ŚwiatCo jeśli nie NATO? Wraca idea europejskiej armii

Co jeśli nie NATO? Wraca idea europejskiej armii

• Budowa europejskiej armii może stworzyć filar obrony UE w razie kryzysu NATO
• Dyskusja nad wspólną polityką bezpieczeństwa Unii dostała nowy impuls po Brexicie
• Za stworzeniem europejskich sił zbrojnych opowiada się Polska
• Zdaniem ekspertów to potrzebny, lecz obecnie mało realistyczny krok

Co jeśli nie NATO? Wraca idea europejskiej armii
Źródło zdjęć: © Bundeswehr/Sebastian Wilke
Oskar Górzyński

28.06.2016 | aktual.: 28.06.2016 16:29

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

- Jest jeden problem z NATO: jest przestarzałe - powiedział Donald Trump podczas kwietniowego wiecu wyborczego w stanie Wisconsin. - My ich bronimy, dajemy im wojskową ochronę, a oni z nas zdzierają kasę. I wiecie co my na to? Nic! Albo zapłacą nam za swoje braki z przeszłości, albo będziemy musieli się wynieść. A jeśli przez to rozbije się NATO, to niech tak będzie - dodał.

Jeśli w listopadzie miliarder-celebryta wygra wybory prezydenckie, może to oznaczać początek końca Sojuszu Północnoatlantyckiego, a z wraz z nim europejskiego bezpieczeństwa, jakie znamy. Jednak nawet gdyby Trump nie wygrał, nie jest jedynym, który kwestionuje sens mocnego zaangażowania w europejskie bezpieczeństwo, szczególnie w kontekście amerykańskiego zwrotu ku Azji i europejskiej niechęci (poza kilkoma wyjątkami) do zwiększenia wydatków na swoją obronę. Czy jest więc jakaś alternatywa dla Sojuszu?

W 1992 roku ówczesny prezydent Polski Lech Wałęsa niespodziewanie zgłosił ideę utworzenia "NATO-bis", czyli sojuszu obronnego państw Europy Środkowej i Wschodniej. Pomysł ten, który wówczas wzbudził wiele kontrowersji i został zdyskredytowany, dziś pokrywa się z planami polskiego rządu odrodzenia projektu Międzymorza - z tą znaczną różnicą, że współpraca obronna państw regionu jest oparta o NATO, a nie zamiast niego. Mimo to w scenariuszu, w którym Amerykanie wycofują się z Europy a Sojusz ulega erozji, siła państw regionu będzie zbyt mała, by wystarczająco zapewnić bezpieczeństwo. Potrzebny jest znacznie szerszy sojusz.

Może nim być Unia Europejska. Choć Traktat Lizboński wprowadził klauzulę wzajemnej obrony, przypominającą artykuł V NATO (pierwszy raz w historii została ona użyta w listopadzie zeszłego roku, po zamachach w Paryżu)
, wspólna polityka bezpieczeństwa i obrony była dotąd relatywnie zaniedbywana przez Unię.

Nowy impuls do debaty nad wzięciem większej odpowiedzialności Europy za własne bezpieczeństwo dało wygrane przez zwolenników Brexitu referendum w Wielkiej Brytanii. To paradoks, bo Wielka Brytania jest militarnie najsilniejszym państwem Europy i jej wyjście z UE będzie ciosem dla obronności kontynentu. Ale, jak mówi w rozmowie z WP Marcin Zaborowski, prezes Fundacji Schumanna i dyrektor warszawskiego biura Center for European Policy Analysis (CEPA), są też i pozytywne strony tego wydarzenia.

- Z jednej strony jest poważny problem, bo Wielka Brytania ma największe zdolności militarne w UE i bez niej ta polityka może być bardzo ograniczona i realnie może mieć niewiele do zaoferowania. Ale z drugiej usunięta została przeszkoda do lepszej współpracy - mówi ekspert.

