Folwark starosty Mierzwy
Kary, groźby zwolnień, aroganckie traktowanie pracowników – to codzienność w starostwie powiatowym w Przeworsku.
Ja tu rządzę, ja mam rację! – to ulubiona odpowiedź przeworskiego starosty na krytykę pod jego adresem. A jest jej coraz więcej. Byli i obecni urzędnicy oskarżają Zbigniewa Mierzwę o łamanie praw pracowniczych, nieuzasadnione nakładanie kar, aroganckie traktowanie. Sprawą zainteresowała się m.in. Państwowa Inspekcja Pracy. Innymi aspektami działalności Mierzwy zajmują się prokuratura i Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego.
W rozmowie z ekipą rzeszowskiej TV starosta Mierzwa chwalił się, że tylko w pierwszym dniu urzędowania wymierzył kary kilkudziesięciu pracownikom. Nagany za byle podpadnięcie staroście są na porządku dziennym. Dwie nagany otrzymała jednocześnie kobieta, która nie chciała odpowiedź na pytanie jak... na czas trzydniowej wycieczki zabezpieczyła pokarm dla karmionego piersią dziecka!
Donośny głos starosty
Codziennością urzędu powiatowego w Przeworsku jest krzyk. W ten sposób starosta wymusza posłuszeństwo.
- Natura Boska obdarzyła mnie donośnym głosem. Niektórzy mówią, że krzyczę. Ale w ten sposób nikt nie powie, że mnie nie słyszał – tłumaczył starosta swe postępowanie w telewizyjnej wypowiedzi.
Super Nowości dotarły do relacji Agnieszki M., byłej pracownicy przeworskiego starostwa. Sąd pracy uznał, że została ona zwolniona przez starostę Mierzwę bezprawnie i nakazał wypłacić jej prawie 4 tysiące złotych odszkodowania. Agnieszka M. do pracy w urzędzie powiatowym ostatecznie jednak nie wróciła. Bała się zemsty byłego szefa. Ci, którzy na podstawie sądowych wyroków wracają, zazwyczaj lądują na gorszych stanowiskach. Pracownika z wykształceniem prawniczym skierowano np. na portiernię.
Problemy Agnieszki M. zaczęły się w grudniu 2002 roku, gdy powróciła do pracy po urlopie macierzyńskim. Niecałe trzy miesiące później dostała wypowiedzenie. Oficjalnie z powodu zmian struktury organizacyjnej. Razem z nią zwolnionych zostało jeszcze dziewięć osób, z których trzy zostały później przywrócone do pracy. - Starosta nie zjawił się na żadnej rozprawie. Ja wygrałam, ale ilu jest w starostwie pracowników, którzy boją się odezwać i walczyć o swoje? Ludzie boją się go jak ognia. Mierzwa potrafi zwalniać ludzi bez podania przyczyny. Wyrzucani są ci, którzy nie chcą się podporządkować – mówi Agnieszka M. Na początku roku starostwo było już kontrolowane przez PIP, który dopatrzył się uchybień. Ponowna kontrola ma nastąpić wkrótce.
"Zbigniew oburęczny"
O niezwykle barwnej i kontrowersyjnej postaci starosty Zbigniewa Mierzwy pisaliśmy na łamach Super Nowości wielokrotnie. Jego sposób bycia wprawia w osłupienie nawet najbliższych współpracowników. Z niekonwencjonalnych zachowań znany był już w czasach, gdy przez trzy kadencje zasiadał – jako poseł PSL – w sejmowych ławach. Zasłynął w czasie obrad głosowaniem na dwie ręce. Później na spotkaniach wiejskich powtarzał: "Chłopy! Ja to robiłem dla was! Ja za was i czterema rękami bym głosował". Później był wiceszefem podkarpackiego oddziału Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa. Zasłynął wyrzuceniem w błoto 70 tysięcy złotych na tworzenie biura powiatowego agencji w rodzinnej Gaci.
- Ten człowiek powinien jak najszybciej ustąpić ze stanowiska. Jego wybryki szkodzą powiatowi – mówi bez ogródek czołowy adwersarz Mierzwy senator SLD Wojciech Pawłowski. Obaj politycy poróżnili się jeszcze w czasach gdy PSL i SLD tworzyły koalicję rządową. Na jednym ze spotkań Mierzwa stwierdził, że “wyzywa senatora na pojedynek”. Parlamentarzysta odparł, że pojedynkować mogą się ludzie honoru, zaś starostą powinien zająć się prokurator.
Mierzwa pod paragrafem
Starostą interesuje się teraz nie tylko inspekcja pracy, ale także prokuratura i Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Przedmiotem śledztwa są interesy Zbigniewa Mierzwy z czasów, gdy prowadził gorzelnię w Makowisku i duże gospodarstwo rolne. Urzędnicy skarbowi dopatrzyli się nieprawidłowo naliczonych podatków za produkowany spirytus. W mediach pojawiły się informacje, że zalega on z podatkami na astronomiczną kwotę 34 mln złotych. Do tego dochodzą jeszcze nie uregulowane długi wobec cukrowni przeworskiej oraz niespłacony kredyt w przemyskim oddziale Wschodniego Banku Cukrownictwa.
O odwołaniu starosty ze stanowiska mówi się już od dawna. Na razie jednak Mierzwa wychodzi obronną ręką z wszelkich opresji. - Radni wyraźnie boją się starosty. O jego odwołaniu szepczą po kątach, gdy jednak rozpoczyna się sesja rady powiatu, kulą po sobie uszy. Boją się o siebie i członków swoich rodzin, którzy często pracują w instytucjach podległych Mierzwie – mówi jeden z przeworskich polityków.
Ze starostą Zbigniewem Mierzwą nie zdołaliśmy się skontaktować. Wczoraj był na urlopie. Niedawno starosta Mierzwa wypowiadał się obraźliwie o dziennikarzu Super Nowości na forum publicznym, twierdząc, że reporter ma zakaz wstępu na sesje rady powiatu. Jego ignorancja musi być jednak wielka, bo to nie on, lecz przewodniczący rady powiatu jest gospodarzem sesji, zaś zgodnie z obowiązującym prawem sesje są jawne i otwarte dla każdego obywatela. Ludzie związani ze starostwem nie chcieli się oficjalnie wypowiadać na temat Mierzwy. Formalny przełożony starosty, przewodniczący rady powiatu, Piotr Łukasik, nie odbierał telefonu komórkowego.
SZYMON JAKUBOWSKI, współpraca: gal