Dramatyczny los Kurdów w Iranie. Są zakładnikiem geopolitycznej gry między mocarstwami
W czasie, gdy uwaga świata skoncentrowana jest na wojnie z Państwem Islamskim, tuż obok rozgrywa się dramat Kurdów irańskich, przeciwko którym siły zbrojne Iranu prowadzą zmasowaną operację militarną. Los tej prześladowanej mniejszości jest dziś zakładnikiem wielkiej geopolitycznej gry, toczonej między mocarstwami zarówno z Bliskiego Wschodu, jak i spoza niego.
09.06.2015 | aktual.: 09.06.2015 10:48
Strategiczne zamieszanie i polityczny chaos na Bliskim Wschodzie, wywołane Arabską Wiosną, mają swoje coraz to nowe konsekwencje - pozornie niemożliwe do przewidzenia, choć w istocie wpisujące się w logiczny ciąg przyczynowo-skutkowy wydarzeń zachodzących od kilku lat w tej części świata. Jednym z takich elementów jest postępująca emancypacja geopolityczna Kurdów, obserwowana od Turcji, przez Syrię i Irak, aż po Iran.
O ile jednak w przypadku syryjskich i irackich społeczności kurdyjskich obecny wzrost ich znaczenia ma bezpośredni związek z ważną rolą, jaką odgrywają one w wojnie z Państwem Islamskim, o tyle w przypadku Kurdów irańskich sytuacja wygląda już zupełnie inaczej. Co więcej, świat - tak zaangażowany emocjonalnie i politycznie w walkę kurdyjskich bojowników z siłami kalifatu w Syrii i Iraku - niemal zupełnie nie zdaje sobie sprawy z dramatów, jakie są udziałem Kurdów irańskich. Tymczasem dziś nie ulega już wątpliwości, że Kurdowie żyjący w Iranie - stanowiący ok. 10-15 proc. ludności tego kraju - należą do najbardziej represjonowanych i gnębionych spośród wszystkich społeczności tego narodu, rozsianych po kilku państwach regionu.
Pod irańskim butem
Gdy w 1946 roku irańskie imperialne siły rządowe zdławiły - ku chwale szacha - niepodległą kurdyjską republikę, ustanowioną niespełna rok wcześniej w Mahabadzie (nomen omen dzięki wsparciu Sowietów), dla Kurdów w Iranie rozpoczął się - trwający nieprzerwanie po dziś dzień - okres brutalnych prześladowań i represji. Planowe i systematyczne wynaradawianie przez Teheran społeczności kurdyjskiej (trwające tak za rządów szacha, jak i obecnej republiki islamskiej) wykracza w swej skali daleko poza uznawane za radykalne metody, jakie wobec "swoich" Kurdów stosowali swego czasu Turcy czy Irakijczycy.
Nic zatem dziwnego, że irańscy Kurdowie wielokrotnie w minionych dekadach chwytali za broń, chcąc jeśli nie oderwać się od Iranu, to przynajmniej wywalczyć dla siebie fundamentalne prawa, przysługujące mniejszości etnicznej. Do największych zrywów należały powstania z 1967 i 1979 roku (przy tłumieniu tego ostatniego "doświadczenie" w szeregach korpusu Strażników Rewolucji Islamskiej - Pasdaran - zdobywał późniejszy prezydent Iranu, Mahmud Ahmadineżad), ale górzyste regiony północno-zachodniego Iranu są w zasadzie bez przerwy areną mniej lub bardziej zażartych walk i starć między kurdyjskimi partyzantami a siłami rządowymi.
Te ostatnie nie bawią się zresztą w kurtuazję - irański Kurdystan to jednocześnie pogranicze z Irakiem, w którym po 2003 roku rozlokowały się przecież siły wrogiego "Wielkiego Szatana", czyli USA. Ich wycofanie się w 2011 roku nie wpłynęło znacząco na zmianę strategicznego znaczenia irańskiego Kurdystanu dla władz w Teheranie - Amerykanów "zastąpiło" bowiem ultraradykalne Państwo Islamskie i jego kalifat, traktujące szyitów jako heretyków i będące równie wielkim zagrożeniem dla interesów irańskich, co Stany Zjednoczone.
