Co kryją raporty Kiszczaka z Londynu? Początki kariery generała
• Raporty Kiszczaka z okresu Polskiej Misji wojskowej znaleziono w Wojskowym Biurze Historycznym
• Przyszły generał pisał je podczas pobytu w Londynie, gdzie skierowała go Informacja Wojskowa
• Prof. Dudek: "Kiszczak wciągał ludzi w pułapkę"
• Prof. Dudek: "Raporty ukrywali ludzie lojalni względem generała"
03.11.2016 19:59
• Raporty Kiszczaka z okresu Polskiej Misji Wojskowej znaleziono w Wojskowym Biurze Historycznym
• Przyszły generał pisał je podczas pobytu w Londynie, gdzie skierowała go Informacja Wojskowa
• Prof. Dudek: "Kiszczak wciągał ludzi w pułapkę"
• Prof. Dudek: "Raporty ukrywali ludzie lojalni względem generała"
''Tuż po wojnie byłem w Anglii, pomagałem zorganizować powrót polskich oficerów do kraju'' – powiedział gen. Czesław Kiszczak w wywiadzie-rzece ''Generał Kiszczak mówi... prawie wszystko...''. W tych słowach zawarta jest zarówno prawda, jak i fałsz. Owszem, pomagał wracać żołnierzom Polskich Sił Zbrojnych z wojennej tułaczki do ojczyzny, ale zdecydowanie nie z troski o nich. Zapomniał też dodać, że jako funkcjonariusz Głównego Zarządu Informacji (GZI) przygotowywał na temat wielu z nich skrupulatne raporty, które przekazywał swoim komunistycznym mocodawcom w kraju. Dla wielu z nich były one jak wyrok, który w Polsce łamał im życie, miażdżył torturami, skazywał na długoletnie więzienie, a nawet odbierał życie.
Jeszcze w ubiegłym roku, w pierwszej biografii gen. Kiszczaka dr Lech Kowalski pisał: ''Tego, o czym donosił Kiszczak, można się tylko domyślać. Takie informacje nie miały szans na przetrwanie w aktach archiwalnych GZI. Niemal w 100 procentach zostały zniszczone''. Szczęśliwie, historyk się pomylił. Kilka dni temu londyńskie raporty Kiszczaka odnalazły się w archiwum Wojskowego Biura Historycznego (WBH) dzięki kontroli zbiorów archiwalnych, którą zarządził nowy szef tej instytucji, dr hab. Sławomir Cenckiewicz.
Młody, ale czy ideowy?
Do Informacji Wojskowej – jak potocznie zwano GZI – trafił w grudniu 1945 r. Dlaczego właśnie tu?
- Kiszczak z ruchem komunistycznym związał się jeszcze podczas wojny. Do Informacji Wojskowej poszedł dlatego, że skierowała go tam partia. W tym czasie dowództwo tej formacji było sowieckie i należało przyuczyć wybranych Polaków do kontrwywiadowczego fachu. Kiszczak się sprawdził, więc został w GZI i awansował – mówi w rozmowie z WP prof. Antoni Dudek, politolog i historyk z Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie.
Czy Kiszczak zaangażował się w komunizm z ideowych pobudek? - Nie wiem, trzeba byłoby siedzieć w jego głowie – mówi prof. Dudek. - Niewątpliwie w latach 40. większość szła do służby komunistom z powodów czysto konunkturalnych, dla kariery. Co prawda, w latach 80. nie było w nim żadnej zajadłości, żadnego doktrynerstwa komunistycznego. Ale może też i nigdy go nie było – dodaje historyk.
Kiszczak dostał przydział do Oddziału II. Jego zadania określała ''Ustawa o Zarządzie Informacji Naczelnego Dowództwa Wojska Polskiego i jego organach''. Pierwotnie została napisana po rosyjsku, o czym dobitnie świadczą rozliczne rusycyzmy, jakimi nasycone jest jej polskie tłumaczenie. Mówiła ona o tym, że Oddział II zajmuje się ''walką z agenturą przeciwnika i poszukiwaniem jej. Przesłuchiwaniem jeńców wojennych przedstawiających interes dla organów informacji'' (pisownia oryginalna).
Strona jednego z raportów londyńskich Kiszczaka fot. Wojskowe Biuro Historyczne
Był to organ powołany w celu tropienia tych przedstawicieli polskich elit, którzy mogliby w jakiś sposób utrudnić marsz stalinizmu w Polsce. Jednak – wbrew temu, czego można się było spodziewać – praca operacyjna kontrwywiadu wojskowego przestała mieć cokolwiek wspólnego z typowymi, rutynowymi działaniami kontrwywiadowczymi. ''Zostały one – trafnie ujął to dr Zbigniew Palski – zastąpione obłędnymi tezami politycznymi, nakazującymi doszukiwać się wroga w każdym człowieku myślącym inaczej lub o którym myślano, że myśli inaczej, niż nakazywały to z góry narzucone schematy''.
Właśnie w obrębie tej struktury Kiszczak zdobywał pierwsze szlify bezpieczniaka. Oddział II koncentrował się przede wszystkim na tropieniu polskich organizacji niepodległościowych: Armii Krajowej, NIE, Wolności i Niezawisłości, Batalionów Chłopskich, Narodowych Sił Zbrojnych i innych. W 1946 r. zostało to uznane za absolutny priorytet.
