Trwa ładowanie...
d28ysv9
16-10-2006 14:14

Miller: nie kupiłem mieszkania za 1378 zł

Redaktor "Dziennika" popełnił rażące kłamstwo, epatując opinię publiczną, że za 93 metry kwadratowe ja zapłaciłem 1378 złotych, kiedy zapłaciłem 10 tysięcy razy więcej - tak były premier, Leszek Miller, komentował artykuł opublikowany w sobotę w "Dzienniku".

d28ysv9
d28ysv9

Salon Polityczny Trójki:Znowu bohater tekstów prasowych na pierwszych stronach gazet. A rzecz idzie o to, że kupił Pan mieszkanie 93-metrowe za 1378 złotych. Powiem złośliwie: gratuluję. I zapytam: jak Pan to zrobił, Panie premierze?

Leszek Miller:Jestem wdzięczny, że Pan zaczął ten temat. Albowiem ja nie kupiłem mieszkania za 1378 złotych, tylko za 13 782 713 złotych. Wpłaciłem tę kwotę 28 czerwca 1990 roku.

Widzę, że ma Pan tutaj dowód wpłaty.

- Zechce Pan powiedzieć słuchaczom, czy powiedziałem prawdę, czy nie.

Mówi Pan prawdę. 28 czerwca 1990 roku. Wykup lokalu. I suma 13 782 713 złotych. Ale to nie zmienia faktu, że nawet, jeśli Pan tyle zapłacił w 1990 roku, to znaczy, że przy średniej ówczesnej płacy milion złotych - to sami Państwo podajecie - zapłacił Pan mniej więcej 13 średnich pensji. A więc, tak licząc dzisiaj ok. 30 tys. złotych za mieszkanie ponad 70 metrowe. Też dobre przebicie.

- Proszę nie popełniać błędu, który Pana koledzy popełniają, publikując te materiały w dzienniku "Dziennik", dlatego, że te wszystkie przeliczenia na dzień dzisiejszy, są obarczone wieloma wadami. Jest inny rynek mieszkaniowy, są inne płace, inne ceny. Ja tylko mówię z całym naciskiem, że Pana koledzy w "Dzienniku" po prostu popełnili rażące kłamstwo epatując opinię publiczną, że za 93 metry kwadratowe ja zapłaciłem 1378 złotych, kiedy zapłaciłem 10 tysięcy razy więcej.

d28ysv9

Panie premierze, 10 tysięcy, według starych złotych.

- Tak. Dokładnie tak. Otóż Pana kolega Tomasz Budkiewicz, warto zapamiętać to nazwisko, dokonał rzeczy niesłychanej. Po prostu zmniejszył kwotę, którą ja wpłaciłem w 1990 roku o 10 tysięcy razy.

Panie premierze, on po prostu dokonał denominacji.

- Nie. Ale on tego nie wyjaśnia. On napisał i Pan widzę trzyma tę gazetę przed sobą, on napisał, co musiał zbulwersować wielu ludzi, że można było kupić mieszkanie za 1378 złotych. Kiedy prawda jest taka, że zapłaciłem 10 tysięcy razy więcej. * Panie premierze, ale to Pan zapłacił, według starych złotych, 10 tysięcy razy więcej. 1378 złotych - rozumiem, że ta suma widnieje na akcie notarialnym z 1997 roku.*

- Ale w 1990 roku nie było innych złotych. Tylko były tamte złotówki.

Rozumiem, że Pan na akcie notarialnym z 1997 roku ma sumę 1378 złotych i stąd jest ta informacja.

- Dlatego, że w tzw. międzyczasie nastąpiła denominacja.

d28ysv9

O tym właśnie mówię.

- Natomiast ja nie zapłaciłem tej kwoty w 1997 roku, wtedy, kiedy dostawałem akt notarialny. Bo ja zapłaciłem tę kwotę 28 czerwca 1990 roku. A więc wpłaciłem w 1990 roku po cenach z 1990 roku, tak, jak się to normalnie robi.

Chce Pan powiedzieć, że wtedy, za 14 mln złotych dało się kupić 90 metrowe mieszkanie?

- Tak. I to była cena wygórowana. Myśmy zapłacili więcej niż wielu innych nabywców. Wtedy pamiętam, co najmniej kilkanaście, kilkadziesiąt tysięcy warszawiaków wykupywało mieszkania. Byli do tego zachęcani, tak zresztą jak dzisiaj jest wielu jeszcze mieszkańców różnych miast zachęcanych do tego, żeby wykupywali mieszkania komunalne i to często przy bonifikacie sięgającej 99 procent. Myśmy zapłacili cenę, która była wyższa, wyższa - podkreślam, niż wtedy płacono.

Proponuję, żebyśmy po kolei zamknęli ten temat mieszkań. Ale próbujmy tę historię od początku do końca powiedzieć. Kiedy Pan tam się wprowadza - mówimy o mieszkaniu na osiedlu Wilanów - i na jakiej podstawie prawnej?

- Wprowadziłem się w 1985, albo 1984 roku na podstawie prawa, które wówczas obowiązywało.

d28ysv9

Czyli dostał Pan przydział z Urzędu Rady Ministrów?

