Bogusław Grabowski: jestem przerażony budżetem 2004

Bogusław Grabowski (Archiwum)

29.09.2003 | aktual.: 29.09.2003 11:31

Obraz

: A gościem Radia Zet jest Bogusław Grabowski, członek Rady Polityki Pieniężnej. : Witam państwa. : Czy jest pan przerażony budżetem na rok 2004? : Jestem bardzo przerażony. Ja myślę, że to nie jest już nawet najgorszy budżet w ostatnich dziesięciu latach, ale ja bym powiedział, że wręcz jest to budżet skandaliczny... : Dlaczego jest to budżet skandaliczny? : A to dlatego, że w konstytucji przyjęliśmy zasadę, przecież jako całe społeczeństwo, że nie dopuszczamy, by finanse publiczne psuły gospodarkę na tyle, żeby łączny dług publiczny przekroczył 60% Produktu Krajowego Brutto. Ustawa o finansach publicznych wprowadza pewne progi ostrożnościowe, które maja wymusić na rządzie i parlamencie działania zmierzające do naprawy finansów publicznych. I otóż rząd przedstawia budżet, który te wszystkie ostrzeżenia lekceważy i jak ćma do ognia leci do naprawdę poważnego kryzysu. To nie będzie kryzys finansów publicznych, bo taki już mamy. To będzie kryzys państwa. : Czy to będzie kryzys argentyński? : To będzie zależało
od decyzji inwestorów zagranicznych, to trudno ocenić. Ale nawet, gdybyśmy nie mieli i mam nadzieję, że nie będziemy mieli jakiegoś gwałtownego odpływu kapitału zagranicznego, to będziemy musieli się zdecydować na tak radykalne cięcia, które w skali przekraczają naprawdę wyobraźnię przeciętnego obywatela. Chcę powiedzieć, że ten budżet zakłada, że w następnym roku dług publiczny do PKB zatrzyma się troszkę poniżej poziomu 55% – 54,8 i to przy bardzo optymistycznych założeniach na przykład co do kursu walutowego, że on się będzie o ponad 5% średniorocznie wzmocni w porównaniu do tego poziomu, który mamy obecnie, że tempo wzrostu gospodarczego będzie 5%. Gdy którekolwiek z tych założeń nie będzie spełnione, wystarczy że tempo wzrostu będzie troszkę mniejsze... : Ale gdyby pan mógł przełożyć to na język dla przeciętnego człowieka? : Już przekładam... : Mamy budżet z deficytem 45,5 miliarda złotych... : To jest nieprawda, ten deficyt naprawdę w porównaniu do tego roku, gdzie będzie troszkę poniżej 40 w następnym
rośnie do 60 miliardów, bo jednocześnie rząd zastosował tzw. kreatywną księgowość. Ukrył niektóre wydatki, które do tej pory były wpisywane po stronie wydatkowej budżetu, jak to mówią ekonomiści poniżej kreski, czyli nie zakwalifikował głównie wpłat do otwartych funduszy emerytalnych, nie zakwalifikował do wydatków. Ale co to jest 60... : I nie zakwalifikował wpłat do Unii Europejskiej? : I wpłat do Unii Europejskiej. Ale co to znaczy 60 miliardów złotych długu? To jest 15 miliardów dolarów. Pamiętamy, jak społeczeństwo zostało obciążone tymi słynnymi długami gierkowskimi i w jednym roku decydujemy się na to, żeby państwo przyrosło, zwiększyło swoje zadłużenie o 15 miliardów dolarów. Co to znaczy dla przeciętnego obywatela? Jeśli którekolwiek z tych optymistycznych założeń nie będzie spełnione i przekroczymy próg 55 procent, to będziemy musieli zmniejszyć ten deficyt z 60 miliardów w 2004 roku do około 24,25 miliardów w 2005 roku i osiągnąć nadwyżkę budżetową w 2006. : Co to znaczy dla przeciętnego
