Zaczęły się łapanki. Putin podpisał dekret na jesienny pobór
W Federacji Rosyjskiej rozpoczął się jesienny pobór do zasadniczej służby wojskowej. W okupowanych obwodach są już łapanki. Żandarmi zatrzymują samochody i autobusy, sprawdzają książeczki wojskowe, a brak odpowiedniego wpisu oznacza przymusowe wysłanie do komisariatu wojskowego. Młodzi Ukraińcy ukrywają się przed poborem do rosyjskiej armii.
W Federacji Rosyjskiej zaczął się czas, kiedy armii najbardziej boją się młodzi Rosjanie w wieku 18-30 lat. Od 1 października do końca roku trwa bowiem pobór do zasadniczej służby wojskowej. Dyktator Władimir Putin podpisał dekret. W kamasze ma trafić 133 tys. osób.
Rosyjskie dowództwo zapewnia, że do jednostek bojowych trafi zaledwie jedna trzecia poborowych. Pozostali mają służyć w jednostkach logistycznych, czy inżynieryjnych. Do tego wiceadmirał Władimir Cymlanski, zastępca szefa Głównego Zarządu Organizacyjnego i Mobilizacyjnego Sztabu Generalnego Sił Zbrojnych FR, zapewnił, że poborowi nie trafią na front na terenie "Noworosji" i Krymu. Co innego w przypadku obwodu kurskiego, w którym od początku ukraińskiej ofensywy walczą oddziały szkolne.
Za to armia już pod koniec zasadniczej służby wojskowej proponuje podpisanie trzymiesięcznego kontraktu zawodowego. Tego typu krótkie umowy są podpisywane, aby żołnierze mogli przejść specjalistyczne szkolenie. W mediach społecznościowych pojawiają się jednak głosy, że poborowi są po prostu zmuszani do podpisania zawodowych kontraktów. Narzekają także, że po zdaniu egzaminów, armia automatycznie przedłuża kontrakt i wysyła ludzi na front.
Często zdarza się, że tuż po podpisaniu pierwszego kontraktu, żołnierze trafiają na pole bitwy - nawet jeszcze przed przejściem szkolenia specjalistycznego.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
NATO musi zdecydować ws. Ukrainy. "Ryzyko III wojny światowej"
Będą mogli się odwołać. Ale są warunki
Ten pobór jest odmienny od dotychczasowych. Młodzi ludzie będą bowiem mogli się odwołać od decyzji komisji poborowej przez serwis internetowy i od 15 października przez bezpośrednią linię telefoniczną. Ta jednak będzie działała jedynie we wtorki i czwartki w określonych godzinach.
Poborowi w końcu mogą odbyć także służbę zastępczą. Wówczas taka osoba trafia na 18 lub 24 miesiące do państwowych zakładów, gdzie ma do wyboru pracę jako hodowca bydła, malarz, operator spychacza, kucharz, czy kierowca traktora. Może przy tym być wysłany do oddziałów logistycznych, które oficjalnie nie uczestniczą w działaniach wojennych, a pracują na tyłach.
Jest w tym jeden haczyk. Aby uzyskać odroczenie z jesiennego poboru trzeba było wypełnić formularz odroczenia w komisji poborowej w dniach od 23 stycznia do 6 lutego. Jeżeli wniosek został pozytywnie rozpatrzony przez pracodawcę, wygenerowane zestawienia trafiały do Ministerstwa Rozwoju Cyfrowego, a stamtąd do Ministerstwa Obrony Narodowej. Decyzję o odroczeniu w 2024 roku komisja podejmowała od 1 kwietnia do 15 lipca. Jeśli ktoś tego wówczas nie zrobił, to trafi w kamasze. W dodatku wniosek trzeba składać przed każdym poborem.
Armia także zaczęła polowanie na inżynierów, techników i badaczy z określonych dziedzin nauki. Rekrutacja obejmuje także tzw. jednostki badawczo-produkcyjne, które "wdrażają do produkcji zaawansowane pomysły i przełomowe technologie". Czyli specjaliści trafiają do ośrodków badawczych armii, warsztatów remontowo-naprawczych i centrów naukowych. Od tego poboru również można było się odwołać. Młodzi rosyjscy naukowcy i inżynierowie mieli na to czas od 24 lipca do 6 sierpnia.
