Straty Rosji i Ukrainy. Różnicę w proporcjach widać gołym okiem

Od początku pełnoskalowej wojny Ukraina miała stracić łącznie 413 tys. żołnierzy, z czego 43 tys. to zabici. To oficjalne dane, które podał Kijów. Rozkład tych strat wiele mówi o sposobie walki Ukraińców.

Aleja Sławy na cmentarzu wojennym w Charkowie
Aleja Sławy na cmentarzu wojennym w Charkowie
Źródło zdjęć: © East News | Jose Hernandez/Shutterstock

O stratach własnych Rosja i Ukraina informują oszczędnie. Wynika to przede wszystkim z obawy przed zdradzeniem przeciwnikowi rzeczywistych ubytków własnych, a także - możliwe, że przede wszystkim - z obawy o upadek morale wojska i cywilów.

Szczególnie Kreml celuje w podawaniu informacji całkowicie oderwanych od rzeczywistości, których na poważnie nie biorą nawet sami Rosjanie. Bo jak uwierzyć, że w 2022 roku, pierwszym roku pełnoskalowej wojny w Ukrainie, miało zginąć zaledwie 2 tys. rosyjskich żołnierzy? A takie dane powieliła kremlowska propaganda.

Z kolei administracja prezydenta Wołodymyra Zełenskiego prezentuje dane dość ogólnie. Tym razem Kijów podał, że od początku wojny zginęło 43 tys. żołnierzy, a 370 tys. zostało rannych. Wywołało to zaskoczenie wśród analityków. Nie dlatego, żeby odbiegały znacząco od zachodnich szacunków - choćby na podstawie otwartych źródeł portal UAlosses informował o ok. 60 tys. zabitych i niespełna 400 tys. rannych.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Putin chce negocjacji? "On musi gdzieś wygrać"

Wyśrubowane różnice

Analityków zaskoczył wysoki stosunek rannych do zabitych i to on wywołał wiele dyskusji. Albo bowiem Ukraińcy osiągnęli wręcz niewiarygodne postępy w medycynie pola walki i potrafią uratować życie niemal każdego żołnierza, albo w kategorii "ranny" umieszczono wszystkich żołnierzy i tych lekko rannych, a nawet draśniętych czy kontuzjowanych.

Brak jednak szczegółowej informacji, która z punktu widzenia militarnego jest bardzo istotna. Mianowicie, ilu z tych 370 tys. rannych żołnierzy to straty bezpowrotne, czyli żołnierze, których rany nie pozwalają na powrót na pole walki, czyli wszelkich inwalidów wojennych. Prezydent Zełenski zapewnia, że ok. 170 tys. to straty bezpowrotne. Co nadal wydaje się dość dużą różnicą pomiędzy zabitymi a rannymi, którzy nie mogą wrócić na pole walki. O ile całkowite straty mogą być dość realne, tak można przypuszczać, że Ukraińcy suwakiem nieco pozmieniali proporcje.

Porównując to do innych konfliktów z początku XXI wieku, od których czasów medycyna pola walki znacznie się rozwinęła, proporcje znacznie odbiegają od wojennej średniej. Podczas inwazji na Irak w 2003 roku, tylko w regularnych działaniach wojennych sojusznicy stracili 172 zabitych i 551 rannych. Daje to stosunek 1 do 3,2 i nie odbiega od średniej. Tymczasem na Ukrainie jest to 1 do 9,6.

Na razie możemy się jedynie domyślać, skąd taka, a nie inna proporcja strat wśród żołnierzy. Pewne jest natomiast to, że Ukraińcy zrobili niezwykły krok w przód, jeśli chodzi o medycynę pola walki.

Ratowanie na wojnie

Jeszcze osiem lat temu ukraińscy żołnierze z zazdrością patrzyli na polskiego dziennikarza z przytroczonym do uda IPMedem, czyli Indywidualnym Pakietem Medycznym. Jeszcze większą zazdrość wywoływała staza taktyczna i informacja, że świeżo skończyłem kurs ratownictwa pola walki. Oni na takie luksusy nie mogli liczyć. Poziom znajomości ratownictwa nie odbiegał od wiedzy, jaką mieli sowieccy żołnierze w Afganistanie. Ich wyposażenie również zatrzymało się dwie dekady wcześniej.

Wykorzystali jednak czas i w lutym 2022 r. znakomita większość żołnierzy wojsk operacyjnych było wyposażonych w odpowiedni pakiet medyczny, a wielu przeszło przynajmniej podstawowe szkolenie medyczne. Nieco gorzej pod tym względem prezentowali się żołnierze Obrony Terytorialnej. Jednak po kolejnych dwóch latach, okupionych krwią, żołnierze wypracowali metody działania. Nadal jednak brakuje Ukraińcom ludzi, którzy mają przeszkolenie na poziomie kursu TCCC, czyli Tactical Combat Casualty Care - kursu ratownictwa pola walki.

Przeszkoleni ratownicy są na poziomie kompanii. Jednak z powodu braków kadrowych kompanie są bardzo rozciągnięte i czasem zajmują dwukrotnie większy odcinek frontu, niż mówią podręczniki taktyki. W takiej sytuacji wyszkolony ratownik przydałby się w każdym plutonie. Na to nie ma jednak możliwości. Dlatego wyszkoleni ratownicy, szkolą kolegów wprost pod ogniem. Innego wyjścia Ukraińcy nie mają.

Metoda jednak się sprawdza. Z frontu dochodzą głosy, że czas dotarcia do rannego i jego ewakuacji z frontu jest na tyle krótki, że ukraińscy żołnierze nie umierają w błocie okopów. Co innego Rosjanie. Ich system ratowania rannych zatrzymał się na poziomie pierwszej wojny w Czeczenii i niewiele się zmienił nawet podczas trwającej wojny.

Straty stratom nierówne

Dlaczego ukraińskie straty są znacznie mniejsze niż rosyjskie? Nie jest to żadna sztuczka ani propaganda. Strona broniąca się ponosi mniejsze straty niż atakujący. Obrońcy najczęściej kryją się we wszelkiego rodzaju umocnionych i osłoniętych pozycjach – okopach, schronach bojowych itp. Atakujący z kolei najpierw do tych linii umocnień muszą dotrzeć.

W przypadku Rosjan, od pamiętnych walk o Bachmut, dotarcie oznacza wysłanie kolejnych grup piechoty, z coraz mniejszym wsparciem oddziałów pancerno-zmechanizowanych, do szturmu przez otwarte pole. Przyjęta taktyka powoduje, że straty osobowe rosną w zastraszającym tempie. I będą rosły.

Żołnierze, którzy zdobyli jako takie doświadczenie, albo zostali wyeliminowani z dalszej walki, albo musieli odejść na odpoczynek. Teraz dowodzą ludzie bez wykształcenia i doświadczenia, w dodatku obarczeni politycznymi wymaganiami, nie mogą działać zgodnie z nakazami wojskowej praktyki.

To głównie powoduje znaczną różnicę pomiędzy całkowitymi stratami Ukraińców i Rosjan, które według obiektywnych szacunków, a nie życzeniom propagandy, właśnie miały przekroczyć 750 tys. zabitych i rannych. O ile jednak Rosjanie mają jeszcze spore rezerwy i do ich ściągnięcia potrzebne jest jedynie ogłoszenie powszechnej mobilizacji, której Kreml unika, tak dla Ukraińców straty na poziomie 400 tys. są bardzo problematyczne.

Sławek Zagórski dla Wirtualnej Polski

Wybrane dla Ciebie