Trwa ładowanie...
d2p7fos
25-09-2003 06:40

Chaos i spryt

Rozdawanie lekarstw nie uleczy Iraku, ale polscy lekarze nie mogą zrobić wiele więcej. Iraku nie uleczą też koncesjonowani biznesmeni, jednak ludzie mają dzięki nim co jeść.

d2p7fos
d2p7fos

Do Ain Al-Tamur przyjechali polscy lekarze. Kilkaset osób czekało od świtu w szpitalu. Nadciągali z miasteczka położonego w palmowym gaju i z trzech osad rozrzuconych na pustyni. Z tej pod starożytnym zamkiem El Ohaida, gdzie pasły się białe wielbłądy, i z tej, gdzie osioł obracał kierat ciągnący wodę do rowu melioracyjnego. Nie było tu wojny ani Amerykanów, ale też dawno nie było prawdziwych lekarzy. To znaczy są lekarze, którzy studiowali medycynę w Bagdadzie i tu dostali nakaz pracy. Siedmiu internistów na 20 tysięcy osób. Prywatnej praktyki nie prowadzą, bo wielu ludzi nie stać nawet na wizytę w państwowym szpitalu, która kosztuje dziś dwa saddamy (pięćset dinarów, czyli jedną czwartą dolara). Leki już potem dostaje się w szpitalnej aptece za darmo - jest aspiryna (różowe tabletki) i antybiotyk (zielone). Szpital nie ma sali operacyjnej ani gabinetów zabiegowych, nie ma chłodni na krew, a z aparatury diagnostycznej jest jeden przestarzały rentgen.

Cudu nie będzie

Polacy znosili do dwóch najlepszych gabinetów kartony z lekarstwami. Będą je rozdawać, choć to nie zastąpi cudów, na które wszyscy czekają. Kiedy wreszcie wjechali ze swoimi leżankami na kółkach, tłum za nimi się zamknął i między sąsiednimi pokojami nie dało się już przejść.

Weszłam na chwilę do jednego z nich i wyszłam po pięciu godzinach. Przy pierwszym badaniu doliczyłam się w maleńkim pomieszczeniu 17 osób: trzech polskich lekarzy, dwóch żołnierzy prowadzących ewidencję, tłumacz, lekarz miejscowy, pielęgniarz, policjant, miejscowy dziennikarz, nas dwoje z polskiej prasy, dwoje pacjentów z osobami towarzyszącymi i jeszcze jeden, który przedarł się przez tłum i po chwili zemdlony osunął się na podłogę.

Funkcjonariusz z opaską policji i z kałasznikowem całym ciałem zapierał się o drzwi, które i tak nie dały się zamknąć, więc krzyki z zewnątrz kompletnie zagłuszały słowa chorych. Na nie nakładały się głosy tłumaczy. Doktorzy Bloch i Kowalik bez mrugnięcia okiem czynili swoją powinność. Jeden miał dla pacjenta składane krzesełko, drugi leżankę. Za głównym stołem siedzieli żołnierze i dowódca grupy medycznej, który robił notatki.

d2p7fos

W końcu jednak i doktor Wójcicki dołączył się do badania, kiedy do roboty zabrał się miejscowy lekarz Gassan Abdel Atif. To on przeglądał wyniki, z którymi przychodzili pacjenci, tłumaczył na angielski dotychczasowe rozpoznanie, a doktor Wójcicki powtarzał dalej po polsku. Czasem wkraczał do akcji ze swoim młoteczkiem neurologa lub wodził palcem przed oczami chorego.

Na początku wjechali chorzy na wózkach inwalidzkich - widać tych przepuszczono najłatwiej. Dalej kilka starych kobiet, którym nie było wstyd pokazać się przed lekarzem mężczyzną. Ale i one dawały się badać tylko przez ubranie albo, po długich namowach, wyraźnie skrępowane, zwijały suknie pod czarną sutanną, by odsłonić maleńki kawałek brzucha. Lekarze szybko dali za wygraną i nie nalegali więcej. Zresztą najczęściej starzy ludzie narzekali na reumatyzm, który widać w tej okolicy zbiera największe żniwo.

