Dramat na oddziale dializ w szpitalu w Kutnie
Rządzący kutnowskim szpitalem - dyrekcja,
starostwo, urząd wojewódzki - nie zrobili nic, by przerwać dramat
pacjentów oddziału dializ, którzy od pół roku nie dostają EPO -
czytamy w "Gazecie Wyborczej".
Dializowani (trzy razy w tygodniu czterogodzinnym zabiegiem) pacjenci szpitala nie dostają EPO. Prof. Witold Chrzanowski, wojewódzki konsultant do spraw nefrologii, wyjaśnia laikowi: Chora nerka nie wytwarza hormonu odpowiedzialnego za produkcję czerwonych krwinek. Aby dializowany pacjent nie umarł z niedokrwienia, trzeba mu podawać sztuczne EPO.
W Kutnie EPO nie ma, więc pacjenci dostają anemii. By nie umarli, ordynator robi im transfuzje. Wszyscy pacjenci doskonale zdają sobie sprawę z tego, że zabieg przetaczania ma dramatyczny skutek uboczny - nawet kilka transfuzji może wykluczyć przeszczep nerki, czyli powrót do normalnego życia (organizm po przetoczeniach organ odrzuci).
Ordynator oddziału dializ dr Marek Kaniewski i prof. Witold Chrzanowski (wojewódzki konsultant do spraw nefrologii) mówią bez ogródek: to powolne zabijanie pacjentów, cela śmierci.
Obaj od czerwca alarmują o tragicznej sytuacji pacjentów, bez efektu. Grzegorz Wojtasik, starosta kutnowski, tłumaczy: EPO jest to niezwykle drogi lek, nie jesteśmy w stanie go podać. Jego zdaniem EPO nie jest niezbędne, a jedynie "poprawia komfort funkcjonowania osób dializowanych".
Do Ministerstwa Zdrowia pisma od ordynatora trafiły 21 września. Jednak pewnie się gdzieś zawieruszyły, bo wiceminister Paweł Sztwiertnia zapewnia, że w ministerstwie nic o sprawie nie wiadomo: Zaalarmowałem ministra Marka Balickiego, ten polecił szefowi NFZ wyjaśnienie problemu.
Tylko co nic o tu kontrolować, skoro łódzki NFZ już to zrobił. Dotarliśmy do wyników kontroli, która potwierdza, że przez pół roku wykonano bez EPO, za którą Fundusz zapłacił, 2270 dializ! NFZ zapowiedział, że zażąda od szpitala zwrotu pieniędzy za erytropoetynę. O pacjentach dokument milczy - czytamy. (PAP)