Żelazna ręka Komisji Europejskiej na unijnych pieniądzach
Komisja Europejska zareagowała sceptycznie na brytyjską propozycję, żeby skoncentrować pomoc Unii Europejskiej na nowych państwach członkowskich, w tym na Polsce. Zasugerował to brytyjski kanclerz skarbu Gordon Brown w dokumencie przesłanym w czwartek organowi wykonawczemu UE. Proponuje on radykalną reformę unijnych funduszy strukturalnych, przysługujących nierozwiniętym regionom UE.
06.03.2003 16:26
Urzędnicy Komisji od razu zwrócili uwagę, że sugerowane przez niego pozbawienie unijnej pomocy większości nierozwiniętych regionów obecnej Unii nie będzie wcale oznaczało przerzucenia zaoszczędzonych pieniędzy do nowych państw członkowskich, gdyż te mają ograniczone zdolności do wchłonięcia pomocy.
"Globalna suma funduszy strukturalnych i spójności spadłaby wtedy o połowę w stosunku do tego, co proponuje Komisja" - powiedział Pierre-Jerome Henin, rzecznik komisarza ds. polityki regionalnej Michela Barniera.
Komisja proponuje wstępnie, żeby suma funduszy strukturalnych w następnym okresie finansowym, rozpoczynającym się w 2007 r., sięgała 0,45% PNB. Według Henin brytyjska propozycja oznaczałaby redukcję tego wskaźnika do nieco ponad 0,2%. Nowe państwa nie są w stanie wchłaniać więcej niż równowartość 4% swojego produktu krajowego rocznie.
Zgodnie z propozycją Browna, prócz nowych członków unijną pomoc zachowałyby także upośledzone regiony Grecji i Portugalii, natomiast straciłyby ją regiony Hiszpanii, południowych Włoch, wschodnich Niemiec, itp.
Środki zaoszczędzone w ten sposób przez Wielką Brytanię i inne państwa członkowskie, wpłacające w tej chwili do unijnego budżetu znacznie więcej, niż z niego otrzymują, trafiłyby bezpośrednio do upośledzonych regionów w tych państwach.
Londyn sam pomagałby Irlandii Północnej, a Berlin - dawnej NRD. Brytyjczycy nazywają to "repatriacją" funduszy strukturalnych. Rzecznik Komisji powiedział, że nie wie, czym różniłoby się to od "renacjonalizacji" unijnej polityki regionalnej i strukturalnej.
Prócz Wielkiej Brytanii pomysł ten popiera zwłaszcza Holandia. Zdaniem unijnych urzędników, w Niemczech trwa gorąca debata na ten temat. Rząd raczej skłania się do "repatriacji", ale wschodnie kraje związkowe podobno wolą dostawać pomoc z Unii, a nie z Berlina.
Komisja ma nadzieję, że podobnie myślą władze regionalne w Wielkiej Brytanii. Obawiają się one bowiem, że wbrew obietnicom rządy centralne będą próbowały pozbawić je "repatriowanych" pieniędzy albo będą je uzależniać od innych kryteriów niż przejrzyste i jednakowe dla wszystkich kryteria unijne.
Poza tym taka renacjonalizacja oznaczać będzie nierówną konkurencję między regionami położonymi w krajach o różnym poziomie bogactwa. Bogatsze rządy będą sobie mogły pozwolić na hojniejsze wsparcie swoich regionów - ostrzegają urzędnicy Komisji.
Cała ta dyskusja to dopiero początek debaty, która potrwa zapewne do 2006 r., kiedy to przywódcy poszerzonej Unii podejmą ostateczne decyzje o planach budżetowych UE na następny okres. (jask)