- Tu potrzebna fizykoterapia, maści, prądy, diatermie! - łapie się za głowę lekarz, który ma świadomość, że z tymi uwagami wygląda, jakby spadł z księżyca. Z ludzkiej magmy na korytarzu co jakiś czas wyrywano mdlejącą matkę z dzieckiem. Straszny widok maleństwa z urazem mózgu sparaliżował wszystkich. Ale kobieta wyszła z niczym, jeśli nie liczyć preparatu witaminowego, bo ważne było, żeby nikt nie odchodził z pustymi rękami. Brązowa narośl na gałce ocznej, padaczka, cukrzyca - nie ma okulisty, nie ma insuliny, nie ma leków na padaczkę.

Sześcioro żywych, pięcioro martwych

- Będzie poród? - ktoś się przeraził na widok kobiety z wielkim brzuchem. Nie, to guz wielkości dziewięciomiesięcznej ciąży. - W życiu czegoś takiego nie widziałem - wykrztusił młody lekarz i wezwał na pomoc chirurga z sąsiedniego gabinetu.

d2p7fos

- Mało mi żeber nie połamali - powiedział ten, kiedy wreszcie się przecisnął, ale też z zakłopotaniem dotykał wielkiego brzucha pacjentki.

- Nowotwór - szeptali bezradni, bo cóż mogli powiedzieć młodej Haradii, kiedy nie ma rentgena ani USG, nie ma sali operacyjnej ani chirurga, który mógłby ją tu kiedyś zoperować, nie ma ginekologa ani w szpitalu, ani w polskiej ekipie. Mogli jej co najwyżej dać skierowanie do szpitala w mieście, do którego i tak nigdy nie dojedzie.

Saba przyniosła lejące się przez ręce niemowlę. Gorączka, biegunka. Diagnoza: ostra infekcja. Nie ma czasu sprawdzać temperatury, zresztą jedyny termometr gdzieś się zapodział. Dostaje garść leków, iracki lekarz stawia na opakowaniu kreski, ile ma podawać. Już wychodziła, kiedy spytałam, ile ma dzieci.

d2p7fos

- Sześcioro żywych, pięcioro martwych - odpowiada. I dodaje, że sama też ma gorączkę. Wtedy zaglądają do jej badań. Od 45 dni ma salmonellozę. W domu zostały inne dzieci z gorączką. Pytam jeszcze, czy ktoś wie, gdzie mieszka, ale jaki to ma sens?

- Złe nawyki żywieniowe - skwitował polski doktor. W sąsiednim gabinecie dzieje się to samo. Chirurgom udało się zrobić małą operację kaszaka, ale większość pacjentów usłyszała to samo: potrzebne długie, specjalistyczne leczenie.

Niech chociaż wiedzą

Czas wyjeżdżać, a na korytarzu wciąż kłębią się ludzie. Dramatyczne ostatnie minuty.

d2p7fos

- Niech ktoś im powie! Wezwij kogoś z tego szpitala, żeby ich zabrał! - woła doktor Żurek w stronę tłumacza. - Halas! - czyli "koniec" - do napierającego tłumu.

- Ja nie mogę! - ucieka zrozpaczony Sousak Mosaud, iracki lekarz, który po latach przyjechał tu z Polski. Pielęgniarka Sława, otrzaskana na misji w Libanie, chce przyjmować do ostatniego, ale lekarze ją besztają.

- Nie da się zbawić całego świata - kwituje doktor Żurek. Doktor Gassan dyskretnie milczy, ale powie mi potem, że zna wszystkich swoich pacjentów, nawet lekarstwa są, bo od dawna zbierali, szykując się na wojnę. Ale dobrze, że Polacy przyjechali. Niech koalicja się dowie, jak wygląda życie na prowincji. Polacy zwijają kartony z witaminami i antybiotykami. Pod eskortą karabinów maszynowych wrócą do jednostki, o godzinę drogi stąd, przez pustynię, do szpitala za murem, gdzie jest nawet samochód dentystyczny, ale tylko dla żołnierzy.

d2p7fos

A w Bagdadzie interes kwitnie

Naer, szef Al Sayeb Trading Company, nie lubił metod Saddama. Trzy razy siedział w więzieniu. Tyle że nie dłużej niż jeden dzień, bo zawsze miał na wykup - 80 tysięcy dolarów. Eksportował z Iraku zboże, daktyle i nawozy sztuczne, importował żywność. Embargo? Uśmiecha się. Siedzimy w jego firmie w środku Bagdadu. Z zewnątrz dom niczym nie różni się od innych parterowych domków z żelazną bramą. Meble ze skaju, odrapany tynk, wentylator. Tylko dwie bramki, przy których siedzą faceci z kałasznikowami przy nodze, świadczą o tym, że pracuje tu ktoś ważniejszy niż sprzedawca olejów silnikowych (choć stoją próbki). Właśnie jego 20 ludzi dostało od Amerykanów świeżutkie pozwolenia na broń, a on sam i jego wspólnicy dokument, w którym jak byk stoi, że okaziciel legitymacji może mieć przy sobie dwa miliony dolarów. Bo głównym zajęciem firmy Naera jest dziś transfer pieniędzy. Prowizja: sześć procent.

