Europejskie obawy przed "eurosceptycznym" PiS‑em. Co to oznacza dla Europy?
Zachodnie media zinterpretowały zwycięstwo PiS w niedzielnych wyborach jako krok w stronę eurosceptycyzmu i zapowiedź trudniejszej współpracy w łonie Unii Europejskiej. Jednak zdaniem ekspertów zmiana władzy nie musi oznaczać w praktyce dużej zmiany w europejskiej polityce Polski.
Tak dużego zainteresowania wyborami w Polsce nie było od dawna. Nic dziwnego, bo większa niż zwykle była stawka tych wyborów: stanowisko Polski, jako największego państwa regionu i szóstego największego kraju w Unii może mieć duże znaczenie dla przyszłości europejskiego projektu - szczególnie, że jest on obecnie w momencie największego w swojej historii kryzysu. Stąd w wielu powyborczych komentarzach w zagranicznych mediach przeważały alarmistyczne tony, mówiące o zwycięstwie "eurosceptycznej prawicy" i kłopotach, jakie wieszczy ono zjednoczonej Europie. Czy obawy te są uzasadnione?
Więcej czy mniej Europy
Zdaniem prof. Aleksa Szczerbiaka, politologa Uniwersytetu Sussex w Brighton, wygrana PiS wcale nie musi oznaczać zwrotu w kierunku luźniejszej konstrukcji Unii i decentralizacji władzy.
- Pod względem retoryki, PiS - podobnie jak brytyjscy konserwatyści - opowiadają się za "Europą ojczyzn" i większych uprawnień państw narodowych względem Brukseli. Ale w praktyce wygląda to inaczej, co zresztą pokazały już poprzednie rządy PiS - mówi profesor. - W wielu aspektach, jak w kwestii unii energetycznej, unijnego budżetu, czy polityki zagranicznej, nowy rząd będzie opowiadał się de facto za większymi uprawnieniami dla Brukseli i większą integracją Unii, bo po prostu leży to w interesie Polski - zauważa.
To, czego można się spodziewać po nowym rządzie to zmiana podejścia i strategii w realizacji tych interesów. O ile rząd pod wodzą Platformy stawiał na ścisły sojusz z Niemcami i trzymanie się "europejskiego mainstreamu", o tyle PiS liczy bardziej na lepszą współpracę z państwami naszego regionu i większą asertywność w stosunku do Niemiec.
- Z pewnością spowoduje to pewne przetasowania w układzie sił w Europie, ale trudno powiedzieć, jakie będą tego efekty. Według narracji PiS, płynięcie w głównym europejskim nurcie nie przyniosło Polsce żadnych konkretnych korzyści poza tymi osobistymi, takimi jak wybór Donalda Tuska na szefa Rady Europejskiej. Czy taktyka nowego rządu przyniesie lepsze rezultaty? To się dopiero okaże - mówi Szczerbiak.
Problem w tym, że nowy rząd może mieć dość ograniczone pole manewru, jeśli chodzi o wpływanie na kluczowe obecnie sprawy Unii Europejskiej. Jak tłumaczy Paweł Świdlicki, analityk instytutu OpenEurope, najskuteczniejszą metodą wpływu na może być blokowanie propozycji Brukseli.
- Jeśli chodzi o kwestie takie jak polityka klimatyczna, czy stosunek UE do Rosji i Ukrainy, Warszawie trudno będzie kształtować kurs wspólnoty, bo Unia składa się z 28 państw. Specyfika systemu jest taka, że łatwiej jest blokować unijne stanowisko niż znacząco zmieniać kierunek w jakim ona zmierza - mówi ekspert.
Co zrobi nowy rząd w sprawie uchodźców?