Ruch oporu z pomocą USA
Jakby na potwierdzenie irańskich obaw związanych z wkroczeniem sił USA do Iraku w 2003 roku, w rok później pojawiła się najnowsza strukturalna emanacja kurdyjskiego ruchu oporu w Iranie - Partia Wolnego Życia Kurdystanu, znana w skrócie jako PJAK (vel PEJAK), od akronimu kurdyjskiej wersji nazwy: Partija e-Jiyana Azad e-Kurdistane. Jest dzisiaj tajemnicą poliszynela, że walną rolę w powstaniu tej formacji - zbliżonej organizacyjnie, kadrowo i ideologicznie do PKK, czyli trzonu kurdyjskiego ruchu oporu w Turcji i innych krajach regionu - odegrali Amerykanie, a dokładniej ich wywiad (CIA).
Waszyngton potrzebował na gwałt danych i źródeł wywiadowczych z terenu Iranu, nie tylko ze względu na ujawnienie w tymże 2004 roku faktu istnienia tajnego dotychczas irańskiego programu nuklearnego. Amerykanów interesowały zwłaszcza irańskie instalacje i systemy obronne, potencjał militarny oraz nastroje społeczne w zachodniej części kraju - wszystko to w kontekście szeroko zakrojonych planów ewentualnej interwencji w ramach strategii zwalczania bushowskiej "Osi Zła".
Irańscy Kurdowie mogli dać wywiadowi amerykańskiemu to, czego najbardziej brakowało mu w Iranie - szczegółowe (choć równocześnie wysoce niepewne) dane typu HUMINT, tj. ze źródeł osobowych. W zamian PJAK otrzymywał nie tylko gwarancje nietykalności i bezpiecznego schronienia po irackiej stronie granicy, ale też konkretne amerykańskie materialne wsparcie oraz dane wywiadowcze typu SIGINT i FOTINT (z nasłuchu radioelektronicznego i zdjęć satelitarnych). Dane te wpłynęły na znaczący wzrost efektywności działań grup bojowych PJAK w zachodnim Iranie w latach 2005-2007.
Ta swoista symbioza skończyła się jednak w 2009 roku, gdy zmieniła się ekipa zasiadająca u władzy w Waszyngtonie. Irańczycy bardzo szybko wzięli sobie do serca zapewnienia nowego gospodarza Białego Domu, Baracka Obamy, o chęci "zresetowania" wzajemnych relacji i zaczęli ten proces od oczyszczenia przedpola kurdyjskiego w Iranie. Wiosną 2011 roku w zmasowanej operacji irańskich sił zbrojnych przeciwko Kurdom, która propagandowo "zamaskowana" była jako kolejne już wielkie manewry wojskowe na zachodnim teatrze działań operacyjnych, wzięło udział ok. 50 tys. żołnierzy regularnej armii i korpusu Pasdaran. Na kurdyjskich partyzantów, okopanych w trudno dostępnym masywie pogranicznych gór Kandil, rzucono lotnictwo bojowe, ciężką artylerię, a nawet - podobno - pociski balistyczne.
Efekt był łatwy do przewidzenia - grupy bojowe PJAK (liczące nie więcej niż 2 tys. ludzi) zostały szybko wyparte na terytorium Iraku, gdzie nie miały już jednak wsparcia USA, tym samym nawet i tam stały się celem bezkarnych ataków rakietowych i artyleryjskich dokonywanych przez siły irańskie. Straty partyzantów kurdyjskich były tak dotkliwe, a brak dalszego aktywnego wsparcia amerykańskiego tak bolesny, że kierownictwo PJAK zmuszone zostało do ogłoszenia rozejmu i zawieszenia wszelkich akcji bojowych na terenie Iranu. Jakby nie patrzeć, z politycznego i wojskowego punktu widzenia była to całkowita klęska...
Na fali walki z ISIS
PJAK podniosła się z zadanych jej ciosów dopiero w 2014 roku, na fali międzynarodowej euforii wywołanej działaniami Kurdów w Syrii i Iraku, bohatersko stawiających odpór atakom sił kalifatu. Uskrzydleni sukcesami swych rodaków w kurdyjskich enklawach Syrii oraz Autonomii Kurdyjskiej w Iraku, Kurdowie irańscy ponownie chwycili za broń. Wiosną bieżącego roku wznowili działania zbrojne w zdominowanych przez Kurdów prowincjach północno-zachodniego Iranu (Zachodni Azerbejdżan, Kurdystan i Kermanszah), korzystając ze sprzyjających warunków politycznych w irackim Kurdystanie, który stał się już faktycznie niezależnym quasi-państwem, prowadzącym własną politykę międzynarodową (także wobec sąsiedniego Iranu).
