uzyskania pieniędzy od ludzi zwykle znacznie przewyższa trudność przekonania ich, by pieniądze od nas wzięli. Mówię "zwykle", gdyż ostatnio, nie po raz pierwszy zresztą w Polsce, spotkałem się z dziwnym przykładem niechętnego ich przyjęcia - pisze w felietonie dla Wirtualnej Polski Jamie Stokes.

Jamie Stokes: któż nie lubi pieniędzy?
Źródło zdjęć: © WP.PL | Przemysław Jach


Mój znajomy, również obywatel Wysp, mieszkający w Polsce od kilku lat, opowiedział mi tę historię z wyrazem takiego zdumienia, jakie można zobaczyć na twarzy małego dziecka, które było właśnie świadkiem wyciągania monety zza ucha. Wpadając do knajpki, którą często i chętnie odwiedzamy obaj od lat, znajomy ów zamówił kawę i zaczął szperać w portfelu, w poszukiwaniu zapłaty. Zamówioną kawę otrzymał szybko, w dodatku w towarzystwie darmowego ciasteczka, położył więc na ladzie banknot o średnim nominale i czekał na resztę.

- Zauważyłem - opowiadał między łykami pokrzepiającego napoju - że banknot był nieco zgnieciony, wygładziłem go więc, przepraszając barmankę za kiepską organizację mojego portfela. Barmanka, która już wcześniej dawała sygnały świadczące o słabych szansach na wygranie konkursu uprzejmości, wzięła banknot z wyraźnym niesmakiem na twarzy i odwróciła się do kasy, by dokończyć transakcję.

Tutaj historia się udziwnia. Już jestem zaskoczony, dlaczego zwykły pracownik przejmuje się tym, jak wyglądają pieniądze, które wkłada do kasy, z drugiej strony wiele rzeczy w polskim systemie obsługi klienta już nie raz mnie dziwiło, więc to nic nowego. Dziwne było natomiast to, że barmanka nie ograniczyła się do okazania swojej dezaprobaty za pomocą wyniosłego uśmieszku. Dodatkowo wyjęła z kasy banknoty przeznaczone na resztę, zmięła je dokładnie w dłoni, po czym rzuciła na ladę.

Brytyjczycy rzadko reagują agresją. Zwykle - gdy ktoś nas obraża - domyślnie zakładamy, ze musieliśmy się przesłyszeć albo czegoś nie zrozumieć. Mój kolega wpisuje się w tę charakterystykę. Zakładając, że to jakiś nowy, modny wśród młodzieży sposób podawania pieniędzy, wziął resztę z lady i usiadł przy stoliku, żeby spokojnie wypić swoją kawę. Kilka minut zajęło mu dojście do wniosku, że zachowanie barmanki było nieakceptowalne. Wrócił więc do niej i zapytał grzecznie, dlaczego zachowała się jak trzyletnie dziecko, które zmusza się do zjedzenia talerza pełnego brokuł. Początkowo wzruszyła tylko ramionami, ale gdy nie dawał za wygraną, odpowiedziała wreszcie, że reszta była w takim samym stanie jak jego zapłata.

Może ta konkretna barmanka miała po prostu zły dzień. Może z jej książęcej tiary odpadło kilka diamentów albo zgubiła szklany pantofelek. W porządku. Też miewam takie dni i nie zamierzam osądzać Polaków na podstawie zachowania jednej dziewczyny. Nie rozumiem tylko, dlaczego fizyczny stan banknotu mógł kogoś, aż tak wkurzyć.

To nie pierwszy raz, kiedy spotykam się w Polsce z zaskakującą wrażliwością na kondycję papierowych pieniędzy. Kilka lat temu moja próba wymiany w kantorze funtów na złotówki została odrzucona ze względu na niewystarczającą gładkość tych pierwszych. Próbowałem wyjaśnić, że to nie o to chodzi w pieniądzach, ale pan za szybą pozostał przy deklaracji, że obsługuje tylko dziewicze banknoty. Były to czasy, kiedy nie dało się zwyczajnie wyciągnąć pieniędzy z bankomatu przy użyciu niepolskiej karty, musiałem zatem wrócić do domu i dosłownie wyprasować wszystkie swoje pieniądze.

Oczywiście, jeśli banknot jest rozdarty lub tak brudny, że nie da się go rozpoznać, istnieje ryzyko, że nie zostanie zaakceptowany przez bank lub przez innego klienta. Czy kilka zgięć ma jednak naprawdę znaczenie? Czy łamię tutaj jakieś społeczne tabu, którego nie jestem świadom? Czy mam zacząć polerować swoje gorsze? Jeśli tak, dajcie mi znać, a po prostu zostawię portfel w kieszeni spodni tuż przed prasowaniem.

Jamie Stokes specjalnie dla Wirtualnej Polski

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (55)