W rosyjskich mediach społecznościowych pojawiają się wpisy, że bez względu na podjęte kroki, bardzo ciężko uniknąć służby dla państwa. Czy to w jednostkach tyłowych, czy w państwowych gospodarstwach rolnych. "Jeśli podpiszesz odwołanie, to tylko będą wiedzieli, żeby na ciebie uważać" - zauważa na Telegramie użytkownik DimaZima.
Łapanka na anektowanych terytoriach
Jeszcze przed wybuchem pełnoskalowej wojny Federacja Rosyjska powoływała do służby mieszkańców obu marionetkowych republik i okupowanego Krymu. Trafiali oni nie tylko na front, ale także w odległe zakątki Rosji. Kijów nie ma dokładnych statystyk dotyczących mobilizacji Ukraińców na okupowanych terenach Donbasu, jednak według Głównego Zarządu Wywiadu Ministerstwa Obrony Ukrainy planowano na tym obszarze zmobilizować 26 tys. ludzi i aż 55 proc. z nich zostało zaangażowanych siłą.
Rosjanie po sfałszowanych referendach prowadzonych na okupowanych terenach znaleźli po prostu nowe zasoby mobilizacyjne. Ukraińcy zostali zmuszeni do oddawania swoich paszportów. Jeśli tego nie robili, byli zwalniani z pracy, nie otrzymywali pomocy humanitarnej czy ograniczano im swobodę poruszania się.
Kiedy tylko odebrali rosyjskie paszporty, zostali zmuszeni do wypełnienia dokumentów mobilizacyjnych. W każdym z poborów ok. 5-10 proc. wszystkich zaciągniętych stanowili obywatele ukraińscy, którzy siłą zostali zmuszeni do zmiany obywatelstwa.
Służba Bezpieczeństwa Ukrainy zwykle zarzuca Ukraińcom wcielonym siłą do rosyjskiej armii zdradę stanu. Do tego bardzo często dokładane są zarzuty naruszenia integralności terytorialnej i nienaruszalności Ukrainy, udział w nielegalnych grupach zbrojnych i organizacjach terrorystycznych - za jakie uważane są milicje marionetkowych republik. Rzadziej działalność kolaboracyjną.
Dramatyczna pozycja Ukraińców
Ukraińcy uważają, że oskarżeni mieli możliwość odmowy służby we wrogiej armii. Również przed sąd trafiają żołnierze, którzy dobrowolnie oddali się do ukraińskiej niewoli. Prokuratura rzadko bierze pod uwagę, że zostali wcieleni siłą, a zaraz po pojawieniu się na froncie dezerterują i przechodzą na ukraińską stronę.
Działacze organizacji pozarządowych i prawnicy zauważają, że gdyby kary były mniejsze, albo zrozumienie wymiaru sprawiedliwości większe, to takich dezercji mogłoby być więcej. Wielokrotnie wspominali o tym obrońcy z urzędu, którzy reprezentują sądzonych żołnierzy. Według nich wiele zależy od czasu, który minął od wcielenia do zdezerterowania. Dlatego sprawy powinny być traktowane bardzo indywidualnie.
W ten sposób dawni ukraińscy obywatele spadają z deszczu pod rynnę. Albo zginą od ukraińskiej kuli, albo trafią do ukraińskiego więzienia.
Dla Wirtualnej Polski Sławek Zagórski
WP Wiadomości na:
Wyłączono komentarze
Jako redakcja Wirtualnej Polski doceniamy zaangażowanie naszych czytelników w komentarzach. Jednak niektóre tematy wywołują komentarze wykraczające poza granice kulturalnej dyskusji. Dbając o jej jakość, zdecydowaliśmy się wyłączyć sekcję komentarzy pod tym artykułem.
Redakcja Wirtualnej Polski