Choć kremlowska propaganda cały czas powtarza, że nie ma problemu z wcielaniem do służby ochotników, to jednak coraz bardziej podnosi dodatki za podpisanie kontraktu. Kolejna podwyżka miała miejsce w lutym i była czwartą w ciągu ostatniego roku. Rosjanie robią wszystko, aby utrzymać średni poziom podpisanych z armią kontraktów, który w ostatnim roku wynosił ok. 30 tys. miesięcznie.
Taka skala wcielania nowych żołnierzy oznacza, że zmobilizowani i ochotnicy ledwie są w stanie pokryć miesięczne straty, jakie wojsko ponosi na Ukrainie w ostatnim półroczu.
Kreml robi wszystko, aby uniknąć powszechnej mobilizacji i przyznania, że armia ma problemy z uzupełnianiem stanów osobowych, a "specjalna operacja wojskowa" nie idzie po jego myśli. Dlatego coraz częściej zdarzają się łapanki. Dochodzi do nich nawet w szpitalach i ośrodkach rehabilitacyjnych.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
USA negocjują z Rosją. "Muszą zrozumieć jakim jest zagrożeniem"
Łapanki na inwalidów
Aleksiej Gauna został ranny na froncie, a poważne rany nogi powodują, że będzie inwalidą do końca życia. W rezultacie został uznany za osobę niepełnosprawną trzeciej grupy, co oficjalnie stwierdziło Państwowe Biuro Ekspertyz Medycznych i Socjalnych Obwodu Wołgogradzkiego.
Kiedy po powrocie z rehabilitacji składał dokumenty w jednostce, aresztowała go żandarmeria wojskowa, uznając za dezertera. Na podstawie decyzji prokuratora wojskowego został przydzielony do batalionu karnego i wysłany z powrotem na front. Od tamtej pory kontakt z nim się urwał.
Historia Gauny, jako pierwsza tego typu, została opisana jeszcze w czerwcu ubiegłego roku. Można byłoby ją potraktować jako odosobniony przypadek. Nic z tego. Od tamtego czasu coraz częściej słychać przede wszystkim o żołnierzach kontraktowych, którzy po rekonwalescencji stawiali się przed wojskową komisją lekarską, a zamiast do cywila, trafiali na front. Pojawia się coraz więcej filmów, kręconych przez żołnierzy, którzy dokumentują takie nadużycia.
We wsi Troickaja w Republice Inguszetii rekonwalescenci z 503. Pułku Strzelców Zmotoryzowanych Gwardii, którzy przyjechali na komisję lekarską, zostali zapakowani na ciężarówki i wywiezieni z powrotem do okopów. W komentarzach na kanałach serwisu Telegram można przeczytać, że dowództwo wychodzi z założenia, iż ranni dojdą do siebie na froncie, a jeśli już mogą się poruszać, to znaczy, że nadają się do walki.
Podobna sytuacja miała miejsce w Jekaterynburgu. Tam jednak dziesiątki rannych i okaleczonych żołnierzy zbuntowało się i odmówiło powrotu do walki. Do działań wkroczyła żandarmeria wojskowa i dziś wszyscy są już w obwodzie ługańskim.
Wyciągnięci ze szpitali
Osoby przyjeżdżające na komisję wojskową, która ma jedynie zrobić do książeczki wojskowej wpis o zwolnieniu ze służby wojskowej, aby ranny otrzymał odszkodowanie i ewentualną rentę, trafiają z własnej woli do jaskini lwa. Czasem jednak lew wybiera się na polowanie w teren.
W leżącym nad Morzem Azowskim Jejsku żołnierzy dosłownie wyciągnięto ze szpitala i wepchnięto do samochodu, który miał ich przewieźć do Donbasu. Jak można przeczytać w rosyjskich mediach społecznościowych, jeden z nich niedawno przeszedł dwie operacje i potrzebuje kolejnej. Mężczyźnie brakuje palca u ręki, a porusza się o kulach.
Inni nadal mają dreny pooperacyjne lub metalowe stabilizatory w kończynach, ale wkrótce zostaną wysłani do walki. Rosjanie zaczynają się zastanawiać, dlaczego kaleki są zabierane z powrotem na wojnę, skoro mogą umrzeć w drodze? Pojawiły się pierwsze nieśmiałe protesty.
Nowosybirski lekarz Walerij Iłłarionow zorganizował jednoosobową pikietę w centrum miasta i zwrócił się do Ministerstwa Obrony: "Kto dał ci prawo traktować w ten sposób naszych ojców, synów, braci i mężów? Wojna się skończy i zostaniesz zapytany: z jakiego powodu okaleczyłeś naszych ludzi? Nikt ci nie dał takiego prawa. Podchodzą do nas żołnierze, których wysłano na front o kulach. Jeśli nie potrafisz chodzić, mówią, to będziesz się czołgał do bitwy. Co to jest? Kto tworzy taką armię? To kompletny chaos!" - mówi na nagraniu.
W teorii zasoby rezerwistów liczą ok. 25 mln osób, które przeszły szkolenie wojskowe w ramach zasadniczej służby. Jednak ponad dwie trzecie z nich ma wady dyskwalifikujące ich ze służby liniowej. Czy to związane z wiekiem, czy z chorobami.
Dlatego w Ministerstwie Obrony FR padł pomysł, aby obniżyć wymagania zdrowotne dla przyjmowanych na żołnierzy kontraktowych. Mimo to chętnych wciąż brakuje. Ochotników z biednej prowincji jest już bardzo mało. Teraz drenowane są kolonie karne. Jednak niedługo Kreml będzie musiał sięgnąć Rosjan z dużych miast, którzy dotychczas żyli spokojnie.
Sławek Zagórski dla Wirtualnej Polski