Dylemat PiS. Sięgnąć po euro bez Ziobry, czy z Ziobrą trwać bez euro
Lista problemów, które zgotował sobie polski rząd, by sięgnąć po środki z Krajowego Planu Odbudowy, jest wyjątkowo długa. By zacząć je rozwiązywać, PiS musi odpowiedzieć sobie na podstawowe pytanie: zrezygnować z ustawy kagańcowej wobec sędziów, nawet kosztem rozpadu koalicji ze Zbigniewem Ziobrą, czy utrzymać większość do wyborów, ale bez pieniędzy z KPO. Na ustępstwa Komisji Europejskiej nie ma co liczyć, bo Bruksela powtarza, że "wszystkie kamienie milowe muszą zostać całkowicie spełnione". Nie są to kroki narzucone z zewnątrz, ale obietnica złożona przez Mateusza Morawieckiego.
13.11.2022 12:50
Choć każdego dnia powstają kolejne odcinki politycznego tasiemca pt. "Spór rządu z Komisją Europejską o środki z KPO", scenariusz jest wyjątkowo prosty. Rząd musi spełnić kamienie milowe, na które zgodził się premier, żeby doprowadzić do happy endu, czyli przelewu miliardów euro dla Polski. Wszystkie wymagania zostały szczegółowo opisane wraz z datą ich realizacji. Choć dotyczą one m.in. przejrzystości finansów publicznych, zmian na rzecz czystego powietrza, efektywności energetycznej, w tym inwestycji w wiatraki, polepszenia jakości opieki medycznej, to najwięcej zainteresowania budzą te dotyczące praworządności. Z tego powodu skupiamy się na postępach negocjacji w tej ostatniej kategorii.
Praworządność to główny punkt zapalny między Warszawą a Brukselą, dlatego już sama wizyta nowego ministra ds. europejskich w Brukseli jest odczytywana przez Komisję jako krok w dobrym kierunku. Takie oświadczenia to jednak wyłącznie uprzejmości, które tworzą atmosferę negocjacji. Najważniejsza wiadomość, jaka popłynęła po środowych spotkaniach Szymona Szynkowskiego vel Sęka z wiceszefową Komisji Europejskiej Verą Jourową i komisarzem ds. praworządności Didierem Reyndersem brzmi: "Kamienie milowe, uzgodnione z rządem Polski, muszą zostać w pełni zrealizowane". Z naciskiem na "w pełni". To jasny sygnał, że oczekiwania Brukseli są wciąż takie same, a Polska doskonale je zna.
Taki komunikat ze strony Brukseli, powtarzany z resztą od miesięcy, prowadzi do jasnego i mało odkrywczego wniosku, że wszystkie narzędzia, by sięgnąć po unijne miliardy są w rękach polskiego rządu. Tu dochodzimy jednak do kluczowego problemu, czy rząd – a bardziej precyzyjnie Prawo i Sprawiedliwość – będzie w stanie wypełnić kamienie milowe ze Zbigniewem Ziobrą na rządowym pokładzie. Deklaracje powtarzane przez polityków Solidarnej Polski w nieoficjalnych rozmowach, prowadzą do wniosku, że nie będzie to możliwe, co szczegółowo rozwijamy w dalszej części tekstu.
Kamień milowy czy kamień u szyi?
Zależność między obecnością Zbigniewa Ziobry w rządzie a unijnymi pieniędzmi dla Polski nie została zapisana w żadnym kamieniu milowym. Brukseli w ogóle to nie interesuje. Jednak to kwestia kluczowa dla spełnienia kamieni milowych. Dlaczego? Przedstawiciele Solidarnej Polski zarzekają się, że nie poprą likwidacji tak zwanej ustawy kagańcowej. To przepisy, które pozwalają karać sędziów za kwestionowanie statusu innych sędziów, przede wszystkim tych wybranych z udziałem nowej Krajowej Rady Sądownictwa.