W Iraku nikt nie oddaje pieniędzy do banku. Najbliższy prawdziwy bank jest w Ammanie, stolicy Jordanii. Więc teraz przez portiernię u Naera kilka razy w ciągu godziny przechodzą ludzie z czarnymi torbami na śmieci albo z kartonami. To tędy przepływa lwia część pieniędzy na iracki eksport i import. W zamian za małe skromne legitymacje Amerykanie w każdej chwili mają wgląd w ewidencję wszystkich operacji finansowych Naera i jego klientów. Nie musi się więc obawiać nocnych nalotów na dom, które Amerykanie tu i ówdzie przeprowadzają, czasem bez jakiegokolwiek uzasadnienia.

Z posesji Naera codziennie wyjeżdżają dwa miliony dolarów. Dyskretnie, zwykłymi samochodami, przez zatłoczone miasto, miasteczka Faludża albo Ramadi, gdzie nie ma dnia bez strzelaniny, i tysiąc kilometrów pustyni. Granicy praktycznie nie ma. Nie ma posterunków, cła, żadnej kontroli.

d2p7fos

Towar z całego świata

Po latach restrykcji nagle otworzył się 24-milionowy rynek wyposzczonych konsumentów. Niebogatych, więc ciągnie tu towar najtańszy, byle jaki, z krajów tego regionu. Na hurtowym bazarze Dżemila, gdzie Naer ma magazyn, handluje się wołowiną z Brazylii, przyprawami z Tajlandii, pastą pomidorową z Iranu, czipsami z Egiptu. Zero miejscowej produkcji. Europejskie towary są dla Irakijczyków na razie za drogie, ale Naer ściąga egipskie podróbki serka kiri za milion dolarów miesięcznie.

Z Europy opłaca się tylko ściągać samochody. Tyle że dziś na ulice Bagdadu nikt nie wyjeżdża luksusowym samochodem. Na giełdzie, w komisach avalona można kupić za 20 tysięcy dolarów. Okazja, bo po oficerach Saddama, którzy dostawali białe toyoty, nissany i peugeoty. Jednak nikt nie chce trefnego towaru, więc samochody stoją zakurzone. Naer ma w garażu avalona z 2003 roku, mercedesa S320, ale kiedy pytam go o hobby, mówi: ,żony". Ma cztery i już podoba mu się kolejna, ale będzie musiał się z którąś rozwieść, żeby wszystko było zgodnie z prawem. Z rozrzewnieniem wspomina studia w Moskwie, bo tam miał 71 narzeczonych, i wszystkie blondynki.

MARIA WIERNIKOWSKA

d2p7fos
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

WP Wiadomości na:

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d2p7fos
Więcej tematów

Pobieranie, zwielokrotnianie, przechowywanie lub jakiekolwiek inne wykorzystywanie treści dostępnych w niniejszym serwisie - bez względu na ich charakter i sposób wyrażenia (w szczególności lecz nie wyłącznie: słowne, słowno-muzyczne, muzyczne, audiowizualne, audialne, tekstowe, graficzne i zawarte w nich dane i informacje, bazy danych i zawarte w nich dane) oraz formę (np. literackie, publicystyczne, naukowe, kartograficzne, programy komputerowe, plastyczne, fotograficzne) wymaga uprzedniej i jednoznacznej zgody Wirtualna Polska Media Spółka Akcyjna z siedzibą w Warszawie, będącej właścicielem niniejszego serwisu, bez względu na sposób ich eksploracji i wykorzystaną metodę (manualną lub zautomatyzowaną technikę, w tym z użyciem programów uczenia maszynowego lub sztucznej inteligencji). Powyższe zastrzeżenie nie dotyczy wykorzystywania jedynie w celu ułatwienia ich wyszukiwania przez wyszukiwarki internetowe oraz korzystania w ramach stosunków umownych lub dozwolonego użytku określonego przez właściwe przepisy prawa.Szczegółowa treść dotycząca niniejszego zastrzeżenia znajduje siętutaj