Rzeczywiście, tuż po referendum jak grzyby po deszczu zaczęły podnosić się głosy wzywające do przyspieszenia integracji w dziedzinie bezpieczeństwa. Na tym polegał jeden z głównych filarów wizji przedstawionej w poniedziałek przez ministrów spraw zagranicznych Niemiec i Francji, Waltera-Franka Steinmeiera i Jean-Marca Ayraulta. Propozycja zakłada m.in. lepszą koordynacje polityki obronnej, stworzenie stałych unijnych struktur wojskowych, a nawet utworzenie unijnej marynarki wojennej. Konieczność wzmocnienia współpracy w tym zakresie podkreślała też niemiecka kanclerz Angela Merkel oraz odpowiedzialna za sprawy zagraniczne UE Federica Mogherini, która przedstawiła w poniedziałek nową strategię wspólnej polityki zagranicznej i bezpieczeństwa. Najdalej jednak poszedł prezes PiS Jarosław Kaczyński, który w wywiadzie dla "Rzeczpospolitej" zakreślił wizję UE jako konfederacji państw z własną, potężną armią.

Jak mówi dr Macieja Milczanowski, były wojskowy i ekspert Wyższa Szkoła Informatyki i Zarządzania w Rzeszowie, podstawy takiej armii już istnieją, ale nie były jak dotąd traktowane z należytą powagą.

- Takie zręby armii europejskiej, czyli kilka batalionów francuskich i niemieckich już powstało i czekały na rozbudowę. Teraz jednak wszyscy mówią o budowie od zera, tak jakby tamto było traktowane niepoważnie. To najlepiej świadczy o tym, jak Europa myśli o własnym bezpieczeństwie - mówi WP ekspert. Mimo to, jak dodaje, pomysł stworzenia europejskich sił zbrojnych jest dobry - a nawet konieczny, niezależnie od tego, jak rysuje się przyszłość NATO. - Amerykanie ciągle tłumaczą, że trzeba zwiększyć potencjał obronny Europy. Co więcej, oni sami są za budową silnej armii europejskiej, bo byłaby ona wartościowym partnerem. Trzeba opracowywać wspólne strategie i budować możliwości obronne. Pytanie tylko, czy jest rzeczywista wola - mówi Milczanowski.

Jak mogłaby wyglądać taka europejska armia? - Widziałbym to na zasadzie takiej jak w NATO, gdzie każde państwo ma swój komponent. Chodzi tylko o to, by te komponenty podlegały dowodzeniu nie tylko na wypadek konfliktu, ale też w czasie pokoju. Po to, by system komunikacji był przećwiczony i doskonalony na zasadzie codziennej działalności. To musiałaby być armia gdzie owszem, komponenty stacjonowałaby w swoich miejscach zakwaterowania, lecz pod wielonarodowym dowództwem wydzielonym ze struktur państwowych - tłumaczy Milczanowski i dodaje: - Tworzenie fikcyjnych batalionów, które tylko od czasu do czasu ćwiczą wspólnie, nie miałoby większego sensu.

Problem jednak w tym, że - zdaniem większości ekspertów - taka wizja europejskiej armii jest mało realistyczna.

- Rzeczywista armia UE polegałaby na tym, że słowacki generał mógłby wydawać rozkazy niemieckim żołnierzom, a tego nikt nie chce. Trudno dziś znaleźć jakiś puls w europejskiej polityce obrony - mówił dziennikowi "The Guardian" Nick Witney, były dyrektor Europejskiej Agencji Obrony. Podobnego zdania jest dr Milczanowski.

- Unia jest strasznie podzielona i każde państwo ma własne priorytety. Myślę, że nawet zwycięstwo Trumpa mogłoby nie zmienić sposobu myślenia o europejskim podejściu do obrony. Obecna sytuacja jest dla nich wygodna i żadne apele czy groźby Amerykanów zdają się nie mieć efektu - mówi ekspert. - Aby coś się zmieniło, musi dojść do fundamentalnej zmiany w sposobie myślenia unijnych liderów - podsumowuje.

Przed zbliżającym się kluczowym szczytem Sojuszu Północnoatlantyckiego w Warszawie rozpoczynamy w Wirtualnej Polsce cykl dziennikarski Polska w NATO, NATO w Polsce. Jaka jest historia najpotężniejszego sojuszu świata i jak się w nim znaleźliśmy? Czy natowskie bazy obroniłyby Polskę? Co by było, gdyby NATO zabrakło? To tylko część zagadnień, nad którymi chcemy się pochylić.

Komentarze (137)