Zastrzelili gangstera w szpitalu? - policja nie potwierdza
Stołeczna policja zatrzymała dwie osoby, powiązane z zastrzelonym w środę wieczorem w Szpitalu Bielańskim 26-letnim Konradem O., według nieoficjalnych źródeł członkiem tzw. gangu modlińskiego. Jeszcze nie wiadomo, czy mają jakiś związek ze środową strzelaniną - dowiedziała się Polska Agencja Prasowa ze źródeł zbliżonych do śledztwa.
19.08.2004 | aktual.: 19.08.2004 19:06
Według rozmówcy PAP, zatrzymani byli dwa tygodnie temu w ogródkach piwnych na Woli, gdy postrzelono tam trzy osoby - m.in. Konrada O. pseud. Obój. Ranny został wówczas też pracownik ogródków, który zmarł w szpitalu. Konrad O., który w tej strzelaninie został raniony w udo, zdołał wrócić do Nowego Dworu Mazowieckiego. Policji powiedział, że postrzelił go nieznany sprawca tuż przed domem. Zaprzeczał, że był w ogródkach piwnych. Nie zwrócił się także do policji z prośbą o ochronę.
Uciekli przez okno
W środę wieczorem do sali, w której leżał na oddziale chirurgii urazowej Szpitala Bielańskiego, wtargnęło dwóch zamaskowanych mężczyzn. "Obój" zginął na miejscu. Razem z nim w sali przebywało sześciu pacjentów; nie zostali jednak ranni. Bandyci według relacji pacjentów uciekli przez okno spuszczając się prawdopodobnie po linie.
Policja na razie nie potwierdza, że zatrzymani mieli związek ze strzelaniną. Zbierane są materiały procesowe. Prokurator nie postawi zarzutów bez dowodu wskazującego, że to faktycznie te, a nie inne osoby. Bandyci, którzy strzelali, byli zamaskowani, musimy więc szukać innych dowodów - podkreślił rozmówca PAP.
W Szpitalu Bielańskim pracuje ok. 20 ochroniarzy. Jest też system 16 kamer - jednak z powodu remontu trzy są zdemontowane, a sześć wyłączonych. Poszczególne oddziały są zamknięte, ale zdarza się, że osoby wchodzące zapominają zamykać drzwi.
Ochroniarz nie podejrzewał
Jak powiedziała rzeczniczka szpitala Barbara Lis-Udrycka, trudno też się spodziewać, by w szpitalu publicznym, w którym znajduje się m.in. laboratorium analityczne, można było całkowicie kontrolować ruch osób wchodzących i wychodzących.
Jak powiedziała, bandyci, którzy zastrzelili Konrada O., weszli w godzinach otwarcia szpitala. Ochroniarz nie zauważył niczego podejrzanego, żadnego pakunku, nie miał więc powodów, by ich zatrzymać - powiedziała.
Konrad O. niedawno opuścił areszt śledczy. Według nieoficjalnych informacji należał do tzw. grupy modlińskiej, działającej w Warszawie i okolicach. Był uznawany za prawą rękę jej szefa Dariusza K. pseud. Kary.
Był też jedną z dziewięciu osób oskarżonych m.in. o spowodowanie wybuchu bomby, która zabiła w czerwcu 2000 r. cztery przypadkowe osoby przed pubem w Nowym Dworze Mazowieckim, oraz o zastrzelenie dwóch gangsterów. Ładunek był przeznaczony dla kierownictwa grupy nowodworskiej. Prokuratura ustaliła, że bombę zmontował Dariusz K., szef grupy modlińskiej.
Proces w tej sprawie przed stołecznym sądem ruszył w lipcu ubiegłego roku. Na początku tego roku sąd zdecydował o zwolnieniu z aresztu Konrada O., a także "Karego".
Nie prosił o ochronę
Wojnę grupy nowodworskiej z modlińską spowodowała próba przejęcia przez Modlin warszawskiego Żoliborza jako swojej strefy wpływów. Grupa modlińska zaciekle starała się zdobyć w tej okolicy wpływy i wyprzeć grupę nowodworską. Jak spekulują media, po wyjściu m.in. "Karego" na wolność wojna gangów zaczęła się na nowo.
"Obój" nie był pilnowany w szpitalu przez policjantów, nie poprosił bowiem o ochronę. Jak powiedział Zbigniew Matwiej z zespołu prasowego Komendy Głównej Policji, każda osoba, która czuje się zagrożona, może zwrócić się do policji o ochronę. Taki wniosek trafia do komendanta wojewódzkiego i on podejmuje decyzję o sposobie, czasie i miejscu ochrony.