Maltretowane niemowlę w stanie krytycznym
Sześciotygodniowa Julia, która w ubiegłym tygodniu trafiła do Centrum Zdrowia Dziecka, jest w stanie krytycznym - potwierdziła rzeczniczka Centrum Ewelina Nazarko-Ludwiczak. Rodzicom dziewczynki prokuratura postawiła zarzuty "znęcania się nad dzieckiem ze szczególnym okrucieństwem". Grozi im za to do 10 lat pozbawienia wolności.
Rzeczniczka podkreśliła, że mózg dziewczynki nie funkcjonuje, a dziecko oddycha tylko dzięki aparaturze. "Przeprowadzone badania rezonansem magnetycznym wykazały uszkodzenie ośrodkowego układu nerwowego" - dodała.
Prokuratorzy prowadzący sprawę nie chcą wypowiadać się na razie na temat ewentualnej zmiany zarzutów postawionych rodzicom Julii: 20-letniej Monice L. i 27-letniemu Piotrowi S.
Jak powiedział rzecznik warszawskiej prokuratury okręgowej Maciej Kujawski, w sytuacji kiedy osoba pobita umiera - "zmienia się opis czynu na 'pobicie ze skutkiem śmiertelnym', a to też jest przestępstwo zagrożone do 10 lat więzienia. Sam fakt, że taki skutek następuje, jest natomiast brany pod uwagę przy wymiarze kary, którą orzeka się bliżej górnej granicy, czyli 10 lat" - wyjaśnił Kujawski.
Do tragedii doszło 20 października. Do dziecka ze Śródmieścia wezwano karetkę pogotowia. Sześciotygodniowa Julia S. była w stanie ciężkim - początkowo przewieziono ją do szpitala na ul. Litewskiej, później do Centrum Zdrowia Dziecka. Lekarzy zaniepokoił jej stan - liczne "starsze" siniaki, poważne obrażenia głowy i nogi, które wskazywały, że prawdopodobnie dziecko zostało pobite i być może było bite wcześniej. Szpital powiadomił policję.
Rodzice dziewczynki nie przyznają się do maltretowania dziecka. Także sąsiedzi nie zauważyli nic niepokojącego. "Nic nie wskazywało, że w tej rodzinie może się dziać coś niedobrego. To nie jest rodzina patologiczna" - powiedziała wówczas jedna z sąsiadek.
Ojciec Julii jest sanitariuszem - pracuje w jednym z warszawskich szpitali. Wyjaśnił, że dziewczynka wypadła z rąk matki podczas karmienia.