Wybory na czarno - lewe interesy polityków
Kampania wyborcza to raj dla lewych interesów. Za cichą zgodą polityków miliony złotych wydawane są pod stołem. Traci budżet państwa. Korzystając z nieujawnionych pieniędzy kandydaci na parlamentarzystów zaciągają nieformalne zobowiązania. Jako pierwsi ujawniamy sposoby nielegalnego pozyskiwania funduszy wyborczych oraz oszukiwania podczas rozliczania kampanii.
13.10.2007 | aktual.: 13.10.2007 10:37
Przedstawione sposoby oszukiwania są znane od lat specom od kampanii i wykorzystywane bez względu na przekonania polityczne. Artykuł powstał w oparciu o rozmowy z osobami kandydującymi, zajmującymi się kampanią, firmami wykonującymi usługi wyborcze, pracowniami Państwowej Komisji Wyborczej oraz na podstawie analiz wyborczej dokumentacji finansowej różnych ugrupowań z lat 2001-2006.
Z własnej i cudzej kieszeni
Żeby wydać na czarno pieniądze trzeba je mieć. Są trzy główne źródła cichego finansowania, z czego dwa wykorzystują głównie kandydaci indywidualnie prowadzący kampanie. Najmniej groźne jest wspomaganie oficjalnie dokumentowanych wydatków po cichu własnymi pieniędzmi. Gorzej, gdy polityk korzysta ze wsparcia zaprzyjaźnionych biznesmenów (rodzi to zobowiązania o charakterze korupcyjnym) lub członków rodziny (skutkiem tego jest nepotyzm). W takich przypadkach nielegalnie wydaje się zwykle kilkanaście do kilkudziesięciu tysięcy złotych. Trzecie źródło dofinansowania kampanii pozwala uzyskać znacznie większe kwoty – idące w setki tysięcy złotych. Wiąże się jednak z koniecznością posiadania stref wpływów – zarezerwowane jest zatem dla partii rządzących, na szczeblu krajowym lub lokalnym. Korzystają z niego małe grupy współdziałających członków danej partii. Tego rodzaju działania wymagają czasu, dlatego rozpoczyna się je zwykle... wkrótce po wyborach – z myślą o następnej kampanii.
Ciche fundusze
Efektywność w budowaniu nielegalnego funduszu zależy do tego, jak wysokie stanowiska pełnią członkowie grupy zbierającej pieniądze. Jednym z popularniejszych sposobów są synekury dla zaufanych osób (stanowiska w administracji i firmach z udziałem Skarbu Państwa). Otrzymujący je zobowiązują się przekazywać część dochodów lub premii na „cichy” fundusz. Niejednokrotnie nakręca to spiralę wynagrodzeń i awansów, bo wzrost dochodów skutkuje większymi wpływami. Część ze sposobów wysysania pieniędzy na wybory nosi pozory legalności. Przykładowo firma XZ zleca osobie związanej z grupą wykonywanie fikcyjnych umów o dzieło – np. ekspertyz, opinii itp. Zarabiać można także na zamówieniach w trybie bezprzetargowym – na prowizjach za kontrakty dla zaprzyjaźnionych firm. Do pozyskiwania pieniędzy przydatne są także kontrolowane przez polityków fundacje i stowarzyszenia. Pozyskują one dotacje na działalność statutową, ale ich część przeznaczają na lewe wydatki wyborcze. Co ciekawe, bywa, że część pieniędzy z cichego
funduszu jest legalizowana. Po rozpoczęciu kampanii trafia w postaci wpłat od podstawionych osób na konto komitetu. Tak postępują często ugrupowania, które mają zbyt mało zwolenników, by legalnie zgromadzić fundusze, a nie korzystają z państwowego dofinansowania. Udokumentowanie wydatków przydaje się do uzyskania zwrotu kosztów kampanii (dotacji).
