Wszyscy jesteśmy sędziami - opinia publiczna może wpływać na wyrok ws. Katarzyny W.?
- Proces Katarzyny W. jest poszlakowy tylko po części - mówi prof. Zbigniew Ćwiąkalski, były minister sprawiedliwości. W wywiadzie dla "Polityki" Ćwiąkalski pytany, czy opinia publiczna może wpływać na wyrok sądowy, stwierdził, że w przypadku Katarzyny W. "są ogromne, rozpalone przez tabloidy emocje i jest 'zapotrzebowanie' na zabójstwo".
27.02.2013 | aktual.: 27.02.2013 08:43
Zbigniew Ćwiąkalski ma zastrzeżenia do sądu, który zdecydował o ujawnieniu aktu oskarżenia Katarzyny W. oraz opinii biegłych. - Kodeks karny wręcz zakazuje udostępniania materiałów z postępowania przygotowawczego przed ich ujawnieniem na rozprawie głównej - tłumaczy. I dodaje, że choć prokurator czy sąd może zezwolić na ujawnienie jakiejś części materiału, to "jest sprawą bez precedensu ujawnienie całości, łącznie z osobistymi, czasem dość intymnymi wyznaniami w pamiętniku oskarżonej". - Ujawniono także dane mogące mieć wpływ na zeznania świadków czy opinie biegłych. Nie jestem natomiast zaskoczony jawnością rozprawy. Przewidywałem, że na pewno sąd nie wyłączy jawności całej rozprawy, ale może to robić w stosunku do jej poszczególnych części, odnoszących się do spraw bardziej intymnych, małżeńskich czy wreszcie jakichś opinii biegłych dotyczących samej oskarżonej, jej stanu psychicznego - mówi Ćwiąkalski.
Były minister sprawiedliwości pytany, dlaczego sędzia był surowszy niż prokurator i przedłużył areszt Katarzynie W. znacznie ponad to, czego chciała prokuratura, powiedział, że "w sprawach o zabójstwo, a Katarzynie W. postawiono taki zarzut, rzadko kiedy uchyla się areszt przed prawomocnym orzeczeniem sądu pierwszej instancji". - Przedłużenie aresztowania więc nie dziwi, zwłaszcza że sąd sparzył się na poprzednim uchyleniu aresztu. Natomiast trudno wnikać w intencje ujawnienia uzasadnienia, bo rzecz rzeczywiście jest bez precedensu, zwłaszcza w sprawie tak drażliwej, dotyczącej śmierci dziecka, kwestii rodzinnych, gdzie zawsze wskazana jest większa wrażliwość i ostrożność. Można było przecież ujawnić same zarzuty bez uzasadnienia albo z fragmentami uzasadnienia - ocenia Ćwiąkalski.
Tłumaczy także, że proces Katarzyny W. jest poszlakowy, ale tylko po części. - W procesie poszlakowym chodzi o to, żeby popełnienie przestępstwa przez daną osobę udowodnić za pomocą faktów ubocznych - wyjaśnia. I dodaje, że w procesie matki Madzi z Sosnowca, "wiemy, że spowodowanie śmierci wiązało się z zachowaniem Katarzyny W., ale poszlaki dotyczą tego, czy było to działanie umyślne, czy przypadkowe, czyli nieszczęśliwy wypadek, który mógłby pozostać nawet bezkarny, gdyby nie można było bez wątpliwości zarzucić jej winy".
W opinii Ćwiąkalskiego, sprawa Katarzyny W. jest zdecydowanie trudna do osądzenia. M.in. ze względu na postawienie jej zarzutu nieumyślnego bądź umyślnego spowodowania śmierci. W pierwszym przypadku mogłaby być skazana na 5 lat pozbawienia wolności, w drugim - na 10, a po dwóch i pół roku mogłaby się ubiegać o warunkowe przedterminowe zwolnienie, przy czym zaliczono by jej dotychczasowy areszt. - To jest wyzwanie dla prokuratury, dla obrońcy, ale także dla opinii publicznej i mediów, które dotychczas życie Katarzyny W. traktowały jako coś na sprzedaż, także dlatego, że ona sama w narzucane jej role wchodziła - mówi Ćwiąkalski. Zaznacza, że postępowanie przygotowawcze różni się od procesu sądowego, który "wymaga przede wszystkim rzetelności, a nie poszukiwania sensacji". - Tu rozstrzyga się przyszłość oskarżonej. To sąd o tym ostatecznie decyduje - mówi Ćwiąkalski.