PolskaWyścig bez pokoju

Wyścig bez pokoju

Securitate, Stasi, stalinowcy – to tylko niektóre epitety, jakimi media i opozycja obrzuciły ostatnio PiS. Poczucie zwykłych ludzi, że żyje się trochę lepiej i uczciwiej, kontra histeria większości mediów – co zwycięży w nadchodzącej kampanii wyborczej?

29.08.2007 | aktual.: 29.08.2007 06:50

Od kilku tygodni media żywią się niemal wyłącznie licytacją agresywnych wypowiedzi polityków. Wspomniane bon moty cytowane są na zasadzie: im wypowiedź głupsza, tym lepiej się sprzeda. Dziennikarze, którzy współtworzą ten stan na równi z politykami, labiedzą przy okazji, że mamy do czynienia z cyrkiem.

Ale to właśnie media odpowiadają za to, że nie próbują wytłumaczyć, o co naprawdę toczy się gra. A jeśli już spróbują, to częściej dezinformują, niż cokolwiek rozjaśniają. Bo napisanie prawdy byłoby niepoprawne, niezgodne z linią medialnego mainstreamu.

O zaangażowaniu mediów w kampanię świadczy najlepiej to, czego w nich nie ma. W ubiegłym tygodniu w liczącej się rosyjskiej gazecie "Wriemia Nowostiej" ukazał się tekst atakujący Ludwika Dorna, zatytułowany "Marszałka na mydło". Informacja ta przemknęła przez jeden z polskich portali. A potem... zapadła cisza. Wyobraźmy sobie, co by się działo, gdyby napisano tak o polityku z partii innej niż PiS, mającym w dodatku żydowskie korzenie. Ale skandaliczna rosyjska publikacja zbiegła się przypadkiem z wypowiedzią Aleksandra Kwaśniewskiego o tym, że PiS szkodzi Polsce na arenie międzynarodowej. Rzecz jasna, gdyby wokół tekstu o Dornie wybuchł skandal, kompletnie zepsułoby to efekt wystąpienia Kwaśniewskiego.

Można odnieść wrażenie, że przeciwnicy IV RP stosują metody niemal identyczne jak w latach 90., przekonani, że siła zdominowanych przez nich mediów wciąż może wszystko.

Jak Kaczyński ugryzł żubra

Jeden z bohaterów powieści Józefa Mackiewicza "Droga donikąd" tłumaczy, że "psychiczne działanie bolszewizmu, jak każde tego rodzaju, wymaga ciszy i skupienia. Nie da się chloroformować pacjenta, gdy ten się rzuca". Jeśli przyjąć tezę, że medialna propaganda III RP ma wiele cech tej rodem z PRL, to w zeszłym tygodniu doszło jednak do przerwania ciszy przez chloroformowanego pacjenta.

Był nim wywiad z Jarosławem Markiem Rymkiewiczem, poetą, eseistą, dramaturgiem i krytykiem literackim, który ukazał się w sobotniej "Rzeczpospolitej". Wydaje się on na tyle ważny, że warto choć w skrócie przytoczyć jego tezy.

Rymkiewicz ocenia siłę rażenia medialnego zgiełku zupełnie inaczej niż sami jego twórcy: "skutki gazetowego i telewizyjnego wrzasku są wreszcie niewielkie". Jak ironicznie dowodzi, dziś, trochę jak za komuny, ludzie "nie wierzą gazetom – no może wierzą w przepisy kulinarne". Zdaniem poety, wbrew propagandzie mediów Polacy patrzą raczej na rzeczywistość dookoła i są bardziej szczęśliwi niż kiedykolwiek, co widać szczególnie na prowincji. Inaczej niż w latach 90. dumni są z tego, że są Polakami. Rozprawia się też Rymkiewicz z główną linią medialnej propagandy, stwierdzając, że zarzucanie PiS rządów autorytarnych czy totalitarnych "obraża tym samym tych wszystkich, którzy cierpieli w dwudziestowiecznych państwach totalitarnych".

Odnosząc się do komentarza Piotra Pacewicza z "GW", Rymkiewicz stwierdza wprost, że są ludzie, którzy chcą, żeby w Polsce było gorzej, bo "jak tu będzie gorzej, to im będzie lepiej", choćby tak jak w "gangsterskiej Polsce lat 90.". Mówi też o wykształciuchach, produkcie PRL: "wykształcili się zawodowo, ale nie wykształcili się moralnie – są egoistyczni, cyniczni, myślą tylko o własnym interesie i własnej karierze". Dlatego wykształciuchy "nie są polskimi inteligentami, nie mają prawa aspirować do takiego miejsca w naszych dziejach. (...) Kto niegdyś wchodził do tej warstwy, przyjmował na siebie pewną fundamentalną powinność – służenia wspólnocie".

Stwierdza, że "peerelowskich zawodowców trzeba traktować tak, jak na to zasługują, czyli pilnować, żeby za bardzo nie szkodzili Polsce". Poeta wyraża też zdecydowane poparcie dla Jarosława Kaczyńskiego, którego nazywa najwybitniejszym polskim politykiem od czasów Józefa Piłsudskiego: "Wszystko, co robi Jarosław Kaczyński, jest dobre dla Polski. Podkreślam – wszystko. To zdanie obejmuje także jego błędy, jego pomyłki (...) to w ogóle nie jest ważne". Dlaczego? Jak mówi Rymkiewicz, Polska jest jak "wielki ospały żubr śpiący pod drzewem w Puszczy Białowieskiej". Ale w ciągu ostatnich dwóch lat coś się zmieniło: "To już nie jest sen pod lipą, to już nie jest podobny śmierci sen stanu wojennego, to już nie jest omdlenie lat dziewięćdziesiątych. Właśnie dlatego wszystko, co zrobił i co robi Jarosław Kaczyński, jest dobre. Ugryzł żubra w dupę i to czyni go postacią historyczną". Teraz żubr biegnie przed siebie, "historia Polski nagle się poruszyła. Polacy się ruszają, rusza się im w głowach". Dlatego Kaczyński
wygra następne wybory. Ale nawet gdyby nie wygrał, powinien wiedzieć, że "nie wystarczy tylko raz, jeden raz, zmusić do galopu tego starego białowieskiego żubra. Józef Piłsudski wykonywał coś takiego wiele razy".

