Trwa ładowanie...
05-07-2006 06:00

Politycy nie potrzebują społeczeństwa

Renata Beger wykonała milowy krok na świetlistej drodze polskiej demokracji. Dzięki posłance Samoobrony nagle nabrały mocy i zupełnie nowych sensów żałosne dotąd tłumaczenia, że to nie my odpowiadamy za stan polskiego państwa, bo nie nasi kandydaci rządzą. Oto okazuje się, że rzeczywiście nie ponosimy odpowiedzialności, przynajmniej za część, elit rządzących. Podrabiając 1700 podpisów poparcia posłanka Samoobrona udowodniła, że społeczeństwo wcale rządzącym do niczego potrzebne nie jest.

Politycy nie potrzebują społeczeństwaŹródło: WP.PL, fot: mg
d3ye1ta
d3ye1ta

System jeszcze nie jest idealny, bo jednak Renata B. sfałszowała jedynie dokumenty, które czyniły z niej kandydatkę na posłankę. Później ktoś na nią zagłosował i nic nie wskazuje na to, żeby poradziła sobie z tym sama obecna posłanka. Istnieje jednak nadzieja, że już wkrótce kolejni rządzący będą wchodzić do parlamentu na podstawie tylko i wyłącznie własnych głosów. I wcale nie będą musieli uciekać się do fałszerstw. Wystarczy, że frekwencja w kolejnych wyborach będzie spadała w takim tempie jak dotychczas. Jeszcze 2-3 wybory, a posłowie będą wybierać się sami.

Żeby im to ułatwić należałoby gdzieś stworzyć Polityczny Okręg Autonomiczny. Obywatelstwo takiego okręgu otrzymywałoby się na podstawie legitymacji partyjnej i złożonego oświadczenia, że nie zamierza się już w życiu z nowej ojczyzny wyjeżdżać. Osiadli w POA politycy wybieraliby się wzajemnie do autonomicznego parlamentu, a wcześniej wypełnialiby skrupulatnie swoje listy poparcia. Ci mniej nieuczciwi, którzy mieliby problemy z podpisaniem się za kogoś, mogliby skorzystać z pomocy Ośrodka im. Renaty Beger. Tym, którzy (niesłusznie!) wstydziliby się przed wyborcami swojego niekompletnego wykształcenia, pomagałby Instytut im. Aleksandra Kwaśniewskiego. Fundacja im. Jacka Kurskiego podtykałaby zbyt nieśmiałym kandydatom odpowiednie kalumnie do zniszczenia wyborczych przeciwników. Uniwersytet Macieja Giertycha odszukałby wśród najbardziej pokręconych zabójców jakiegoś politycznego patrona. A jeśli jakiś kandydat uważałby, że jego zbyt wysokie zarobki mogłyby źle wpłynąć na jego wynik wyborczy, odpowiednią radą
służyłby potężny "think tank" złożony z licznych polityków prawicy i lewicy, którym nie robi różnicy zatajenie od czasu do czasu części swoich przychodów.

Najważniejsze jednak w całym POA byłoby to, że sala obrad autonomicznego parlamentu byłaby zamieniona w wielki ring z kadziami błota i pozbawiona absolutnie jakiegokolwiek kontaktu ze światem zewnętrznym. Jak na autonomiczny okręg przystało, władze POA byłyby całkowicie niezależne od naszego zdrowego rozsądku i dobrego samopoczucia. Ich obrzucanie się najgorszym błotem byłoby tylko ich wewnętrzną sprawą i w żaden sposób nas nie dotyczyło. Niech nawet sobie chwalą faszystowskich morderców, byleby nas w to nie mieszali!

Ta eskapistyczna wizja świadczy oczywiście jak najgorzej o mnie. Zaraz pojawią się opnie w rodzaju: „Jak ci tutaj tak źle, to emigruj na Białoruś”. Ale mi nie jest źle. I proszę nie zwalać wszystkiego na mnie. Być może jest tak, że Polacy trochę za bardzo nie lubią swoich polityków i trochę za mocno się od nich próbują odseparować. Ale to się nie bierze z nikąd, proszę państwa! To nie my wznosimy ten mur między władzą a społeczeństwem, przy pomocy drobnych oszustw, arogancji i ideologicznego bełkotu. To nie my budujemy codziennie w pocie i trudzie mający przetrwać tysiąc lat Polityczny Okręg Autonomiczny.

Krzysztof Cibor, Wirtualna Polska

d3ye1ta
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

WP Wiadomości na:

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d3ye1ta
Więcej tematów