Likwidacja ustawy kagańcowej wydaje się niezbędna w świetle jednego z kamieni milowych, w których rząd zadeklarował, że zezwoli sędziom na kontrolowanie statusu innych sędziów. Tak brzmi dokładna treść tego fragmentu, która odnosi się do niezawisłości sędziów "zapewni się, aby – w przypadku pojawienia się poważnych wątpliwości w tym zakresie – właściwy sąd miał możliwość przeprowadzenia w ramach postępowania sądowego weryfikacji, czy dany sędzia spełnia wymogi niezawisłości, bezstronności i "bycia powołanym na mocy ustawy" zgodnie z art. 19 Traktatu UE, przy czym weryfikacji tej nie można uznać za przewinienie dyscyplinarne". Realizacja obietnicy w takim brzmieniu przy utrzymaniu ustawy kagańcowej, nie jest możliwa. Bo – podkreślmy - to jej przepisy uznają podważanie statusu innego sędziego za delikt dyscyplinarny.
- Mogę zagwarantować, że tego nie poprzemy, nawet, gdyby konsekwencją byłoby opuszczenie rządu – mówi w rozmowie z WP jeden ze współpracowników Zbigniewa Ziobry. – Nie zgodzimy się na dodatkowe ustępstwa wobec Brukseli – dodaje inny poseł Solidarnej Polski. Jeżeli te deklaracje okazałyby się prawdziwe, realizacja kamieni milowych kolejny raz utknęłaby w martwym punkcie. Jeśli przyjmiemy więc założenie, że ustawa kagańcowa to ciągle nieprzekraczalna czerwona linia dla Solidarnej Polski, Prawo i Sprawiedliwość, staje przed fundamentalnym dylematem. Albo szuka większości, żeby zlikwidować ustawę przy pomocy posłów opozycji, nawet jeśli rozsypie się rząd, albo rząd będzie trwał, ale bez pieniędzy z KPO.
Zwroty akcji
Dotychczasowa akcja politycznego serialu wskazywała na trwanie w martwym punkcie bez unijnych pieniędzy. Potwierdzały to słowa Jarosława Kaczyńskiego z połowy lipca "Koniec tego dobrego". Jednak nadciągająca zima, szalejąca inflacja, coraz trudniejsza sytuacja finansowa Polski, wielkie inwestycje w obronność i zbliżający się rok wyborczy, zmuszają PiS do zmiany nastawienia wobec pieniędzy z Brukseli. Według najnowszych instrukcji z Nowogrodzkiej, wszystkie działania ministerstw mają być podporządkowane oszczędnościom i sięgnięciu po miliardy z KPO.
Jeżeli nie jest to tylko tymczasowy zwrot akcji w wykonaniu PiS i rząd naprawdę ma zrobić wszystko, by pieniądze do Polski popłynęły, dylemat "z Ziobrą czy bez Ziobry" staje się kluczowy. Politycy Prawa i Sprawiedliwości nie znają jeszcze odpowiedzi na to pytanie, bo decydujący głos będzie miał Jarosław Kaczyński. Zrobią tak, jak będzie kazał prezes, dlatego są ostrożni nawet w nieoficjalnych rozmowach. Częściej jednak słychać, że nie wyobrażają sobie ostrego zwrotu, porzucenia Solidarnej Polski i szybkiego spełnienia wszystkich kamieni milowych. Z tego powodu zazwyczaj powtarzają partyjny przekaz, że to Komisja Europejska musi zmienić nastawienie, a Polska jest gotowa do dialogu.
