Flamandzki polityk proponuje utworzenie z Wielką Brytanią Unii Morza Północnego. Stratfor ostrzega przed fragmentacją UE
• Flamandzki premier zaproponował utworzenie Unii Morza Północnego
• Ma to być częściowe remedium na negatywne skutki Brexitu
• Amerykańska wywiadownia Stratfor ostrzega przed fragmentacją UE
• Choć za takimi inicjatywami stoi pragmatyzm, niezamierzonym skutkiem może być podział Europy na bloki państw
• Stratfor jeszcze przed brytyjskim referendum naszkicował możliwe osie podziałów
W czasie gdy przywódcy Niemiec, Francji i Włoch starają się tchnąć w ducha integracji europejskiej nowe życie, premier autonomicznego Regionu Flamandzkiego w Belgii zaproponował utworzenie wespół z Wielką Brytanią Unii Morza Północnego. Według Geerta Bourgeoisa miałoby to być lekarstwo na negatywne skutki wyjścia Zjednoczonego Królestwa z Unii. Tymczasem amerykańska wywiadownia Stratfor ostrzega przed fragmentacją UE i podziałem Starego Kontynentu na bloki państw.
Nowy-stary pomysł
To, że taka deklaracja pada z ust lidera Flamandów, nie powinno dziwić. Raz, że belgijską Flandrię i Wielką Brytanię historycznie łączą silne związki, przede wszystkim handlowe. Rząd Regionu Flamandzkiego już zdążył wyliczyć, że negatywne efekty Brexitu mogą kosztować flamandzką gospodarkę nawet 2,5 proc. PKB. Dwa, że Bourgeois reprezentuje centroprawicowy Nowy Sojusz Flamandzki (N-VA), ugrupowanie, które od dawna opowiada się za rozluźnianiem związków z Brukselą i pokojową secesją.
Unia Morza Północnego nie jest pomysłem nowym. W przeszłości padały propozycje podobnych inicjatyw. Jednak na dalszą metę nie widziano w nich sensu, skoro niemal wszyscy potencjalni zainteresowani - Belgia, Holandia, Wielka Brytania, Niemcy, Dania, Szwecja i Norwegia - posiadali (oprócz tej ostatniej) status członka Unii Europejskiej. Nie widziano więc sensu, by dublować struktury europejskie.
Jednak wraz w wyjściem z UE jej drugiej największej gospodarki, jaką jest Zjednoczone Królestwo, pomysł utworzenia organizacji zrzeszającej państwa leżące w rejonie Morza Północnego nabiera nowego wymiaru. W rezultacie Brexitu zachodnie wybrzeże tego akwenu stanie się terytorium leżącym poza strukturami unijnymi. Według Bourgeoisa to dobry sposób na zagospodarowanie powstającej próżni i podtrzymanie związków z Brytyjczykami.
Proponowana przez niego unia ma - według "The Daily Telegraph" - przede wszystkim promować kooperację w zakresie rozwoju gospodarczego, projektów energetycznych (pod dnem Morza Północnego znajdują się duże zasoby ropy naftowej i gazu, w największej mierze eksploatowane przez Wielką Brytanię i Norwegię), rybołówstwa czy badań morskich. Flamandzki premier przewiduje również współpracę w sferach bezpieczeństwa i obronności.
Bourgeois zarzeka się, że nie proponuje "nowej UE". - Moim pomysłem jest luźna struktura oparta na formule międzyrządowej, jak Unia na rzecz Regionu Morza Śródziemnego - podkreśla. Porównanie jest o tyle nietrafione, że nastawiona na współpracę przede wszystkim z państwami arabskimi wspólnota znalazła się w całkowitym impasie po burzliwych wydarzeniach Arabskiej Wiosny. Jak pisze Reuters, coraz więcej krytyków określa ją mianem "kosztownej gadaniny".
Tymczasem propozycja utworzenia Unii Morza Północnego wskazuje na niepokojącą tendencję do narastania podziałów w łonie UE - zauważa słynna amerykańska wywiadownia Stratfor, nazywana niekiedy "cieniem CIA".
Co prawda analitycy ośrodka akcentują pragmatyzm stojący za utworzeniem takiej organizacji - po wyjściu Londynu ze struktur europejskich logicznym rozwiązaniem jest pomysł koordynacji przez kraje zainteresowane polityk dotyczących tak ważnego akwenu, jakim jest Morze Północne. Niemniej jednak niezamierzonym skutkiem może być ryzyko fragmentacji Unii Europejskiej, której spójność przeżywa trudne czasy pod naporem Brexitu, kryzysu migracyjnego i zewnętrznych niepokojów.
Europa podzielona
Już kilka miesięcy przed brytyjskim referendum Stratfor wskazywał na możliwe osie podziału Starego Kontynentu. Zauważał nowego ducha tchniętego w Grupę Wyszehradzką, choć zaznaczał, że jego głównym motorem jest sprzeciw wobec narzucanej przez Brukselę polityki migracyjnej. W dalszej perspektywie Polskę oraz Czechy, Słowację i Węgry podzieli percepcja zagrożenia ze strony Rosji. My będziemy zacieśniać współpracę zakresie bezpieczeństwa z krajami bałtyckimi oraz z USA, natomiast pozostali nie będą chcieli antagonizować Kremla, co zresztą już doskonale widać po 2014 roku.
Na północy własny blok mogą utworzyć państwa skandynawskie, które historycznie połączone są głębokimi więzami (Unia Kalmarska, porozumienia o wolnym handlu i przemieszczaniu się, nieudany projekt wspólnej waluty). Tu też swoją rolę odgrywa agresywna polityka Moskwy, bo w odpowiedzi na nią Skandynawowie w ostatnim czasie pogłębiają kooperację w dziedzinie bezpieczeństwa w ramach Nordyckiej Współpracy Obronnej (NORDEFCO).
Natomiast pierwsze skrzypce w Europie może zacząć odgrywać "rdzeń", czyli tandem Niemcy-Francja połączony z krajami Beneluxu i, być może, Austrią. W opisywanym scenariuszu poza tym blokiem pozostałyby zadłużone i borykające się z ogromnymi problemami gospodarczymi kraje Południa - Włochy, Hiszpania i Portugalia.
Z kolei Wielka Brytania kontynuowałaby to, co robiła wcześniej przez wieki - politykę utrzymywania równowagi sił na kontynencie, przy jednoczesnym zachowaniu wpływów gospodarczych i relacji handlowych, również w perspektywie globalnej. Prawdopodobnie z Irlandią u swojego boku.
Amerykanie z niepokojem przyglądają się procesom zachodzącym na Starym Kontynencie, bo w ich ocenie podzielona Europa oznaczać będzie osłabienie spójności całego Zachodu, negatywnie odbijając się również na NATO. Nie chodzi tylko o to, że Kreml będzie mógł pojedynczo rozgrywać państwa europejskie, ale o całościową obronę świata transatlantyckiego, który dominował przez ostatnie dwa wieki, a teraz zaczyna słabnąć na rzecz takich wschodzących potęg jak Chiny czy Indie.