- Z Urzędu Rady Ministrów.

I mieszka Pan tam. Po czym w 1990 roku wykupuje Pan to mieszkanie.

- Tak. Dlatego, że ten zasób mieszkaniowy za zgodą ówczesnego rządu, rządu Tadeusza Mazowieckiego został postawiony do dyspozycji władz samorządowych.

I władze samorządowe najpierw przyznają, po czym w 1991 roku jest stwierdzenie, że jednak...

- W 1990 roku. W 1990 roku władze zwracają się do mieszkańców, że każdy, kto sobie tego życzy może wykupić to mieszkanie.

Ale potem jest kolejny ruch i stwierdzenie władz samorządowych, że nie wszystko było w porządku i jest sprawa...

- Nie, nie. To w ogóle jest zdumiewające, ale proszę sobie wyobrazić, że ówczesne władze, oczywiście prawicowe, postanowiły grupę mieszkańców potraktować inaczej. To znaczy wszyscy mogli wykupić te mieszkania na takich samych zasadach, ale grupa mieszkańców nie. I w związku z tym, jeden z naszych kolegów zwrócił się do NSA i NSA wydał miażdżącą decyzję. Jakby uznając, że władze samorządowe popełniły wszystkie możliwe wykroczenia prawne. I oczywiście od wyroku NSA już nie było odwołania.

d28ysv9

Dlaczego zatem akt notarialny pojawia się dopiero w 1997 roku?

- Dlatego, że brakowało rozmaitej dokumentacji. A i w pewnym momencie ze strony władz samorządowych była obstrukcja i mieszkańcy tego osiedla dostawali akty notarialne w różnym czasie. Od 1994 do 1997 roku. Była kolejka. Ja dostałem akt notarialny w 1997 roku.

Panie premierze, ale jak Pan na to patrzy wstecz i widzi Pan nazwiska czołówki polityków SLD, którzy bardzo, bardzo tanio kupują mieszkania, które dostali do użytku służbowego, to uważa Pan, że wszystko jest w porządku?

- Nie bardzo tanio, tylko bardzo drogo.

No jak bardzo drogo? Panie premierze?

- Oczywiście, że bardzo drogo.

Nawet jeśli liczymy, że to były stare pieniądze i ja przeliczam to na średnie pensje, to dzisiaj wychodzi 30 tys. złotych za takie mieszkanie.

- Proszę nie przeliczać ile to dzisiaj kosztuje, bo kilogram chleba, samochód, itd też dzisiaj inaczej kosztuje. Proszę pamiętać, że jesteśmy w roku 1990. Można wykupywać mieszkania. Te ceny nie są ustalane przez nas, tylko przez rzeczoznawców i przez ówczesne władze dzielnicy Mokotów. I ja płacę tyle nie targując się, ile proponuje mi się, żebym zapłacił. No i płacę.

d28ysv9

Mam jednak wrażenie, że to było to, jak to nazywa Marek Biernacki, polityk PO, takie uwłaszczenie. Marek Biernacki mówi tak: postkomuniści, mówiąc o dobru wspólnym zawsze mają na myśli tylko swój własny interes. To klasyczny brak honoru...

- Pan Marek Biernacki jest politykiem szczerze nienawidzącym innych polityków. Mam na myśli przede wszystkim siebie i własnych kolegów. Ale to, co dla mnie jest nie do zniesienia, to jest to kłamstwo, które zostało umieszczone w "Dzienniku", potem spotęgowane przez szereg innych relacji. I mnie zdumiewa łatwość Państwa dziennikarzy na połykanie rozmaitych ochłapów.

Ale Pan kłamstwem nazywa proste przeliczenie.

- Nie, nie. Ochłapów rzuconych przez ABW. Po to, żeby jakaś paniusia z ABW mogła w telewizji wystąpić i coś mówić o jakimś wyłudzeniu. Wy dziennikarze z dziecinną łatwością dajecie się na to po prostu nabierać.

Pan, paniusią nazywa panią mjr Magdalenę Stańczyk, która - jak pamiętam - była rzecznikiem jeszcze UOP i to za Pana czasów. Więc spokojnie. Ja rozumiem, że ona przedstawiła oficjalne stanowisko.

- Niech sobie będzie. Ale prawdopodobnie, jeżeli chodzi o tę publikację w "Dzienniku", to się skończy po prostu na sali sądowej.

Tylko dla kogo, właśnie?

- Właśnie, żeby sąd powiedział, kto w tym sporze ma rację. Bo ja mam niezbite dokumenty podważające i zadające kłam twierdzeniu dziennikarzy, że wykupiłem w 1997 roku mieszkanie, po cenie z 1990 roku. Nie. Wykupiłem w 1990 roku po cenie z 1990 roku.

Choć to też nie była najwyższa cena - tu się umówmy.

- To była cena, która wówczas obowiązywała. I nie była ustalona przeze mnie, tylko przez rzeczoznawców.

d28ysv9
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

WP Wiadomości na:

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d28ysv9
Więcej tematów