W Ukrainie zawrzało. Rodzice są gotowi wywozić nastolatków z kraju
Eksperci ukraińskiego Sztabu Generalnego ostrzegli w mediach, że obecne tempo mobilizacji nie pokrywa strat ponoszonych na froncie. To jeden z argumentów za obniżeniem wieku osób podlegających mobilizacji do 18 lat. W kraju zawrzało, gdy urzędnicy USA postawili prezydenta Zełenskiego przed tym dramatycznym wyborem.
11.12.2024 19:33
Rodzice 17-latków zawczasu wywożą ich z Ukrainy, aby po osiągnięciu pełnoletności nie objął ich zakaz wyjazdu z kraju, a w przyszłości ewentualna mobilizacja. Jak podaje agencja BBC Ukraina, ten dramatyczny krok to efekt dyskusji wokół mobilizacji na wojnę osób w wieku 18-25 lat. Dotychczas mobilizacja dotyczyła obywateli powyżej 25. roku życia, jednak może się to zmienić. Ukraińskiej armii brakuje rekrutów, a tempo mobilizacji nie pokrywa strat na froncie.
Prezydent Ukrainy, Wołodymyr Zełenski, znalazł się pod presją administracji Stanów Zjednoczonych oczekującej, że ukraińska armia sięgnie po najmłodsze rezerwy, mobilizując mężczyzn w wieku 18-25 lat. Eksperci ostrzegają jednak, że pokolenie liczące ok. 2,5 mln osób (1,3 mln mężczyzn) musi zostać ocalone, co jest kluczowe dla potencjału państwa.
- Naród ukraiński może zniknąć za 180 lat, jeśli sytuacja demograficzna nie ulegnie zmianie - alarmowała dr Olga Bohomolec, znana ukraińska lekarka i ekspertka. Ostrzegała przed skutkami strat wojennych, emigracji oraz niekorzystnych trendów demograficznych. - Tereny Ukrainy pozostaną, ktoś będzie na nich siał zboże, ale to już nie będą Ukraińcy - stwierdza Bohomolec, cytuje ją agencja Unian.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Ukraina potrzebuje 400-500 tys. żołnierzy
Prezydent Zełenski na propozycje Amerykanów się nie zgadza. - Jeśli Ukraina obniży wiek mobilizowanych, Stany Zjednoczone i ich sojusznicy będą gotowi wyposażyć i wyszkolić nowych rekrutów - oświadczył niedawno rzecznik Departamentu Stanu USA, Matthew Miller. Podkreślił, że propozycja ma związek z wnioskami po wspólnym omówieniu sytuacji na froncie we wschodniej części kraju. Rosjanie od trzech miesięcy zdobywają tam nowe tereny.
- Działanie Zełenskiego jest niezrozumiałe. Nie chce ani nie może przyjąć warunków przedstawionych przez Putina, zarazem nie ma pomysłu, jak pomóc swojej wyczerpanej armii. Ktoś musi obsługiwać uzbrojenie. Potrzebują 400-500 tys. ludzi do stworzenia jednostek, które za kilka miesięcy wymienią walczących żołnierzy - ocenia polski wojskowy.
Gen. Skrzypczak uważa, że z powodu wyczerpania walkami oraz strat siły ukraińskie są w odwrocie na froncie we wschodniej części kraju. Rosjanie prowadzą bitwy, odcinając obrońców pod Pokrowskiem i Kurachowym. Finalnie Kreml dąży do zdobycia terenów ukraińskich obwodów: ługańskiego, donieckiego, zaporoskiego i chersońskiego.
- Obie strony są skrajnie wyczerpane konfliktem i nie stać ich na przeprowadzenie decydujących operacji. Rosja po jesiennym poborze będzie dysponować nowymi siłami i z pewnością je wystawi - podsumował były wojskowy.
Wojna w Ukrainie. Stracone pokolenie
Dyskusja wokół poboru najmłodszych rezerwistów spotyka się z mieszanymi reakcjami w Ukrainie. - Nie mamy wystarczającej liczby ludzi, którzy są młodzi. Różnie mi mówią, że będziemy mieli stracone pokolenie, bo pójdą na wojnę. Jeśli nie będą chcieli iść na wojnę, to są już straconym pokoleniem. Wychowaliśmy tych, którzy nie chcą bronić swojej ojczyzny - oburzał się płk. Roman Kostenko z wywiadu wojskowego SBU, sekretarz Komisji Bezpieczeństwa Narodowego, Obrony i Wywiadu.
Uważa, że wiek mobilizacyjny w Ukrainie powinien zaczynać się od 20 lat. Zauważył, że w wielu krajach mobilizacja od 18. lub 20. roku życia jest powszechną praktyką, a fakt, iż w Ukrainie jest inaczej, zaskakuje amerykańskich kongresmenów.
Kontrowersyjna ukraińska deputowana Mariana Bezuhla ujawniła w listopadzie, że braki kadrowe armii są tak wielkie, że najcenniejsi specjaliści są kierowani do okopów jako piechota. Opisała, że w ten sposób osłabiono oddziały przeciwlotnicze, przez co więcej rosyjskich dronów uderza w miasta.
Stan wojny i zaskakujący sygnał z Kremla
Eksperci wojskowi oceniają, że podczas zimy 2024/25 roku Kreml zechce zakończyć kilka głównych bitew. Przypieczętują zdobycze terytorialne, zanim władzę przejmie administracja Donalda Trumpa i przed rozpoczęciem spodziewanych negocjacji.
Między 1 września a 30 listopada Rosjanie zdobyli ponad 1600 km² we wschodniej Ukrainie. Z szacowanym wskaźnikiem 1500 ofiar dziennie (zabici i ranni) październik był najbardziej krwawym miesiącem wojny dla Rosji - szacują rosyjskie niezależne media Verstka oraz The Insider.
Według autorów, liczba zabitych waha się od 115 tys. do 160 tys., czyli ponad 10 razy więcej niż bilans ofiar śmiertelnych radzieckiej wojny w Afganistanie. Całkowita liczba rosyjskich ofiar, włączając rannych, szacowana jest na około 800 tys. ludzi.
Tymczasem 10 grudnia pojawił się zaskakujący głos z Kremla. - Rosja praktycznie wypełniła "operacji specjalnej" w Ukrainie zadania postawione przed inwazją przez prezydenta Władimira Putina. (...) Inicjatywa strategiczna we wszystkich obszarach należy do nas, jesteśmy blisko osiągnięcia naszych celów - powiedział w wywiadzie szef Służby Wywiadu Zagranicznego (SVR), Siergiej Naryszkin. Według niego, Stany Zjednoczone i Wielka Brytania liczyły na narzucenie Rosji długotrwałej walki na wyniszczenie.
Pomimo przechwałek Naryszkina, wypowiedź została zinterpretowana na Telegramie jako sygnał, że Kreml jest skłonny kończyć konflikt. Cele "operacji specjalnej" nie istnieją. Będą dokładnie tym, co Putin uzna za konieczne do ogłoszenia zwycięstwa w momencie, gdy zdecyduje się zakończyć wojnę - podsumowali rosyjscy autorzy strony Projekt badawczy System.
Tomasz Molga, dziennikarz Wirtualnej Polski