Pomysł Marcinkiewicza: rząd Suchockiej-bis

Wywiad Rymkiewicza, mimo że jego wartość polega na oderwaniu się od bieżących przepychanek, okazał się jak najbardziej na czasie. 15 sierpnia w "Dzienniku" ukazał się tekst Kazimierza Marcinkiewicza. Był w nim tak naprawdę jeden istotny, a przeoczony przez komentatorów fragment: "W ostatnich dniach pojawiają się również głosy, że koalicja PO–PiS jest możliwa, ale już bez Jarosława Kaczyńskiego. Nie da się wykluczyć takiego scenariusza, tym bardziej że wiele wskazuje na wyborczą wygraną Platformy, a tym samym na Donalda Tuska jako kandydata na premiera. W jego rządzie trudno byłoby znaleźć miejsce dla Jarosława Kaczyńskiego po tym, jak był już szefem własnego rządu, więc koalicja mogłaby być tworzona w oparciu o innych polityków PiS z Jarosławem Kaczyńskim jako liderem partii, ale nie członkiem ekipy rządzącej". Otóż ten cytat to w istocie propozycja zmierzania w kierunku rządu Suchockiej-bis, w którym zresztą Marcinkiewicz był wiceministrem (nie byłby to nawet rząd Buzka – bo premierem miałby być były
działacz UW). Osłabianie Kaczyńskiego to pomysł marginalizowania jedynego silnego ośrodka konsekwentnie, choć nie zawsze w satysfakcjonującym tempie, dążącego do IV RP.

Mrzonki POPiS, nowy PRON Giertycha

By utrzymać władzę, PiS musiałoby wygrać dość zdecydowanie. Zwycięstwo wydaje się bardzo realne – przed poprzednimi wyborami w manipulowanych sondażach PO miała większą przewagę niż dziś (zapewne tej broni układ użyje także teraz).

Koalicja PO–PiS jako narzędzie kontynuowania zmian to raczej mrzonki, bo musiałaby ona oznaczać poparcie PO dla przynajmniej niektórych działań na rzecz demontażu postkomunizmu. Tymczasem PO rządzi aparat dawnego KLD. Obecni liderzy PO dokonywanie wyboru między uczestnictwem w układach III RP i popieraniem demontażu postkomunizmu zakończyli najpóźniej w 1991 r., biorąc udział w "prywatyzacji" za rządów premiera Jana Krzysztofa Bieleckiego. Do wspierania orientacji niepodległościowej nie byli zdolni już w 1992 r., za rządu Jana Olszewskiego. Czym PO jest dziś, można zobaczyć obserwując interesy lokalnych działaczy tej partii w wielkich miastach, gdzie ma ona władzę. To one decydować będą o tym, co PO zrobi po wyborach. Zaostrzenie sytuacji politycznej pokazało też prawdziwą twarz walczącego o polityczne przeżycie Romana Giertycha, najostrzej dążącego do zniszczenia PiS. Zachwalając ostatnio pomysł rządu "zgody narodowej" bez PiS, kontynuuje on tradycje ojca z czasów, gdy zasiadał on w Radzie Konsultacyjnej
przy Wojciechu Jaruzelskim. A także, może jeszcze bardziej, z okresu trochę późniejszego, gdy w 1990 r. chciał, by Polska pozostała w Układzie Warszawskim i RWPG.

Król jest nagi

Wbrew pozorom podziały elektoratu PiS i jego przeciwników mogą przebiegać nietypowo. Peerelowscy profesorowie z rad wydziałów prawa protestujących przeciw lustracji zagłosują na LiD lub PO. Ale już młodzi absolwenci prawa w sporej części oddadzą głosy na PiS, jako gwaranta, że jeśli chodzi o egzaminy na aplikację, ich sytuacja się nie pogorszy.

PiS wygra, jeśli okaże się, że rację ma Rymkiewicz i żyjemy w czasach, w których akcje prawdy zwyżkują. Bo kampania jest okazją do jej pokazania. Czy słyszał ktoś w mediach opinię, że jeśli młodzi Polacy dziś emigrują, to przez LiD? Oczywiście w pierwszym rzędzie przez SLD, odpowiedzialne za lata komunizmu, które spowodowały nasze zacofanie gospodarcze. W drugiej kolejności – przez UW i model przemian faworyzujący peerelowskie korporacje i oligarchię, czyli dławiący przedsiębiorczość młodych. Niby oczywiste, ale chloroform medialny w tej sprawie działa i to nie kto inny jak LiD dowodzi, że winowajcą jest tu PiS.

Jak się wydaje, im bardziej radykalizuje się i odrywa od rzeczywistości medialna propaganda, tym większy efekt może odnieść podobny do tego wzniesionego przez Rymkiewicza okrzyk "Król jest nagi", dotyczący kolejnych zakłamanych przez media dziedzin.

Piotr Lisiewicz

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)