Jeżeli prezes PiS ogłosi, że większość ma trwać do przyszłorocznych wyborów, wizja unijnych pieniędzy wydaje się nieosiągalna. A jeżeli spełniłby się - trudny obecnie do wyobrażania - scenariusz zrzucenia Ziobry z rządowych sań, PiS rozwiązuje tylko jeden z problemów w drodze po unijne pieniądze. Przy okazji tworzy sobie dziesiątki kolejnych: polityczny kryzys, rząd mniejszościowy i ostry spór na prawicy tuż przed wyborami. I to bez żadnej gwarancji, że miliardy euro trafią do Polski. Dlaczego? Choćby dlatego, że lista niezrealizowanych kamieni milowych jest dużo dłuższa, a ich treść wyklucza się z działaniami rządu.
Węzeł na węźle gordyjskim
Przykłady? Kamień milowy opisany jako A3G, w którym rząd zobowiązał się, że do końca trzeciego kwartału 2021 r., zmieni ustawę o finansowaniu publicznym, by zwiększyć przejrzystość wydatków i efektywność zarządzania pieniędzmi. Tymczasem trwa czwarty kwartał 2022 r., a rząd jest unijnym rekordzistą w wypychaniu wydatków poza oficjalny budżet. Jak informowaliśmy w kwietniu, z danych Ministerstwa Finansów przesłanych do Brukseli wynika, że ponad 72 proc. (czyli już prawie 3/4) prawdziwego deficytu jest generowane w jednostkach poza konstytucyjną definicją "budżetu państwa".
Na tym nie koniec. Rządzący nie spełnili również zobowiązania do zmiany Regulaminu Sejmu, Senatu i Rady Ministrów. Chodziło o to, by przy zmianie prawa obowiązkowa była ocena skutków i konsultacje publiczne w odniesieniu do projektów ustaw proponowanych przez posłów i senatorów. Efektem miało być ograniczenie stosowania przyspieszonych procedur, tak by legislacyjny ekspres nie był uruchamiany na każde partyjne wezwanie.
Wciąż nie działa też Komitet Monitorujący, który miał sprawdzać, jak wydawane są pieniądze z KPO. Tu w tle jest niechęć rządu wobec krytycznych organizacji pozarządowych. Rządzący mieli również zadbać o jakość powietrza, choć pozwalają palić prawie wszystkim. Mieli ułatwić budowanie elektrowni wiatrowych, a pomysł ciągle leży odłogiem. Na podstawie powyższych przykładów widać, że sięgnięcie po pieniądze z KPO nie dotyczy wyłącznie sporu o praworządność. Choć tylko ten jest dla rządu węzłem gordyjskim.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Sama wizyta ministra ds. europejskich w Brukseli nie przyniesie przełomu, jeśli PiS nie podejmie poważnych działań i nie pogodzi się z tym, że nikt inny jak Mateusz Morawiecki zobowiązał się do realizacji tych kroków. Znając wizję Zjednoczonej Prawicy na sądy, rzeczywiście trudno uwierzyć, że premier zgodził się na taką treść kamieni milowych. Ale się zgodził. O takie minimum działań w drodze do uzdrowienia polskiej praworządności od lat apeluje wielu niezależnych cenionych prawników i prawniczek.
Jaki z tego wniosek? Od samego mieszania herbata nie staje się słodsza. Albo PiS zacznie spełniać złożone zobowiązania, choćby bez Zbigniewa Ziobry, albo telenowela będzie nadal trwała. Bez unijnych pieniędzy. Pewne jest tylko to, że przy tej liczbie kłopotów, które zgotowali sobie sami rządzący, nie uda się znaleźć takiego finału, który zadowalałby Prawo i Sprawiedliwość, Solidarną Polskę i Komisję Europejską. Jeśli próba znalezienia kompromisu okaże się pozorna, PiS będzie mógł wykreować głównego wroga na kampanię wyborczą. Jeśli naprawdę zacznie wdrażać kamienie milowe, obrońcy praworządności mogą nieśmiało się cieszyć. A ekonomiści załamywać ręce, bo to będzie znak, że kasa jest bardziej pusta niż nam się wszystkim wydaje.
Patryk Michalski, dziennikarz Wirtualnej Polski