Ze względu na wciąż dość dużą hermetyczność Iranu, niewiele mamy jednak szczegółowych i miarodajnych wiadomości o aktualnej sytuacji w irańskim Kurdystanie. Dobrze widać było to w maju tego roku, gdy w Mahabadzie - nieformalnej stolicy irańskich Kurdów - wybuchły gwałtowne antyrządowe zamieszki, wywołane śmiercią jednej z mieszkanek miasta, poniesioną w tajemniczych okolicznościach. Można się jedynie domyślać, że tak gwałtowny wybuch przemocy z tak w istocie błahego powodu był jedynie elementem szerszej gry i przysłowiową iskrą w składzie prochu. Także reakcja władz - najpierw wysłanie do miasta dodatkowych sił policji, później także osławionych oddziałów "milicji ludowej" Basidż i jednostek Pasdaran, które brutalnie spacyfikowały region - świadczy o tym, że gra idzie o wysoką stawkę.
Równocześnie na początku maja ruszyła nowa zmasowana operacja militarna, prowadzona przez regularne siły zbrojne Iranu, przeciwko górskim kryjówkom i pozycjom PJAK na pograniczu irańsko-irackim. Akcja ta - podobnie jak przed kilku laty - prowadzona jest z dużym rozmachem operacyjnym: Irańczycy nie szczędzą sił i środków, najwyraźniej chcąc jak najszybciej zniszczyć resztki obecności kurdyjskich separatystów na swym terytorium. W użyciu są więc zarówno tysiące żołnierzy i funkcjonariuszy sił rządowych, jak też samoloty bojowe oraz artyleria. Źródła kurdyjskie mówią już o kilkuset zabitych cywilach, także w osadach i wsiach położonych po irackiej stronie granicy.
Zakładnik gry mocarstw
Co ciekawe, w tym samym czasie, gdy irańskie Su-24 i F-4 intensywnie bombardowały w maju pozycje kurdyjskich separatystów w górach Kandil, inne irańskie samoloty bojowe dokonywały równie agresywnych nalotów na siły kalifatu w północno-wschodnim Iraku, wspierając... Kurdów irackich w ich walce z siłami Państwa Islamskiego. A przecież ci Kurdowie z Autonomii Irackiej (Kurdish Regional Government) stanowią dzisiaj główną logistyczną, organizacyjną i polityczną podporę działalności PJAK w zachodnim Iranie. Paradoks? Zapewne tak - i to jeden z wielu, z jakimi mamy ostatnio do czynienia w kontekście rozwoju sytuacji w tej części świata.
Niestety, wiele wskazuje jednak na to, że walka irańskich Kurdów o niepodległość (autonomię?) ponownie - jak wielokrotnie w przeszłości - staje się zakładnikiem wielkiej geopolitycznej gry, toczonej między mocarstwami, zarówno tymi z regionu, jak i spoza niego. O ile kurdyjskie społeczności w Syrii i Iraku zdołały zaskarbić sobie przychylność międzynarodowej opinii publicznej oraz wywalczyć (i to dosłownie!) miejsce w świadomości świata, o tyle Kurdowie irańscy chyba jeszcze muszą na tę chwilę poczekać. Dzisiaj ich los i przyszłość leżą w cieniu relacji Zachodu z Iranem - zarówno w kontekście irańskiego programu nuklearnego, jak i udziału Teheranu w wojnie z kalifatem. Te kwestie determinują obecnie politykę i strategię "wolnego świata" wobec Iranu - i niestety nie ma tu miejsca dla wolnościowych aspiracji irańskich Kurdów, jakkolwiek nie byłyby one uzasadnione. Jakby nie patrzeć, takie są realia twardej bliskowschodniej geopolityki...
Z drugiej strony należy jednak wątpić, czy raz obudzony wolnościowy i niepodległościowy duch Kurdów da się powstrzymać przed wkroczeniem z pełną siłą także na te obszary, gdzie do tej pory był szczególnie dławiony - jak w Iranie czy Turcji. Być może zatem już niedługo przyjdzie nam zapoznawać się z zupełnie nowymi mapami regionu Bliskiego Wschodu.