Załoga Columbii: 6 minut umierania
Wahadłowiec Columbia zaczął gubić części już nad wybrzeżem Kalifornii, sześć minut przed rozpadnięciem się nad Teksasem - ogłosił zespół badający okoliczności katastrofy, potwierdzając to, co astronomowie i amatorscy obserwatorzy nieba mówili od samego początku.
19.02.2003 15:40
Członek zespołu dochodzeniowego James Hallock, fizyk i szef wydziału bezpieczeństwa lotnictwa w Ministerstwie Transportu USA, powiedział, że części, które oddzieliły się od wahadłowca były prawdopodobnie tak małe, iż nie spadły na Ziemię, lecz spłonęły w atmosferze.
Columbia rozpadła się 1 lutego na wysokości 62 km nad Ziemią kilkanaście minut przed planowanym lądowaniem w bazie kosmicznej im. Kennedy`ego na Florydzie. W katastrofie zginęło siedmioro astronautów. Analiza fotografii i taśm wideo, na których astronomowie i amatorzy utrwalili końcową część lotu wahadłowca, wykazała, że gubił on części już sześć minut przed rozpadnięciem się.
Hallock powiedział, że jeśli któreś z nich dotarły na Ziemię, należałoby ich szukać na rozległym przeważnie górzystym terenie od południowych wybrzeży Kalifornii po Teksas. "Bardzo trudno będzie je znaleźć, ale z pewnością chcielibyśmy je obejrzeć" - dodał.
Na wtorkowej konferencji prasowej członkowie zespołu dochodzeniowego oświadczyli, że nie są przekonani, iż fragment, który ugodził w lewe skrzydło wahadłowca na starcie 16 stycznia, był częścią lekkiej pianki izolacyjnej pokrywającej zbiornik paliwa. Uważają za możliwe, że w skrzydło trafił kawał lodu lub jakiś znacznie cięższy fragment osłony zbiornika, znajdującej się pod izolacją piankową.
Hallock powiedział, że pęknięcie w lewym skrzydle wahadłowca, rozpatrywane jako możliwy powód katastrofy, musiałoby być dość spore, aby rozgrzane do bardzo wysokiej temperatury gazy otaczające Columbię w końcowej fazie lotu mogły przedostać się przez poszycie do środka statku.
Tuż przed rozpadnięciem się statku czujniki zarejestrowały raptowny wzrost temperatury w lewej części wahadłowca.
Eksperci amerykańskiej agencji kosmicznej NASA biorą pod uwagę najróżniejsze możliwe przyczyny tragedii, w tym zderzenie na orbicie wokółziemskiej ze szczątkiem jakiegoś sztucznego satelity lub meteorytem, ale nadal skupiają się na starcie wahadłowca i zarejestrowanym wtedy przez kamery uderzeniu jakiegoś fragmentu w lewe skrzydło wahadłowca. Przypuszczają, że coś, co zdarzyło się właśnie wtedy, mogło potem doprowadzić do katastrofy. (mp)