Jednak jak pokazało wrześniowe głosowanie w Radzie UE nad kwestią relokacji 160 tysięcy uchodźców, nawet polityka blokowania planów Brukseli nie musi okazać się skuteczna. Choć zwykle podczas unijnych szczytów dąży się do osiągnięcia konsensusu, to głosowanie było dowodem na to, że jeśli zajdzie taka konieczność, większość państw członkowskich jest w stanie przeforsować unijne stanowisko nawet wobec gorącego sprzeciwu mniejszości państw. To właśnie stanowisko zwycięzcy polskich wyborów jest źródłem największych niepokojów ze strony zachodnich partnerów Polski. Zdaniem Świdlickiego, kluczowe będzie to, jaką postawę przyjmie nowy rząd do przyjętych już przez Polskę zobowiązań osiedlenia ok. 7 tysięcy uchodźców.
- Już widać, że z realizacją przyjętego planu mogą być duże problemy, bo jak dotąd ze 160 tysięcy uchodźców przesiedlono jedynie kilkadziesiąt. Jeśli polski rząd, przykładem Słowacji, nie będzie realizował tych ustaleń, to wkrótce może się okazać, że cały plan po prostu się rozpadnie. To oczywiście bardzo ryzykowna taktyka, która naraziłaby Polskę na straty wizerunkowe i osłabiłaby pozycję Polski w kontekście realizacji innych polskich postulatów - zauważa analityk.
Nawet jeżeli jednak rząd PiS wypełni to, do czego zobowiązał się poprzedni gabinet, nadal będzie miał możliwość pokrzyżowania planów. Nikt nie ma bowiem wątpliwości, że uzgodniony we wrześniu program relokacji jest ostatnią próbą rozdziału.
- Ten obecny plan oczywiście nie rozwiąże problemu, bo nie adresuje przyczyn zjawiska, a poza tym tych uchodźców którzy są już w Europie jest zdecydowanie więcej niż 160 tys. Coś więcej na pewno będzie musiało powstać w tej kwestii - podkreśla Świdlicki. Jeśli nowy plan - być może zakładający automatyczny mechanizm podziału uchodźców - również zostanie poddany pod głosowanie, sprzeciw Polski co prawda sam nie przechyli szali na "nie", lecz może zachęcić inne sceptyczne państwa UE do pójścia za jej przykładem.
Sojusznik Cameron
O ile zwycięstwo PiS w większości stolic zachodniej Europy przyjęto z obawą, o tyle w Londynie rząd Davida Camerona ma powody do zadowolenia. Jego partię Torysów łączy z PiS sojusz w Parlamencie Europejskim, a także zbieżna w wielu punktach wizja funkcjonowania Unii Europejskiej. To dla Camerona ważne ze względu na prowadzoną przez niego kampanię reformy UE, której sens polega na odebraniu części uprawnień Brukseli na rzecz państw narodowych oraz uczynieniu Unii bardziej "elastyczną". Chodzi o to, by pozwolić na szybszą integrację w ramach UE w wybranych obszarach tym państwom, które tego chcą i dać prawo do "pozostania z boku" bardziej sceptycznym członkom UE.
- Poglądy Camerona i Kaczyńskiego są tu zbliżone, a obie partie od dawna ze sobą współpracują, więc uważam, że Londyn może być zadowolony z wyniku wyborów - zaznacza Świdlicki. Nie wszystkie postulaty Brytyjczyków są jednak dla Polski korzystne. Jednym z filarów planu Camerona jest bowiem reforma świadczeń socjalnych dla imigrantów, co uderzy m.in. w Polaków mieszkających w Wielkiej Brytanii. Akceptacja tego punktu - bardzo ważnego dla brytyjskiego premiera - byłaby trudna do przyjęcia dla jakiegokolwiek polskiego rządu. Jednak kompromis nie jest niemożliwy.
Zdaniem profesora Szczerbiaka, polska zgoda na reformy proponowane przez Camerona może stanowić dobrą okazję do wykorzystania tego faktu, by zapewnić poparcie Londynu dla innych polskich postulatów.
- Widać wyraźnie, że Wielka Brytania może być jednym z głównych sojuszników Polski w Unii. Pytanie tylko, na ile skuteczna okaże się taka polityka - mówi politolog.