Gdy polski korespondent wojenny Wiktor Bater relacjonował w 2004 r. atak na szkołę w Biesłanie, został postrzelony, a rosyjska telewizja pokazała Polaka na noszach. Żona reportera rozpoznała go po białych butach. W kraju przez pewien czas sądzono, że Bater zginął. Ale fizyczne rany czy "medialna śmierć" to nie wszystko, z czym muszą się liczyć dziennikarze wysyłani w strefy konfliktów i ich rodziny. Jak pisze "Polska Zbrojna", po powrocie do domu reporterzy często nie potrafią dalej żyć z tym, co widzieli.