Kowalskiego? : Dla przeciętnego Kowalskiego znaczy to, że w latach 2005, 2006 wszystkie wypłaty nominalnie z budżetu będą musiały być o kilkanaście do dwudziestu procent niższe, a to znaczy będziemy cieli: płace realne w całej sferze budżetowej, być może będziemy musieli doprowadzić do zmniejszenia realnego poziomu emerytur, rent, wszystkich świadczeń społecznych, będziemy musieli ciąć realnie, po kilka, kilkanaście procent wydatki na podstawowe funkcje państwa: na obronę narodową, na porządek publiczny, na sądownictwo. Czy ja mam jeszcze dalej wymieniać? Dlatego mówię, że taki brak działań reformatorskich doprowadzi do kryzysu państwa. : A może to jest tak, że ten kryzys roi się tylko w głowach analityków, tak jak powiadaja premier Leszek Miller i wicepremier Hausner? Analitycy powinni się zając rzetelnymi raportami dla swoich banków, a nie opowiadaniem o kryzysach! : Pani redaktor, analitycy zajmują się raportami dla zarządów swoich banków i to jest ich obowiązkiem również, moim zdaniem ich obowiązkiem
obywatelskim, w takiej naprawdę poważnej sytuacji finansów publicznych nie można chować głowy w piasek. Ja życzę panu premierowi dobrego samopoczucia, ale trzeba zwrócić uwagę, że jeżeli panu premierowi za pół roku, za rok czy dwa to samopoczucie się popsuje, to niestety ucierpi na tym prawie 40 milionów obywateli. : No dobrze, ale rząd obniżył CIT dla przedsiębiorców, o czym wszyscy mówili i stąd też deficyt budżetowy jest trochę większy? : Ale nie nieco większy, tylko większy o połowę, być może... : To źle, że rząd obniżył CIT? : Pani redaktor, ja myślę, że w sytuacji, kiedy rząd nie podjął reformy po stronie wydatków... : Ale co, źle zrobił rząd, że obniżył CIT, proszę powiedzieć? : Źle. Myślę, że przedsiębiorcy się złudnie cieszą, że będą mieli niższe podatki. Jeżeli nie dojdzie do gwałtownej, szybko wprowadzonej reformy finansów publicznych po stronie wydatków, to naprawdę będą się bardzo krótko cieszyli tymi stawkami. : Ale ja nie rozumiem. Do tej pory ekonomiści naciskali, żeby rząd obniżył CIT dla
przedsiębiorców, że to wymusi na przedsiębiorcach, że zwiększą się miejsca pracy, a tymczasem pan, Bogusław Grabowski z RPP krytykuje rząd za to? : Ja zawsze uważałem, że trzeba obniżać podatek, jestem zwolennikiem podatku liniowego, tylko że wszyscy ekonomiści wiązali ta sprawę z szeroką reformą finansów publicznych. Przy deficycie 5-6% PKB, przy przekraczaniu kolejnych progów w długu w relacji do PKB, najważniejsze jest wprowadzenie reformy wydatków publicznych tak, żeby ona nie tylko zahamowała pogarszanie się finansów publicznych, ale żeby umożliwiła trwałe obniżenie podatków. To jest to samo, co ze stopami procentowymi. Co z tego, że stopy będą niższe przez rok czy dwa lata, jak później przez następne pięć albo dłużej będą wysokie. Co z tego, że będziemy mieli niski 19-procentowy podatek, jeżeli rząd za rok czy dwa będzie musiał podwyższyć go dla ratowania finansów publicznych. : Ale czytał pan dzisiaj w Gazecie Wyborczej, jakie są pomysły rządu dla ratowania finansów publicznych? : ...po stronie
wydatkowej. Pani redaktor, jak widać, stawiamy wóz przed koniem. Najpierw powinniśmy mieć reformę wydatkową... : Czyli reforma KRUSU, zrównanie emerytur dla kobiet i mężczyzn? : Co innego są hasła. To są wszystko bardzo dobre hasła i w tym kierunku powinny iść działania rządu. Tylko że skala tych działań może być różna. : Ale jakiś budżet trzeba było zrobić, prawda? : Ale przecież rząd i parlament nie są od złożenia jakiegoś budżetu, a nawet jeżeli jakiegoś, to ma ustawowe wskazania, w jakim kierunku powinno to iść. Powinno to iść do ograniczania deficytu, a nie do jego powiększania, dlatego że taki mają nakaz prawny i konstytucyjny. : Ale co ma rząd zrobić, jeżeli odziedziczył takie finanse po rządzie Jerzego Buzka? BG> Ja rozumiem, że każdy rząd, który przejął stery władzy, powinien dążyć do poprawy sytuacji, a nie zasiadać, nic nie robić i trwać patrząc, jak się sytuacja pogarsza mówiąc, że poprzedni koledzy też niewiele robili. To nie jest żadne usprawiedliwienie. : Dobrze, ale czy pan sobie wyobraża, że