Usługi sponsorowane
Jest wiele sposobów na ukrycie lewych wydatków. Przedstawiamy najpopularniejsze. Zainteresowana wsparciem swojego kandydata firma zamawia dla siebie billboardy czy citylighty w tej samej agencji, z której usług korzysta dany polityk. Przykładowo firma wykupuje dla siebie 50 billboardów, a polityk 20. Przy cichej akceptacji agencji część billboardów firmy zostaje wykorzystana do reklam wyborczych kandydata. Wszyscy korzystają, zatem przekręt jest nie do wykrycia bez ujawnienia przez jego uczestników. Dodatkowo skorzystanie z pośredniaka (patrz niżej) pozwala zatrzeć ślady nadużycia. Niemal powszechnie stosowanym przekrętem jest korzystanie ze świadczeń niepieniężnych. Prawo pozwala jedynie na rozwieszanie plakatów i roznoszenie ulotek przez wolontariuszy partii. Wartość wszelkich innych usług (np. wynajmu sal na spotkania z wyborcami, udostępniania telefonów, komputerów, samochodów) należy wykazywać w rozliczeniach i pomniejszą one limit wyborczy. Nie wykazywanie tego rodzaju usług jest w praktyce bezkarne ze
względu na wadliwy system państwowego nadzoru nad rozliczeniem kampanii. Plakaty na lewo
Masz skromny limit od partii na wybory? Nie ma problemu. Zafunduj sobie plakaty. Nie są tanie, ale pozwalają świetnie ukryć przekręt. To najlepszy, a zarazem efektywny wizualnie sposób na wydanie pieniędzy, których pochodzenia nie można udokumentować. Zasada jest prosta. Kandydat Y zamawia np. 10.000 plakatów. Jednak tylko za np. połowę płaci na fakturę, a za resztę – z ręki do ręki. W podobny sposób finansowane są płyty pilśniowe, na których przyklejane są plakaty. Pokusa jest duża, bo każda sztuka kosztuje wielokrotnie więcej niż druk plakatu. Przekręt podwójny – nie tylko wyborczy, ale także fiskalny, gdyż Skarb Państwa nie otrzymuje podatku od usług wykonanych na lewo. Oszustwo dosyć trudne do udowodnienia bez złamania solidarności obu stron przekrętu. Bez trudu jego ślady można wykryć analizując faktury i sprawdzając zakłady usługowe (zwykle stolarskie i tapicerskie) zajmujące się oklejaniem tablic. Jeśli brakuje wydatków na tablice, jest bardzo prawdopodobne, że opłacono je na czarno. Skalę procederu
można sprawdzić, analizując zakupy płyt pilśniowych przez firmy oklejające plakaty. Zwykle przed wyborami nabywają one wielokrotnie więcej płyt niż są potem wykazywane w fakturach wystawianych komitetom wyborczym.
Pośrednik do ukrywania
Przy wydawaniu po cichu kilku tysięcy złotych nie trzeba specjalnie się starać, by zrobić to nie wzbudzając podejrzeń. Jeśli ktoś wydaje na lewo kilkadziesiąt tysięcy – trzeba uważać. Najlepiej skorzystać z pośrednika, którym będzie firma zaprzyjaźnionej lub spokrewnionej osoby. Kupuje ona usługi wyborcze np. w telewizji za 50.000 złotych, ale komitetowi wyborczemu wystawia fakturę na 40.000 złotych. Różnicę wyrównuje się wystawiając faktury na fikcyjne usługi lub zawierając umowy o dzieło (wystarczy do tego zaprzyjaźniona firma lub osoba, która zarabia na takiej „usłudze”). Proceder pozwala znacznie obniżyć oficjalne koszty i spożytkować lewe pieniądze. Pośrednik przydaje się podwójnie, jeśli jest firmą z branży reklamowej. Wówczas wykorzystuje się go nie tylko do zamawiania usług, ale także do ich realizacji. Są one wtedy wykonywane po kosztach lub poniżej cen rynkowych. Pośrednik pełni wtedy dodatkowo funkcję ukrytego sponsora.
Pozory jawności
Finansowanie kampanii wyborczej jest ustawowo jawne. W praktyce jawność dotyczy wyłącznie sprawozdań składanych w PKW przez komitety wyborcze. Nie są upubliczniane wewnątrzpartyjne dokumenty dotyczące rozliczeń – w tym umowy z pośrednikami, zamówienia na przygotowanie materiałów wyborczych, kosztorysy usług. Najbardziej przejrzystości finansowania kampanii szkodzi nie ujawnianie przez przedsiębiorstwa dokumentów związanych z wydatkami wyborczymi. Nawet państwowe firmy (np. Poczta Polska) nie są zobowiązane do udostępniania informacji o wykonanych na potrzeby kampanii usługach. Przykładowo – kandydat XY rozesłał 50.000 bezadresowych druków wyborczych na fakturę wystawioną na partię ABC, a drugie tyle wysłał na własny koszt lub na firmę kolegi. Do PKW trafi tylko faktura wystawiona na partię, a poczta – zasłaniając się tajemnicą handlową – nie ujawnia innych wykonanych usług wyborczych.