"Zdrowe masy" i "bankruci polityczni"
Jednak Informacja Wojskowa była zainteresowana rozpracowywaniem ''inaczej myślących'' nie tylko w kraju, ale również poza jego granicami. Odnosiło się to również do żołnierzy Polskich Sił Zbrojnych, którzy – pomimo zakończenia wojny – nadal przebywali na Zachodzie. W oficjalnej propagandzie obiecywano, ze ''ojczyzna przyjmie ich z otwartymi ramionami jak najlepszych swych synów''. Ci, którzy mieli skorzystać z tego zaproszenia, tuż po powrocie, szybko dowiadywali się, że zamiast otwartych domów czekają na nich zimne, zaryglowane katownie bezpieki. Ta sama propaganda starała się siać ferment i skłócać żołnierzy, dzieląc ich na ''zdrowe masy żołnierskie'' i ''reakcyjno-faszystowskich bankrutów politycznych''.
Narzędziem działania stała się Polska Misja Wojskowa (PMW) w Londynie, do pracy w której 12 listopada 1946 r. GZI skierował Kiszczaka.
- Jednym z najważniejszych zadań PMW było ściąganie wojskowych z armii polskiej na Zachodzie do kraju. Ale nie chodziło o to, że są potrzebni w Polsce. To była akcja czysto propagandowa. Jej celem było przekonanie jak największej liczby Polaków, że powojenna Polska to normalne i bezpieczne państwo. Wbrew temu, co mówił rząd emigracyjny, który komuniści otwarcie oskarżali o agenturalność względem USA – mówi prof. Dudek.
Okazało się jednak, że polscy wojskowi nie palą się do powrotu. Wielu z nich pamiętało choćby tzw. proces szesnastu, w którym skazano przywódców Polskiego Państwa Podziemnego. - Kiszczak musiał naprawdę włożyć wiele energii w to, by ich przekonać. Obiecywał im, że spotkają się z rodzinami, że będą mieli dobre warunki życia i wrócą do armii. Niektórzy mu zaufali, wzięli jego obietnice za dobrą monetę, a potem srogo się zawiedli. Prawda jest więc taka, że wciągał tych ludzi w pułapkę – przekonuje prof. Dudek.
Dlaczego tak późno?
To właśnie w tamtym czasie powstały dokumenty, które odnalazły się w WBH. Ich przedmiotem były osoby, które Kiszczak namawiał do powrotu. "Kiszczak sporządzał praktycznie o każdym z nich szczegółowy raport, rozpoznawał środowisko z jakiego ci żołnierze ubiegający się o możliwość powrotu do kraju się wywodzili, także ich krąg rodzinny. Następnie przekazywał te informacje do kraju" – powiedział dr hab. Cenckiewicz podczas spotkania z dziennikarzami 2 listopada. W ten sposób młody funkcjonariusz wskazywał bezpiece w Polsce, które z tych osób stanowią potencjalne zagrożenie dla stalinowskiego porządku.
Strona jednego z raportów londyńskich Kiszczaka fot. Wojskowe Biuro Historyczne
Odnalezienie tych dokumentów przekreśla głoszony przez lata przez Kiszczaka mit, jakoby jedynie ''pomagał'' w powrocie do Polski żołnierzom i niczego złego nie robił. Jednak prof. Dudek nieco bardziej krytycznie osądza wagę tego odkrycia. - W mojej ocenie odnalezione raporty w niewielkim stopniu wnoszą coś do naszego ogólnego obrazu osoby Kiszczaka. Dlatego, że dla historyków i tak było jasne na czym naprawdę polegała rola Kiszczaka w PMW, nawet jeśli brakowało konkretnych dowodów na tę działalność. W moim przekonaniu Kiszczak wart jest zainteresowania przede wszystkim ze względu na rolę, jaką odegrał w latach 80., gdy był u szczytu swojej potęgi. W 1946 r. był po prostu jednym z wielu funkcjonariuszy Informacji Wojskowej – przekonuje badacz.
Zdaniem prof. Dudka dużo ciekawsze jest to, dlaczego te materiały znalazły się dopiero teraz. Bo powinny znaleźć się w archiwum IPN już 16 lat temu. Uważa, że jest to doskonały przykład na to, w jaki sposób przez lata Instytut był wodzony za nos przez archiwa wojskowe. Dlaczego tak się działo?
- Moim zdaniem wynikało to z tego, że ludzie zarządzający tymi instytucjami żywili pewien sentyment do Kiszczaka i kierowali się jakimś poczuciem lojalności względem swojego dawnego przełożonego. Ale na pewno nie było tak, że on im kazał to robić. Tym bardziej, że gdyby nawet ujawniono te dokumenty przed jego śmiercią, to w żaden poważny sposób by mu nie zaszkodziły w procesach sądowych, które toczyły się przeciwko niemu w związku z jego działalnością jako ministra spraw wewnętrznych w PRL w latach 80. – argumentuje prof. Dudek.
Tak czy inaczej, wreszcie znamy całą prawdę o ponurej działalności Kiszczaka u progu kariery. Bowiem to m.in. właśnie jego służba w Informacji Wojskowej – w tym krótki, bo nawet nie jednoroczny pobyt w Londynie - zaprowadziły go na szczyty władzy w komunistycznej Polsce.
###Robert Jurszo, Wirtualna Polska