Wybory w Grecji. Czy Aleksis Cipras i Syriza utrą nosa UE i Merkel?
Jeśli wierzyć w to, co mówią w kampanii wyborczej politycy, niedzielne wybory w Grecji jawią się jako grecka tragedia, w której bohater - czyli grecki wyborca - stoi przed prawdziwie tragicznym wyborem, mającym w dodatku globalne konsekwencje.
23.01.2015 | aktual.: 25.01.2015 09:57
Dalsze zaciskanie pasa (tj. zwycięstwo rządzącej Nowej Demokracji) będzie oznaczać koniec demokracji w Europie, w której warunki dyktować będzie skrajna prawica z Marine Le Pen na czele - straszy lider skrajnie lewicowej SYRIZY Aleksis Cipras. Zwycięstwo SYRIZY to ryzyko bankructwa Grecji, opuszczenia strefy euro i kolejnej europejskiej recesji - ostrzega premier Samaras do spółki z Angelą Merkel.
Jak wskazują sondaże, Grecy prawie na pewno postawią jednak na Ciprasa. W ostatnich przedwyborczych sondażach, jego partia notuje nad partią Antonisa Samarasa ok. 5 - procentową przewagę.
- Możliwości są dwie: albo Syriza będzie rządzić samodzielnie, albo w koalicji bardziej umiarkowanymi partiami lewicowymi - mówi w rozmowie z WP Dimitri Sotiropoulos, politolog z London School of Economics i Uniwersytetu Ateńskiego.
Grecy wybiorą Syrizę, lecz niekoniecznie ze strachu przed Le Pen i zagrożeniem dla europejskiej demokracji. Powód jest bardziej przyziemny. Choć wskaźniki ekonomiczne powoli się poprawiają - rośnie PKB, a budżet zanotował nadwyżkę - to sytuacja gospodarcza Grecji nadal jest opłakana. Bezrobocie wynosi 26 proc. - a wśród młodych nawet 50 proc., płace nie rosną, eksport kuleje.
- Z powodu politycznej niestabilności zmniejszają się też wpływy do budżetu, bo wielu obywateli postanowiło nie płacić podatków, przynajmniej aż do wyklarowania sie sytuacji - dodaje Sotiropoulos.
Popularność Syrizy, czyli Koalicji Radykalnej Lewicy - nowej partii pozlepianej z byłych komunistów, radykalnych lewicowców, związkowców i byłych członków PASOK-u (Partii Socjalistycznej) - to bezpośredni skutek tej sytuacji. Sytuacji spowodowanej polityką i ostrymi cięciami, które Grecja - naciskana przez UE i Międzynarodowy Fundusz Inwestycyjny - musiała przyjąć, by nie zbankrutować.
Złote obietnice
Cipras, który nazywa obecny stan gospodarki "kryzysem humanitarnym", oferuje natomiast zmęczonym Grekom powrót do starych, dobrych czasów sprzed krachu gospodarczego: zwolnionym urzędnikom - w efekcie cięć prawie 25 proc. wszystkich pracowników administracji państwowej straciło zatrudnienie - obiecuje nie tylko przywrócenie do pracy, ale i powrót do poziomu ich pensji sprzed kryzysu. Zwolnionym nauczycielom - otwarcie zamkniętych szkół, zwolnionym lekarzom - otwarcie zamkniętych szpitali, a związkom zawodowym - większe wpływy w każdym sektorze gospodarki. Wszystko to, jak obiecuje lider Syrizy, jest możliwe bez powiększania długu i konieczności ogłoszenia bankructwa. Cipras liczy ponadto na umorzenie części greckiego długu i renegocjację warunków jego spłacania.
Problem w tym, że poza greckimi wyborcami, mało kto w te obietnice wierzy. A co najważniejsze, nie wierzą w nie właściciele greckich obligacji i kredytodawcy.
- Wierzyciele Grecji jasno wyrazili swoje stanowisko: oczekują oni kontynuacji reform i restrykcyjnej polityki fiskalnej - mówi Sotiropoulos - a więc jeśli Syriza zdobędzie pełnię władzy i będzie realizować swoje obietnice będziemy mieli bardzo delikatną sytuację - dodaje.
Na oczach całego świata
Właśnie z tego powodu i tego konfliktu greckie wybory wzbudzają zainteresowanie całego świata. Na tyle duże, że europejscy politycy z trudem powstrzymywali się od prób wpłynięcia na decyzje Greków. Niemiecki rząd oświadczył - a po dwóch dniach zdementował informację o tym, że jest gotowy na wyjście Grecji ze strefy euro. Podobnie wypowiadał się Komisarz UE ds. unii walutowej, Francuz Pierre Moscovici, który określił program Syrizy jako "samobójczy".
Jeśli miało to zniechęcić wyborców do głosowania na skrajną lewicę, to plan ten się nie powiódł. Wypowiedzi odebrano w Grecji jako próbę ingerencji w sprawy państwa, przez co przysporzyły one Syrizie jeszcze większej popularności.
Lewicowa międzynarodówka
Z wielkim zainteresowaniem i nadziejami wybory w Grecji obserwuje także europejska skrajna lewica, a szczególnie notująca dobre wyniki hiszpańska partia Podemos, która podobnie jak Syriza buduje swoją kampanię na ostrym sprzeciwie wobec reform i polityki zaciskania pasa, nakazywanej przez Trojkę. Lider Podemos, Pablo Iglesias, towarzyszył nawet Ciprasowi w kampanii wyborczej.
- To nie będzie kolejny asystent Angeli Merkel! Wiatr przemian w Grecji i w całej Europie wieje z południa i nazywa się Syriza! - wołał na ostatnim wiecu wyborczym w Atenach Iglesias.
- Grecja wstaje z kolan, z pewnością, dumą i godnością! - wtórował mu Cipras. Mimo tego zjednoczonego frontu i buńczucznej retoryki, eksperci nie przewidują, by nowy rząd poszedł na konflikt z wierzycielami. Mogłoby się to bowiem skończyć bankructwem Grecji i jej wyjściem ze strefy euro, a to z kolei oznaczałoby potężne konsekwencje, odczuwalne nie tylko w Atenach, ale i w Berlina czy Brukseli. Scenariusz ten jest tym bardziej odległy, że w ostatnich dniach kampanii sam lider Syrizy tonował swoje wypowiedzi, zapowiadając że zrobi wszystko, by Grecja pozostała w eurolandzie.
- Jedyne, na co może liczyć Syriza, to lekkie poluzowanie planu reform - szczególnie jeśli zyska wśród europejskich ekonomistów i polityków. Wyjście ze strefy euro jest bardzo mało prawdopodobne - mówi Sotiropoulos.