Poza kontrolą
Łamanie zasad finansowania jest w Polsce karalne, ale to martwe przepisy. Żadna instytucja nie kontroluje firm wykonujących usługi wyborcze. Jeśli sprawa trafi do prokuratury jest zwykle umarzana bez dokładnego sprawdzania. Przekręty wyborcze robią karierę głównie z powodu bardzo ograniczonych kompetencji PKW. Są kraje, w których organy nadzorujące kampanie mają uprawnienia zbliżone do policji. Niestety, PKW musi opierać się tylko na dokumentach przekazanych przez komitet wyborczy. W praktyce możemy wykrywać tylko błędy rachunkowe. Nie możemy sprawdzić, czy dana partia w rzeczywistości np. nie wykupiła więcej pieniędzy niż wynika z faktur – mówi pracownik PKW. Co więcej, działania kontrolne prowadzone są dopiero po wyborach, podczas gdy standardem europejskim stają się kontrole w trakcie kampanii. Po wyborach w 2005 roku odpowiedzialny za finanse PiS Stanisław Kostrzewski powiedział PAP, że subwencje z budżetu, to „jedyny, prawidłowy sposób finansowania partii politycznych”. Jego zdaniem dotowanie znacznie
zmniejsza możliwość korupcji. Co zastanawiające, kolejne rządy (łącznie z obecnym) niewiele robią, by zmienić nieprzejrzyste, korupcjogenne zasady finansowania. Cicha akceptacja?
Oficjalnie wszystkie sztaby wyborcze zaprzeczają, by tolerowały wydawanie przez kandydatów pieniędzy na lewo. W rzeczywistości nacisk kładziony jest nie na eliminowanie takiego procederu, ale przede wszystkim na zapewnienie „domknięcia” bilansu partii i legalność wpłat. Żadne ugrupowanie nie może przekroczyć limitu wydatków, bo grozi to pozbawieniem zwrotu wydatków od państwa. Na spotkaniu przed startem kampanii powiedziano nam, ile możemy wydać, i że na te kwoty musimy przynieść faktury wystawione na partię. A wszystko inne to nasz problem. To było jak mrugnięcie okiem w reklamie piwa bezalkoholowego – mówi poznaniak kandydujący z jednego z ostatnich miejsc. Zachętą do ukrywania wydatków jest wyznaczanie niskich limitów wewnątrzpartyjnych dla kandydatów z dalszych miejsc. Mogą oni legalnie wydać zaledwie po kilka tysięcy złotych. Niektóre ugrupowania (zwykle te, które mają słabe notowania w sondażach) wyznaczają outsiderom limity po kilkaset złotych. Za takie pieniądze nie da się zrobić zauważalnej
kampanii. Jeśli komuś marzy się kariera polityczna, a nie jest osobą powszechnie znaną, to musi poprzestać na marzeniach lub jest skazany na mijanie się z prawem.
Nie wszyscy oszukują
Z przedstawionych sposobów oszustw nie korzystają wszyscy kandydaci. Zwykle najbardziej uczciwie rozliczają się politycy, którzy kandydują po raz pierwszy. Na ogół bez przekrętów prowadzone są także kampanie lokomotyw list wyborczych. Wynika to z faktu, że partie finansują je z własnych środków. Nadużycia popełniają najczęściej politycy ze szczebla regionalnego oraz drugoplanowi, którzy zasiadali już w Sejmie lub Senacie i chcą dalej korzystać z parlamentarnych przywilejów. Muszą oni sami zapewnić sobie fundusze na kampanie, a wewnątrzpartyjne limity są dla nich często zbyt niskie.
Wyborczy słownik finansowy
Limit wyborczy – kwota, jaką według ordynacji może wydać każdy komitet wyborczy. Zależna jest od liczby zgłoszonych list. Przy wystawianiu kandydatów we wszystkich okręgach w kraju limit w 2007 roku wynosi 30.305.147 złotych. Jego przekroczenie jest karalne, grozi też utratą dotacji.
Limity wewnątrzpartyjne – kwoty ustalane przez ugrupowania dla kandydatów w poszczególnych okręgach, na podstawie podziału limitu wyborczego. Są uzależnione od miejsca na liście, popularności kandydatów oraz wysokości deklarowanych przez nich wpłat na fundusz wyborczy.
Dotacje wyborcze – mające charakter zwrotu kosztów wyborczych kwoty, przekazywane przez państwo ugrupowaniom, które weszły do parlamentu. Są wyliczane na podstawie udokumentowanych wydatków i liczby uzyskanych mandatów. Za wybory w 2005 roku partie otrzymały kwoty od około 5 do 30 milionów złotych.
Subwencje partyjne – pieniądze przekazywane przez państwo rokrocznie na działalność partii, które weszły do parlamentu. W ostatnich latach subwencje wynosiły od 5 do 24 milionów złotych rocznie.
Limit darowizn – zgodnie z prawem finansować kampanie można tylko z funduszy partyjnych (tworzą je składki i dotacje od państwa) oraz darowizn od osób fizycznych. W obecnych wyborach każdy Polak może wpłacić na komitet wyborczy maksymalnie 15-krotność minimalnego wynagrodzenia, czyli 14.040 złotych.
Krzysztof M. Kaźmierczak