Ukraina przespała ważny moment. Kolejni poborowi wzmacniają rosyjską armię
Jeszcze dwa tygodnie temu niemal na całym froncie panował względny spokój, który ukraińska armia mogła wykorzystać na swoją korzyść. Tak się jednak nie stało. Dlatego dzisiaj można odnieść wrażenie, że Ukraińcy ostatni moment przespali, nie wzmacniając swoich pozycji przed pojawieniem się rosyjskich rezerw.
W ostatnim czasie na całym odcinku frontu w Donbasie częstotliwość ataków na ukraińskie pozycje spadła o dwie trzecie. Pod Pokrowskiem, który jest głównym celem rosyjskiej ofensywy, nawet o połowę. Jeszcze tydzień temu Rosjanie atakowali tam linie obrony 50-60 razy dziennie. Teraz ukraińskie dowództwo triumfalnie ogłosiło, że udało mu się ustabilizować linię frontu.
Generał armii Ołeksandr Syrski stwierdził w wywiadzie dla CNN, że operacja w obwodzie kurskim przyczyniła się do osłabienia rosyjskiej ofensywy na kierunku Pokrowska. "Okazuje się, że chociaż Rosjanie nie przenieśli wielu jednostek z rejonu Pokrowska, poza jedną brygadą piechoty morskiej, to teraz nie są w stanie tak manewrować swoimi rezerwami, jak to robili wcześniej" - dodał Syrski.
Prawda była jednak taka, że do stabilizacji na froncie, o której mówił gen. Syrski, było daleko. Rosjanie zdobyli w Donbasie ok. 10 km kw. terenu. W obwodzie kurskim Ukraińcy cofnęli się na umocnione pozycje i oddali Rosjanom ok. 40 km kw. Wszyscy w zasadzie czekali na ruch Rosjan.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo.
Rosjanie musieli przerzucić do obwodu kurskiego niemal 10 tys. żołnierzy z Donbasu. Zmusiło to ich dowództwo do tymczasowej przerwy operacyjnej na głównym kierunku natarcia, przynajmniej do momentu pojawienia się kolejnych piechurów. Tych Rosjanie mają niemal nieskończoną liczbę.
Rosyjscy eksperci i propagandyści podkreślali, że wyhamowanie działań było związane wyłącznie z chwilowym brakiem żołnierzy i koniecznością podciągnięcia rezerw. Mówili, że kiedy się pojawią, intensywność walk ponownie wzrośnie. Zwłaszcza że prezydent Władimir Putin cały czas traktuje Donbas priorytetowo.
- Być może zbierzemy wszystkie rezerwy. Na tyłach mamy 5 milionów sił bezpieczeństwa, które wiedzą, jak trzymać broń. Jeśli połowę z nich wyślą na front, to tam wszystko zadepczemy, choćby dali im tylko łopaty. Rezerwy Rosji są na tyle duże, że radykalna zmiana sytuacji będzie po prostu przeciągana - powiedział w telewizji RTVI rosyjski dziennikarz militarny Dmitrij Korniew.
Dokładnie tak się stało. Spodziewano się, że Rosjanie potrzebują do dwóch tygodni spokoju, żeby podciągnąć odwody. 13 września pisałem, że rezerwy "mogą się pojawić na froncie w ciągu najbliższych dwóch tygodni" i Ukraińcy powinni zrobić wszystko, aby umocnić swoją pozycję przed spodziewanymi negocjacjami i pojawieniem się rosyjskich rezerw. Niestety dla Kijowa, nie zrobiono niczego, by wykorzystać ten czas.
Na początku września pojawiły się informacje, że do Donbasu zostały przerzucone cztery odwodowe brygady, które miały uderzyć na południe od Pokrowska. Nadal nie wiadomo, czy faktycznie się tak stało. Dotychczas nie pojawiły się żadne dowody, że do walki weszły świeże oddziały, a właśnie na południe od Pokrowska Rosjanie uderzyli i odrzucili ukraińską obronę, doprowadzając do częściowego okrążenia Wuhłedaru.
Miasta bronili żołnierze 72. Samodzielnej Brygady Zmechanizowanej, która obsadzała odcinek od ponad dwóch lat i skutecznie go broniła. Niestety w tym czasie brygada nie doczekała się większej rotacji i dłuższego odpoczynku. To jest największa bolączka ukraińskiej armii i problem, który powtarza się od zakończenia pierwszego roku wojny. Rosjanie tego problemu nie mają.
Jak głębokie są rosyjskie rezerwy?
Niedługo roczną zasadniczą służbę wojskową zakończy jesienny pobór, w którym powołano ponad 140 tys. poborowych. W rosyjskich mediach społecznościowych od kilku tygodni powtarzają się informacje, że wraz z końcem służby poborowym zostaną "zaproponowane" kontrakty, aby mogli zostać wysłani na front.
Problemem, z jakim mierzą się Ukraińcy od początku wojny, jest ciągły napływ nowych rosyjskich żołnierzy. Na miejsce każdego zabitego szybko pojawia się następny. Cóż z tego, że gorzej wyszkolony i wyposażony? Rosjanie od czasów bitwy o Bachmut stosują taktykę "mięsnych ataków", licząc, że ciągłe uderzenia zmęczą obrońców i wyczerpią zapasy środków bojowych. Wówczas to się sprawdziło. Scenariusz ten powtórzyli pod Awdijiwką. A teraz powtarzają pod Pokrowskiem.
Nawet gdyby Kreml wysłał wszystkich poborowych z jesiennego poboru, niewiele mu to jednak pomoże. Dzienne rosyjskie straty osobowe przekraczają 1200 żołnierzy. Tylko w ostatnim kwartale, jak poinformowało brytyjskie Ministerstwo Obrony, każdego miesiąca Kreml tracił ok. 35 tys. żołnierzy.
Dlatego Rosjanie sięgają już po głębokie rezerwy, a komisje rekrutacyjne działają nie tylko w koloniach karnych, ale i schroniskach dla bezdomnych. Efekty liczbowe widać gołym okiem. Tylko w pierwszym półroczu br. kontrakt z Ministerstwem Obrony Federacji Rosyjskiej zawarło 166,2 tys. osób. W zeszłym roku kontrakt podpisało 490 tys. Rosjan. W tym rekord zostanie na pewno pobity.
Do tego nadal zgłasza się wielu ochotników. Głównie są to młodzi ludzie z najbiedniejszych republik, dla których służba w armii jest szansą na wyrwanie się z ubóstwa. Rosyjscy urzędnicy twierdzą, że w tym roku do walki na Ukrainie zgłosiło się około 190 tys. osób.
Z każdym miesiącem jakość powoływanych żołnierzy jednak spada. Rząd Rosji niechętnie się przyznaje, ale ze względu na alkoholizm, złe odżywianie i niski dostęp do opieki zdrowotnej średnia długość życia mężczyzn w Federacji Rosyjskiej przekracza niewiele ponad 58 lat.
Dla Wirtualnej Polski, Sławek Zagórski