Wciąż nieznany los księdza, który pofrunął z balonikami
Z godziny na godzinę maleją nadzieje na uratowanie brazylijskiego księdza Adelira de Carli, który w niedzielę wzbił się w powietrze z zamiarem bicia rekordu z miasta Paranagua. Ksiądz podwieszony został w specjalnej uprzęży do tysiąca kolorowych baloników wypełnionych helem.
24.04.2008 | aktual.: 24.04.2008 21:41
Ostatni raz łączność radiową nawiązano z księdzem de Carli w poniedziałek przed godz. 22.00 czasu brazylijskiego (wtorek godz. 3.00 czasu polskiego). Był jeszcze w powietrzu i prosił o kontakt z odpowiednimi władzami lotniczymi, które byłyby w stanie pomóc w określeniu jego pozycji. Tylko w ten sposób mógłbym podać ludziom tam na dole moje dokładne położenie - powiedział wtedy ksiądz.
Samolot wojskowy wysłany na jego poszukiwanie zlokalizował dwa dni później na pełnym morzu, 50 km na wschód od Florianpolis na wybrzeżu stanu Santa Catarina do Sul, unoszący się na wodzie pęk nienaruszonych kolorowych balonów.
Do rejonu, gdzie załoga samolotu dostrzegła balony, skierowano śmigłowce i statki ratownicze. Poszukiwania podjęły również dziesiątki statków i kutrów rybackich, które łowiły w tym rejonie Pacyfiku. Ekipy ratownicze przeczesują także porośnięte gęstą roślinnością wysepki u wybrzeży stanu Santa Catarina do Sul.
41-letniego ksiądz Adelir de Carli jest w Brazylii bardzo popularny jako duszpasterz kierowców samochodów ciężarowych i "ludzi będących w drodze". Po raz pierwszy wzniósł się w styczniu za pomocą 500 baloników wypełnionych helem na wysokość 5.300 metrów i przeleciał z brazylijskiego stanu Parana do Argentyny.
Tym razem postanowił pobić światowy rekord czasu lotu wolnego na balonikach, wynoszący 20 godzin, i uzyskaną w ten sposób nagrodę pieniężną przeznaczyć na budowę w Paranagua "schroniska duchowego" dla kierowców ciężarówek przybywających z ładunkami do tamtejszego portu.
O przebiegu jego lotu wiadomo z brazylijskich mediów tylko tyle, że najpierw wzbił się na wysokość 6.000 metrów, po czym widziano go na wysokości 2.500 metrów o 750 kilometrów od miejsca startu, lecącego w kierunku północno-zachodnim, w stronę miasta Dourados, gdzie zamierzał wylądować.
Nad ocean zepchnął księdza prawdopodobnie silny wiatr z deszczem, który zaczął wiać w poniedziałek na trasie lotu.
Podczas gdy miliony Brazylijczyków modlą się gorąco o uratowanie zaginionego, instruktor lotów balonowych Marcio Lichtonow, u którego uczył się tej sztuki de Carli, ostrzega przed naśladowaniem popularnego księdza-aeronauty.
De Carli, jak twierdzi instruktor, odbył tylko 10% wymaganych lotów szkoleniowych i był w zasadzie samoukiem. Twierdził, że nie należy wszystkiego planować, lecz trzeba pozostawić margines przygodzie. To fatalny precedens. Teraz mnóstwo szaleńców zacznie naśladować naszego księdza - twierdzi Lichtonow.