teraz rząd może dokonać reformy finansów, teraz w 2004 roku, czy zdąży to zrobić, bo w 2005 chyba jest to niemożliwe? : Podobna dyskusję prowadziliśmy, jak ministrem finansów był pan prof. Belka. W październiku objął to stanowisko. Mówiliśmy: jakieś drobne cięcia są możliwe, ale trzeba przygotować reformę na początku wtedy 2002 roku, bo nie ma czasu. Cały 2002 rok został zmarnowany. Przyszedł pan wicepremier w lipcu poprzedniego roku, też coś tam chciał zrobić, ale oczywiście nie miał czasu. Ile tak lat będziemy mówili? Mówię: lecimy jak ćma do ognia. : A jak zostanie przekroczona granica długu publicznego, to co się stanie? : Jak zostanie przekroczona ta granica, to mając nadzieje, że politycy będą mieli poszanowanie dla prawa, to będą musieli dokonać radykalnych, gwałtownych cięć. Czyli w 2005 roku ponad 20 miliardów złotych przy 190 miliardach wszystkich wydatków proszę sobie wyobrazić, co to jest, a w kolejnym roku o ponad 35 miliardów. Czy pani redaktor potrafi sobie w ogóle wyobrazić taką skalę
dostosowań. Wtedy będziemy musieli ograniczyć deficyt nie o 1 czy 2% PKB, ale o 7% w ciągu dwóch lat. Jeżeli teraz jest niemożliwe zmienianie o 1 czy półtora procent, to jak obie wyobrazić takie zmiany później, jeszcze w roku wyborów – 2005. : A co się stanie ze złotówką przy takich założeniach? : To wszystko zależy, jak ten stan będą oceniali inwestorzy. Ja nie widzę żądnych podstaw do tego, żeby ona się wzmacniała, tak jak przewiduje to rząd w swoich założeniach. A jeżeli ona nawet nie będzie się wzmacniała, nawet jeśli się nie osłabi, to wtedy ta zagraniczna część długu publicznego przeliczona na złote będzie więcej ważyła i wtedy będziemy mieli przekroczenie 55% progu już w 2004 roku z tymi wszystkimi konsekwencjami, o których ja teraz mówię. Chyba, że rząd zamiast zmieniać finanse publiczne zacznie zmieniać prawo, ustawę o finansach publicznych, lekceważąc te progi czy dążąc do zmiany konstytucji. To wtedy się na jeszcze większym nieszczęściu ekonomicznym kilka lat później zatrzyma. : Przedstawił pan
taką czarną wizję, mam nadzieje, że nasze oszczędności w bankach będą trwały i nikt nam tego nie zabierze, tak? : Pani redaktor, ja po to tą wizję przekazuje, żeby naprawdę wreszcie się politycy opamiętali. Można się naśmiewać z ekonomistów, ale czy to tak jest, że nikt z nich nie ma racji? : Ale ekonomiści zawsze mają pretensje do RPP, gdyby nie RPP, to jakoś byłoby? : Ja właśnie wróciłem ze Stanów Zjednoczonych, gdzie na bilbordach widnieją reklamy: kredyt hipoteczny najtańszy: 5,38%. U nas są takie same bilbordy, jest napisane 5,55%. Mamy naprawdę już światowe stopy procentowe. Nie zauważyłem, żeby wybuchła eksplozja w budownictwie mieszkań, żeby gwałtownie malało bezrobocie, zszedł temat stóp procentowych na dalszy plan, chyba pani redaktor zauważyła? Konik polityków został wyczerpany, chłopiec do bicia przestał być chłopcem do bicia. Naprawdę politycy muszą się wziąć za rozwiązywanie rzeczywistych problemów gospodarczych. : Niech pan nie wywołuje chłopca z lasu. Dziękuję bardzo.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)